Strony
▼
piątek, 31 sierpnia 2012
czwartek, 30 sierpnia 2012
Legendy Indian: Kobieta, która spadła z nieba
Legenda Irokezów
Na początku, w Niebiańskim Świecie, żona w ciąży poprosiła męża, aby przyniósł jej wszystko, czegokolwiek by nie zapragnęła. Niestety zapragnęła kory z korzenia Wielkiego Drzewa rosnącego po środku Niebiańskiego Świata, którego nikomu nie pozwalano dotykać. W końcu mąż zgodził się i zdarł ziemię, by obnażyć korzeń Drzewa. Pod spodem była dziura i gdy kobieta przez nią spojrzała, straciła równowagę i spadła do środka. Zaczęła spadać w dół. Na szczęście gdy tak spadała pomogły jej ptaki, które spowolniły jej lot. Wylądowała na skorupie wielkiego Morskiego Żółwia.
Tutaj, na Morskim Żółwiu, posadziła korzonki i rośliny, które zabrała ze sobą z Niebiańskiego Świata. Stworzyła w ten sposób ziemie znane teraz jako Wyspy Żółwie (Galapagos).
Kobieta, która spadła z nieba urodziła córkę, która została zapłodniona przez Zachodni Wiatr. Będąc jeszcze w łonie, nienarodzeni jeszcze bliźniacy zaczęli się kłócić, w jaki sposób powinni się narodzić. Leworęki bliźniak twierdził, że powinni się narodzić w zwykły sposób. Zamiast tego, narodzili się wychodząc przez lewą pachę swojej matki, zabijając ją. Nowo narodzeni bliźniacy zakopali swoją matkę, która stała się Matką Zboża, źródłem zboża, fasoli i kabaczków, trzech Irokezkich Zbożowych Sióstr. Z jej serca urósł poświęcony tytoń, używany, by wysyłać wiadomości i podziękowania do Niebiańskiego Świata.
Dwaj bracia kontynuowali rywalizację między sobą, w wyniku której stworzyli zwierzęta i rośliny, reprezentujące różne drogi życia. Praworęki bliźniak utworzył piękne wzgórza, jeziora, kwiaty, delikatne stworzenia. Leworęki zaś, postrzępione klify i wiry, cierniste krzewy i drapieżniki. Praworęki bliźniak był zawsze prawdomówny, sensowny, dobrego serca i prostoduszny, Leworęki kłamał, walczył, buntował się i robił pokrętne rzeczy.
Ponieważ praworęki bliźniak utworzył ludzi, jest znany jako Stworzyciel i Mistrz Życia. Ale leworęki bliźniak był także pomocny. Wymyślił rytuały czarów i uzdrawiania. Świat, który zbudowali zawierał zarówno współpracę i konkurencję, miłość i agresję.
Gdy skończyli tworzenie świata, kontynuowali rywalizację na innych polach - poprzez hazard czy walkę między społecznościami. Pewnego dnia, Praworęki bliźniak w końcu był górą, i przy pomocy rogu jelenia zabił swego brata. Zrzucił ciało Leworękiego bliźniaka poza krawędź ziemi. Skutkiem tego Praworęki bliźniak i jego reguły stworzyły dzień, zaś Leworęki bliźniak ze swoimi regułami od tej pory reprezentował noc.
Babcia Niebiańska była wściekła, że Praworęki bliźniak zamordował brata i oskarżyła go o złe działanie. Praworęki rozgniewany stwierdził, że babcia zawsze sprzyjała błędnemu rycerzowi, jakim był Leworęki bliźniak, odciął jej głowę i podrzucił ją do nieba, gdzie stała się Księżycem. Ciało zaś wrzucił do oceanu. Ciało to przemieniło się we wszystkie gatunki ryb żyjące w morzach.
Irokezi uważają, że zarówno Leworęki jak i Praworęki bliźniak są niezbędni do istnienia świata, by zachować równowagę. Podczas uroczystości, dzienną działalność zaszczyca Praworęki bliźniak, działalność nocną, taką jak ucztowanie, śpiewy i tańce honoruje Leworęki bliźniak. To napięcie i walka o równowagę między dwoma braćmi i zasadami życia są częścią irokezkich świąt i cykli życia.
wtorek, 28 sierpnia 2012
Indianie - krótka historia
Indianie, rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej, zamieszkiwali niegdyś cały rozległy kontynent, Żyjąc w harmonii z amerykańską przyrodą. Przybycie osadników z Europy było początkiem końca indiańskiego świata, bezpowrotnie znismzyło całą tradycję i kulturę mieszkańców tej ziemi.
Filmy i książki, które stworzyły legendę Dzikiego Zachodu, ukazywały jedynie mały wycinek historycznego dziedzictwa Indian północnoamerykańskich. „Czerwonoskórzy" nie byli jednym narodem, lecz dzielili się na wiele różnych grup i plemion o odmiennej kulturze, obyczajach i języku.
Pierwsi ludzie przybyli na kontynent amerykański 35 tysięcy lat temu z Syberii na Alaskę przez cieśninę Beringa. Rozprzestrzenili się w obu Amerykach, przystosowując się do tamtejszych warunków rozwijając rozmaite kultury i wyodrębniając się w różne plemiona. Do czasu przybycia pierwszych Europejczyków szacuje się, że w obu Amerykach istniało 300 różnych grup etnicznych i języków. Pierwszym Europejczykiem, który zetknął się z rdzennymi mieszkańcami Nowego Świata był w 1492 r. Krzysztof Kolumb. Nazwał on ich po hiszpańsku los indianos, ponieważ był przekonany, że dotarł do Indii. Błąd Kolumna wkrótce wyszedł na jaw, ale nazwa Indianie przyjęła się na określenie całej rdzennej ludności obu Ameryk.
Hiszpanie byli pierwszymi Europejczkami w Nowym Świecie. W Ameryce Północnej kolonizacja hiszpańska objęła dzisiejszy Meksyk i południowo-wschodnie tereny USA wraz z zasiedlonym później Teksasem. Pojawienie się Hiszpanów miało ogromny wpływ na życie wielu plemion indiańskich. To właśnie wtedy Indianie północnoamerykańscy zaczęli używać koni, które sprowadzili do Nowego Świata Hiszpanie.
Plemiona indiańskie zamieszkujące pogranicze obszaru Wielkich Równin prowadziły mieszaną gospodarkę rolniczo-łowiecką łącząc uprawę ziemi z polowaniem na bizony. Od tysiącleci indiańscy myśliwi polowali pieszo, odkąd mogli dosiąść koni, łowy zmieniły charakter. To spowodowało migrację tych plemion na prerie Wielkich Równin, gdzie podążały za stadami bizonów ograniczając się teraz wyłącznie do polowań.
Od początku XVII w. na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej zaczęli zakładać swe kolonie osadnicy z Anglii i Holandii. W odróżnieniu od Hiszpanów przybyli oni tam z zamiarem osiedlenia się i własnej pracy na roli. Wydawali się więc początkowo niegroźni tubylczej ludności indiańskiej, która przywitała ich przyjaźnie.
Pierwsze konflikty
Zgodne współżycie trwało jednak krótko. Wkrótce nieporozumienia i spory doprowadziły do pierwszych starć. W 1636 r. w kolonii Massachusetts zabicie w niejasnych okolicznościach kilku kupców stało się pretekstem do zorganizowania karnej ekspedycji w wyniku, której spalono wioskę Indian Peąout. Zachowanie kolonistów z Massachusetts było typowe dla postawy ówczesnych Europejczyków.
Przez większość XVIII w. Indianie północnoamerykańscy przeciwstawiali się ekspansji europejskich kolonizatorów. Wówczas Anglicy, Francuzi i Hiszpanie byli zajęci walkami między sobą o kolonie. W czasie tych konfliktów wiele indiańskich plemion angażowało się po jednej lub drugiej stronie. Tak było również w przypadku wojny amerykańskich kolonii o niepodległość, w wyniku której porażkę poniosła Wielka Brytania i powstały Stany Zjednoczone Ameryki.
Konflikty między białymi a Indianami w czasie wojen XVIII w. odznaczały się często wielką brutalnością po obu stronach. Krwawy obyczaj skalpowania przez Indian zabitych przeciwników trwał jeszcze przez cały XIX w. przy akceptacji i zachętach ze strony białych.
Powstanie Stanów Zjednoczonych przyniosło kres wielkim konfliktom kolonialnym. Indianie zamieszkujący obszar nowo powstałej republiki byli stale wypierani ze swych tradycyjnych siedzib. Zmuszano ich do odsprzedawania swych ziem i wypędzano lub osadzano w rezerwatach. Polityka rządu amerykańskiego zmierzała do oczyszczenia ziem ze wszystkich Indian.
Do lat 30. XIX w. udało się zrealizować założenia tej polityki na całych terenach położonych na wschód od rzeki Missisipi łamiąc opór wszystkich zamieszkałych tam plemion. Na zachód od Missisipi rozciągły się Wielkie Równiny; uważano, że nie nadają się na tereny osadnicze dla białego człowieka. W 1830 r. na mocy uchwały Kongresu rząd amerykański postanowił przesiedlić Indian ze wschodniego wybrzeża Missisipi na zachód do nowo zorganizowanego tzw. Terytorium Indiańskiego w obrębie Wielkich Równin. Te tereny miały należeć do Indian „dopóki trawa będzie rosła, a rzeki płynąć będą".
Szlak łez
Wśród plemion zmuszonych do przeniesienia się na teren Wielkich Równin byli Czirokezi. Próbowali oni zmienić tę decyzję odwołując się do sądu. Niekorzystne rozstrzygnięcie spowodowało, że w 1838 r. zostali przesiedleni na Terytorium Indiańskie (dzisiejszy stan Oklahoma). Podczas wędrówki tzw. szlakiem łez do nowych siedzib pod nadzorem wojska, jedna czwarta Czirokezów zmarła z głodu, chorób i wycieńczenia.
Wkrótce okazało się, że mimo przyrzeczeń Indianie zamieszkujący na .zachód od Missisipi nie mieli zaznać spokoju. Odkrycie złota w Kalifornii w 1849 r. spowodowało, że przez tereny łowieckie Indian zaczęły sunąć całe karawany poszukiwaczy złota i pionierów. Biali zorientowali się wtedy, że rozległe i żyzne obszary Wielkich Równin warte są zasiedlenia. Szybko więc nowi osadnicy zaczęli zajmować te tereny. Często wzywali armię amerykańską, by broniła ich interesów; konflikt między białymi a rdzennymi mieszkańcami Ameryki wszedł w ostatnią fazę.
Przez długi czas Indianie prerii zamieszkujący Wielkie Równiny opierali się wpływom białego człowieka. Koczowniczy tryb życia i zajmowanie się polowaniem na bizony uczynił z nich znakomitych wojowników, potrafiących celnie strzelać dobrze jeździć konno i orientować się w terenie. To wszystko sprawiło, że byli niesłychanie groźni w walkach podjazdowych, zwłaszcza prowadzonych na ich własnym terenie. Mimo to zostali pokonani przez białego człowieka i wypędzeni ze swoich ziem. Jednym z powodów klęski Indian było niemal całkowite wytępienie przez białych myśliwych stad bizonów. Biali urządzali prawdziwe rzezie tych zwierząt, z których zdzierali jedynie skóry, a mięso i całą resztę zostawiali. Zagrożeni głodem Indianie nie mieli innego wyjścia jak porzucić tradycyjny, wędrowny tryb życia i dać się zamknąć w rezerwatach utworzonych przez rząd amerykański.
Plemiona takie jak Siuksowie czy Apacze przeciwstawiały się jednak ograniczaniu ich terytoriów. Siuksowie zdołali obronić swoje terytorium po trzech wojnach z białymi. Czwarta wojna wybuchła, gdy odkrycie złota w świętych górach Siuksów Black Hills - Czarne Wzgórza spowodowało, że biali ponownie złamali traktat i wdarU się na ich tereny. W czasie tej wojny Siuksowie odnieśli w 1876 r. legendarne zwycięstwo nad Little Big Horn, gdzie niemal doszczętnie wybili ponad dwustuosobowy oddział kawalerii pod dowództwem pułkownika Custera, który sam poniósł śmierć na polu bitwy. Niektórzy twierdzą, że Indianie zawdzięczali swe największe w dziejach zwycięstwo nad armią amerykańską, umiejętnie zastawionej pułapce na oddział Custera. Inni przypisują je lekkomyślności żądnego sławy pułkownika, który zlekceważył dane mu rozkazy i zaatakował samodzielnie duży obóz Indian. Ta klęska wywołała odwet armii amerykańskiej, która przeprowadziła krwawą kampanię zimową bezwzględnie niszczą opór Siuksów i zmuszając ich wodza, Siedzącego Byka do ucieczki do Kanady.
Ostatni akt
W tym czasie większość Indian została już pokonana i zamknięta w rezerwatach. Warunki tam panujące były tak złe, że prowokowały ludność indiańską do buntów i ucieczek. Ostatni akt indiańskiego oporu został stłumiony w 1886 r., gdy do poddania się zmuszono wodza Apaczów Geronimo. Cztery lata później miał miejsce ostatni indiański dramat, kończący ostatecznie okres wojen indiańskich. Była to krwawa masakra w Wounded Knee, która nie miała właściwie nic wspólnego z regularną walką. 29 XII 1890 r. 7 pułk kawalerii dokonał masakry ponad 250 mężczyzn, kobiet i dzieci z plemienia Siuksów, którzy uczestniczyli w nowym obrzędzie religijnym zwanym tańcem ducha. Indianie wierzyli, że w ten sposób pozbędą się białego człowieka i powrócą bizony. Można przypuszczać, że kawalerzyści ciągle pamiętali klęskę nad Little Big Horn, którą chcieli pomścić.
Pozostawieni własnemu losowi i skazani na wegetację w rezerwatach Indianie ulegali demoralizacji. Liczba ludności indiańskiej stale spadała. Władze na różne sposoby starały się rozbić wspólnoty plemienne, dzieląc np. ziemię indiańską na indywidualne działki. Wszelkie „nadwyżki" ziemi przy okazji takich działów zagarniane były przez białych osadników. Między rokiem 1880 a 1930 Indianie utracili w ten czy inny sposób około dwie trzecie przyznanych im ziem.
W 1924 r. nastąpiło ostateczne przyznanie wszystkim Indianom amerykańskiego obywatelstwa. Wielu Indian, widząc bezpowrotny koniec swojego tradycyjnego świata, starało się zamerykanizować i przenosiło się do miast. Najczęściej jednak te przenosiny okazywały się jedynie zamianą ubóstwa rezerwatów na nędzę slumsów. Odrodzenie indiańskich społeczności rozpoczęło się w latach 60. XX w. Indianie, obok innych mniejszości, zaczęli domagać się równouprawnienia w ramach ruchu praw obywatelskich. Mimo dyskryminacji, słabszego wykształcenia i bezrobocia Indianie zaczęli na nowo przypominać sobie o swej tożsamości i nawiązywać do indiańskich tradycji. Na początku lat 90. liczba Indian w USA wzrosła do około dwóch milionów.
http://www.edukateria.pl/praca/indianie-rdzenni-amerykanie/
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
***
Przed wieloma laty,
za ojczyznę zginęli.
Wśród krwi potoków,
wśród cierpień kamieni.
Dziś pośród przestworzy
pod skrzydłami orła schronieni.
Na śmierci pomszczenie,
na ziemi stracenie,
pomóc nam zaprzysiężeni,
siłą ich, my umocnieni.
W ciszy nocy bęben wojny gra,
pieśń pod niebo się wzbija.
Głosem wolności zabrzmi ziemia,
gdy wskrzeszenia wybije godzina.
Ciało znaki święte pokryją
w blasku ognia zatańczymy.
Niech pieśń zwycięstwa płynie,
bo my w chwale powrócimy.
Pomścimy zniewag wieki
i cierpień naręcza.
Z krwi ofiarę tu złożymy,
wroga pokonamy.
Z orlim piórem we włosach
wampum wolności
braciom poniesiemy
niedziela, 26 sierpnia 2012
piątek, 24 sierpnia 2012
czwartek, 23 sierpnia 2012
Legendy Indian Lalka bez twarzy
Legenda Irokezów
Trzy irokeskie siostry, Ziarno, Fasola i Kabaczek były trzema duchami-żywicielami. Z początku, duch Ziarno był tak szczęśliwy będąc duchem-żywicielem, że poprosił Stworzyciela o więcej możliwości uszczęśliwiania i pomocy ludziom. Więc Stworzyciel zaczął robić lalkę zrobioną z łusek zbożowych. Utworzył jej piękną twarz i dał ją irokeskim dzieciom. Ale lalka, w miarę jak przechodziła z wioski do wioski, od dziecka do dziecka, gdzie nieustannie wychwalano jej piękno, stała się tak próżna, że Stworzyciel zganił ją i poprosił aby powstrzymała się od takiego zachowania. A jeśli Go nie posłucha, będzie musiał ją ukarać. Lalka zgodziła się i usiłowała być bardziej pokorna. Ale jednego dnia, idąc przez zatoczkę, spojrzała do wody i zatrzymała się, by podziwiać piękno swojego odbicia. Stworzyciel, jednakże wszystko widział. Wysłał olbrzymią sowę z nieba, by przechwyciła jej odbicie w wodzie. Od teraz, gdy znów spojrzy w wodę aby podziwiać swoje piękno, nie ujrzy swojego odbicia. Już nigdy więcej nie będzie mogła widzieć swojej twarzy ani podziwiać swojego wyniosłego piękna. Odtąd, kiedy matka Irokezka daje lalkę swojemu dziecku, zwykle lalka nie ma twarzy. Opowiada wtedy dziecku legendę o łuskowej lalce. Irokezi pragną by ich dzieci cenili unikalne prezenty, które Stworzyciel dał każdemu z nich, ale nie okazywali swojej wyższości fizycznej czy intelektualnej nad innymi.
Trzy irokeskie siostry, Ziarno, Fasola i Kabaczek były trzema duchami-żywicielami. Z początku, duch Ziarno był tak szczęśliwy będąc duchem-żywicielem, że poprosił Stworzyciela o więcej możliwości uszczęśliwiania i pomocy ludziom. Więc Stworzyciel zaczął robić lalkę zrobioną z łusek zbożowych. Utworzył jej piękną twarz i dał ją irokeskim dzieciom. Ale lalka, w miarę jak przechodziła z wioski do wioski, od dziecka do dziecka, gdzie nieustannie wychwalano jej piękno, stała się tak próżna, że Stworzyciel zganił ją i poprosił aby powstrzymała się od takiego zachowania. A jeśli Go nie posłucha, będzie musiał ją ukarać. Lalka zgodziła się i usiłowała być bardziej pokorna. Ale jednego dnia, idąc przez zatoczkę, spojrzała do wody i zatrzymała się, by podziwiać piękno swojego odbicia. Stworzyciel, jednakże wszystko widział. Wysłał olbrzymią sowę z nieba, by przechwyciła jej odbicie w wodzie. Od teraz, gdy znów spojrzy w wodę aby podziwiać swoje piękno, nie ujrzy swojego odbicia. Już nigdy więcej nie będzie mogła widzieć swojej twarzy ani podziwiać swojego wyniosłego piękna. Odtąd, kiedy matka Irokezka daje lalkę swojemu dziecku, zwykle lalka nie ma twarzy. Opowiada wtedy dziecku legendę o łuskowej lalce. Irokezi pragną by ich dzieci cenili unikalne prezenty, które Stworzyciel dał każdemu z nich, ale nie okazywali swojej wyższości fizycznej czy intelektualnej nad innymi.
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
niedziela, 19 sierpnia 2012
piątek, 17 sierpnia 2012
czwartek, 16 sierpnia 2012
Legendy Indian: Kojot & Ten, który Nigdy NIe Urośnie
Legenda Indian Wichita
Pewnego razu kojot pędził przez prerię i zobaczył TEGO, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE , najmniejszego węża, wygrzewającego się na dużej, płaskiej skale.
"Ty jesteś mały," powiedział kojot. "Nigdy nie chciałbym być tak mały jak ty. Popatrz na mnie. Powinieneś być tak duży jak ja."
TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE obejrzał kojota od góry do dołu i wyciągnął długi i rozwidlony język.
"Pokaż mi swoje zęby", powiedział kojot.
TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE otworzył szeroko pysk, by pokazać małe zęby.
"Popatrz na moje zęby." Kojot warknął, i pokazał duże, ostre kły. "Bez wysiłku mógłbym przegryźć cię na pół."
TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE znowu wyjął strzępiasty, długi język.
"Ugryźmy jeden drugiego i zobaczmy, kto jest potężniejszy," powiedział kojot.
"Jesteś tego pewien?" spytał TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE.
"Tak."
"Przyjmuję wyzwanie."
Kojot ugryzł tak mocno, że prawie odgryzł głowę TEGO, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE.
TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE ugryzł kojota.
"Teraz pójdę poza zasięg twojego wzroku, wtedy zawołamy jeden do drugiego, by się zorientować jak się każdy z nas czuje." Kojot popędził przez wysoką trawę poza zasięg wzroku przeciwnika i krzyknął. "Hej!"
"Hej," TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE odpowiedział słabo.
"Hej!"
"Hej," TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE odpowiedział jeszcze słabiej.
Kojot ucieszony sukcesem wielokrotnie wołał i nasłuchiwał odpowiedzi od TEGO, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE, którego głos stawał się coraz słabszy. "Nigdy nie wątpiłem, że zabiję tego węża," szemrał kojot.
Po pewnym czasie, kojot zauważył, że miejsce gdzie go ugryzł wąż spuchło a powstała rana zaczęła boleć. "Hej." Ale dźwięk jego głosu nie był jak głośny jak poprzednio. Wkrótce rana na ciele kojota jeszcze bardziej zaczęła boleć i bardzo mocno spuchła.
"Hej!" TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE odkrzyknął głośno i wyraźnie.
"Hej," powiedział miękko kojot.
"Hej!" TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE znów zakrzyknął.
Kojot nie odpowiedział.
TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE podpełzł przez trawę w stronę kojota. Zwierzę leżało martwe.
TEN, KTÓRY NIGDY NIE UROŚNIE pozostawił ciało kojota i wrócił do wygrzewania się na skale.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Taniec Ducha
Na ostatnią nadzieję
pragnęli się porwać.
Na szansę wolności,
życia starego.
Taniec Ducha
miał im to darować.
Chwile nadziei
jak krople wody ożywcze.
Życie ducha wzniosłego
wobec świata okrutnego.
Wolność więdnie w oczach waszych,
sens życia tonie.
Taniec Ducha z gruzów powstaje,
lecz wkrótce i z niego
nie zostanie na kamieniu
kamień....
niedziela, 12 sierpnia 2012
piątek, 10 sierpnia 2012
czwartek, 9 sierpnia 2012
legendy Indian: kruk i .świetlna kula
Dawno, dawno temu kruk spojrzał w dół i zobaczył, że ludzie żyją w ciemnościach. Świetlną kulę ukrywał stary i samolubny wódz. Kruk zamienił się w świerkową igłę i spadł do rzeki, do której córka wodza przyszła napić się wody i połknęła świerkową igłę. Zaszła w ciążę i urodziła syna, kruka w ludzkim ciele. Chłopiec płakał tak długo dopóki wódz nie dał mu do zabawy świetlnej kuli. Kiedy ją otrzymał, zamienił się w kruka i poszybował ze światłem ku niebu. Odtąd przestaliśmy żyć w ciemnościach.
wtorek, 7 sierpnia 2012
Taniec Słońca
Wyrzeczenia, umartwianie się czy udręki wiążące się tak często z indiańskimi tańcami są ofiarą składaną mocom, którym poświęcony jest taniec. W Ameryce Północnej ofiara taka osiągnęła szczytowy wyraz w Tańcu Słońca. Rytuał związany z tym tańcem był najważniejszym obrzędem przystosowanym do zmieniającej się sytuacji ekonomicznej plemion Prerii i Równin, w którym – podobnie jak i w wierzeniach Indian tego obszaru – odnajdujemy ślady kultów agrarnych.
Tahca Ushte (Lame Deer – Kulawy Jeleń), czarownik Dakotów, pisze w swej książce pod tym samym tytułem, że Taniec Słońca jest najstarszą i najbardziej uroczystą z wielkich ceremonii. Uważa on tę ofiarę za oddanie się pod opiekę Wakan Tanka. Możliwe, że pierwotnie był to także rytuał płodności. Stanowi on tylko część wielkich dorocznych obrzędów, których przedmiotem jest ustąpienie Wielkiego Potopu, taniec bizona i ceremonia wtajemniczenia młodzieży, połączone w jedną całość.
Głównym celem tej uniwersalnej i charakterystycznej dla Indian Prerii i Równin uroczystości było duchowe i cielesne oczyszczenie przez torturowanie samego siebie, a sama tortura pewnego rodzaju samogloryfikowaniem się jednostki, przez co taniec wyrażał indywidualny stosunek Indian do sił najwyższych. Był to taniec umierającego i na nowo ożywającego słońca, taniec umierającej i odradzającej się siły męskiej, taniec dziękczynienia i ofiary składanej gwiazdom.
Sama ceremonia i częstotliwość jej wykonywania były różne w różnych plemionach. U jednych ludów Taniec Słońca wykonywano bardzo rzadko, u innych zaś gromadziła całe plemię raz na rok. Stanowiła ona najważniejsze wydarzenie dla tysięcy osób w czasie letniego przesilenia. Do tej ceremonii przygotowywano się przez cały rok. Organizowano ją przed rozpoczęciem polowań na bizony, kiedy preria obficie pokrywała się trawą i nie było kłopotów ze zdobyciem pożywienia.
Szczytowy rozwój Taniec Słońca przypadał na początek XIX w. i był związany z rozkwitem kultury Wielkich Równin. Obrzędu dokonywało około dwudziestu plemion Prerii. Wiadomo, że istniał on wśród plemion Arapaho, Cheyenne, Siksika, Cree, Dakota, Assiniboin, Mandan, Crow, Ponca, Omaha, Shoshoni, Ute, nie spotykano go jedynie u Paunisów i Wichite oraz u kilku południowych plemion z rodziny Sju. Szczególnie dużą wagę do obrzędu Tańca Słońca przywiązywali Dakotowie, Czejenowie i Arapahowie.
W celu odbycia ceremonii Tańca Słońca w określonym miejscu zbierało się całe plemię, co dawało poczucie jedności, umożliwiało zawieranie znajomości wśród młodzieży oraz wskazywało na siłę zjednoczonego w swym kole plemienia. W zwykłych obozach, w codziennym życiu, Dakotowie ustawiali tipi w równoległych szeregach, z wejściami do namiotu skierowanymi na wschód. Natomiast podczas uroczystości Tańca Słońca obóz rozbijano w kształcie dużego kręgu, do którego środka zwrócone były otwory wejściowe. Stanowiło to niejako odzwierciedlenie organizacji plemiennej, gdzie wszyscy byli sobie równi, a także wzmacniało poczucie wspólnoty. Każdy ród miał swoje wyznaczone miejsce dla rozbijania tipi.
Według powszechnego zwyczaju obóz założony na obrzędy Tańca Słońca nie był nigdy atakowany nawet przez wrogie plemiona. Wszyscy czuli się wtedy całkowicie bezpieczni. Wokół obozu nie rozstawiano straży, ani nie wysyłano zwiadowców. Był to czas powszechnego zawieszenia broni.
O zgromadzeniu w celu odbycia Tańca Słońca w czerwcu 1876 r. tak mówił Siedzący Byk w rozmowie z księdzem Genin: „Nie przybyliśmy tam, by walczyć. Zabraliśmy ze sobą kobiety i dzieci. Chcielismy spotkania wszystkich plemion całego regionu, żeby ustanawiać prawa, zawierać rozejmy, odwiedzać się nawzajem, by umożliwić młodzieży poznanie się, co sprzyja zawieraniu małżeństw. Spotkaliśmy się, tak jak czynili to od pokoleń nasi ojcowie”.
W centrum obozu wznoszono duże tipi. W nim to specjalnie wybrani wojownicy przygotowywali sprzęty liturgiczne, ćwiczyli się w pieśniach, szamani wyjaśniali im znaczenie zbliżającej się uroczystości. Pozostali członkowie plemienia dzielili się na grupy, które zbierały drzewo dla wzniesienia specjalnej konstrukcji. Wokół niej odbywały się ceremonie religijne. Przygotowywano żywność na osiem-dziewięć dni. Niektóre potrawy miały również znaczenie rytualne. Myśliwi zdobywali nową skórę bizonią.
Ceremonie dzieliły się na tajne – dla wtajemniczonych, i publiczne, w których brało udział całe plemię.
Czterodniowe bezpośrednie przygotowania do obrzędów rozpoczynały się od wybrania i ścięcia świętego drzewa, które miało być wkopane w samym środku obozu. Pień tego drzewa był centralnym słupem dla okrągłego wspólnego domu obrzędów, budowanego w samym środku koła obozu z pali osłoniętych ścianami z wierzbowych gałęzi.
Wyboru i ścięcia świętego drzewa mogła dokonać tylko kobieta. Wierzono, że samo ścinanie stanowiło tak wielką świętość, że była ona wprost niebezpieczna. Dlatego zadanie to powierzano przeważnie brance z obcego plemienia, aby nie narażać na niebezpieczeństwo własnych kobiet. Przyniesione do obozu wysokie drzewo, które ustawiano w centrum konstrukcji, uczestnicy ceremonii witali krzykiem, strzelali ze strzelb. Najwyższy kapłan rozpoczynał modlitwy.
Następnego dnia mężczyźni ścinali mniejsze pale na okrągły szkielet budowli, a w trzecim dniu wszyscy zbierali wierzbowe gałęzie, z których pleciono ściany i dach. Kiedy ukończono budowę drewnianej konstrukcji, w której głównym elementem był słup, zawieszano na nim przedmioty o charakterze sakralnym. Towarzyszyły temu tańce wojowników. Przez cały czas długich pląsów tancerze nie otrzymywali napojów. W czwartym dniu rozpoczynały się właściwe uroczystości.
Po wcześniej odbytych postach i oczyszczeniach w saunie, próbie wytrzymałości poddawani byli dobrowolnie zgłaszający się, młodzi mężczyźni, by w ten sposób uzyskać prestiż i pozycję dojrzałych wojowników. Taniec ten był modlitwą, podzięką za doznane dobrodziejstwa lub prośbą o nie. Wielu mężczyzn uczestniczyło w obrzędach Tańca Słońca dla wypełnienia ślubowań złożonych w zamian za pomoc otrzymaną od sił nadnaturalnych. Święty taniec zbliżał człowieka do wszechobecnej natury, łączył go z nią w nierozerwalną całość. Udział w obrzędzie Tańca Słońca mogli brać tylko mężczyźni. Jeśli kobieta prosząc bóstwa o jakąś łaskę ślubowała odbycie tańca dziękczynnego, tańczył za nią jej mąż lub brat.
Uroczystości towarzyszyły uczty, modlitwy i pieśni cierpienia, a sam Taniec Słońca stanowił punkt kulminacyjny, podczas którego mężczyźni poddawani byli próbom męstwa.
George Catlin (1796–1872), który obserwował uroczystość w 1834 r. w plemieniu Mandan swój opis rozpoczyna słowami: „Oh! Horribile visu – et mirabile dictu! Chwała Bogu, że to co widziałem już minęło, i że mogę o tym opowiedzieć światu”. Widowisko to wywarło na niestrudzonym wędrowcu i przyjacielu Indian, który przecież przywykł już do niejednego okropnego widoku, tak wstrząsające wrażenie, że kazał sporządzić oficjalny protokół podpisany przez trzech świadków potwierdzających, że jego zapiski odpowiadają prawdzie i że „nic nie jest dodane ani przesadzone”. Niemniej wstrząśnięci byli owi świadkowie oglądający ceremonie, Ernst von Hesse-Wartegg i inni.
Co jest aż tak strasznego w Tańcu Słońca? Otóż chodzi o sposób, w jaki wypróbowuje się męstwo młodych, o sposób odbywania pohk-hong, czyli dobrowolnych tortur.
Główna ceremonia rozpoczynała się specjalnym tańcem błagalnym, w trakcie którego patrzono na słońce, a po zachodzie słońca – na święte przedmioty zawieszone na centralnym słupie. Uczestnik obrzędu wchodził do domu obrzędów w towarzystwie starca, który był jego przewodnikiem i nauczycielem podczas całej ceremonii. Szaman przewodniczący obrzędom siedział w liściastej altance, ustawionej przy zachodniej ścianie budowli. Za nim wisiała drewniana kukła wyobrażająca potęgę Słońca.
Zgodnie z relacją Catlina, w sakralnym tipi stary szaman plemienia, pełniący rolę mistrza ceremonii, wyjaśniał najpierw zebranym znaczenie Tańca Słońca, potem zapalał obrzędową fajkę w intencji zwycięstwa młodych wojowników nad bólem. Pod ścianami tipi leżeli młodzi ludzie, których specjalnie przygotowywano do tego rytuału przez posty i bezsenność. Wśród zebranych znajdowali się odziani w ozdobne stroje wodzowie i szamani, pełniący niejako rolę sędziów, oceniających zachowanie się młodych wojowników. Ci najbardziej odporni na ból w przyszłości mogli otrzymać dowództwo w różnych niebezpiecznych wyprawach wojennych. Uważano, że wytrzymałość na ból jest oznaką posiadania przez człowieka nadprzyrodzonych mocy, co niejako upoważnia do przewodzenia innym.
Na polecenie przewodnika tancerz zdejmował ubranie, pozostawiając na sobie tylko przepaskę biodrową i mokasyny. Przewodnik malował jego ciało niebieską, czerwoną, żółtą i zieloną farbą. Ręce i nogi z reguły malowano na czerwono, natomiast niebieskie pasy przeciągnięte przez ramiona stanowiły znak niebios. Świeże wierzbowe gałązki przywiązywano do przegubów rąk i kostek u nóg. Potem wręczał mu świstawkę ze skrzydła orła.
W pewnej chwili w środku tipi zajmowali miejsca dwaj wojownicy, w tym jeden z nożem do skalpowania, drugi miał w ręku przygotowane zaostrzone drewniane kołeczki. Podchodzącym do nich młodym ludziom przebijano skórę, przez którą przeprowadzano kołki. Nacięcia te wykonywano po obu stronach pleców i piersi wojownika. Czasami nacięcia wykonywano od nadgarstków aż po barki. Obficie brocząca z ran krew tworzyła „szkarłatny koc” ofiarowany Wielkiemu Duchowi (np. Wakan Tanka u Dakotów). Do tych przewleczonych przez skórę drewienek podwiązywano dwa rzemienie. Niekiedy rzemienie przepychano bezpośrednio pod skórą narzędziem przypominającym szydło – nie stosowano wtedy drewnianych kołeczków.
Przy dźwiękach fletów, grzechotek i bębnów mężczyzna zaczynał rytmicznie tańczyć, to zbliżając się, to oddalając od słupa, do którego przywiązane były rzemienie. Tancerz ciągle zawodził modlitewne prośby, bez jedzenia i bez choćby kropli wody tańczył przez długie godziny, z reguły blisko dobę. Niekiedy na dany przez szamana znak podciągano rzemienie do góry, podrywając gwałtownie poddającego się próbie człowieka. Gdy jego ciało zawisło, do drewienek obserwatorzy przywiązywali i inne przedmioty (na przykład czaszki bizonów), co wzmagało ból, po czym tancerz znowu zostawał podniesiony do góry około dwóch metrów nad ziemię. Potem dochodziło do pomnożenia jego cierpień poprzez obracanie wiszącego ciała, by zmusić go do krzyku, który natychmiast przemieniał się w modlitwę do Ducha Słońca o opiekę w tej straszliwie próbie. Kiedy młodzieniec tracił przytomność (czyli stawał się „zupełnie nieżywy” lub „przechodził przez śmierć”), jego rytualni „oprawcy” odstępowali i na pewien czas zawieszali ciało nieruchomo nad ziemią. Na znak szamana opuszczano je na ziemię. Powracająca świadomość przynosiła wizje, będące osobistym przeżyciem Indianina. Torturowanie miało na celu uwolnienie się od wszystkich powpinanych w ciało przedmiotów. Torturowanemu nie wolno było pomagać. Przez cały czas pozostawał pod opieką sił nadprzyrodzonych, które same wyprowadzały go ze stanu omdlenia. Potem pomocnicy szamana uwalniali go od rzemieni. Po odzyskaniu przytomności tancerz Słońca musiał pełzać wzdłuż ścian pomieszczenia ku czaszce bizona, gdzie siedział inny szaman. Trzymał on w ręku toporek. Tancerz pragnął złożyć dodatkowy dar siłom nadprzyrodzonym: był nim mały palec lewej ręki, który mu odcinano.
„Niewzruszony spokój, z jakim każdy z nich znosił tortury, przechodzi wszelkie pojęcie. Każdy zachowywał ten sam niezmienny wyraz twarzy. Gdy słyszałem, jak nóż krajał ich ciało, gdy czułem to niemal na sobie, oni spoglądali na mnie z łagodnym uśmiechem, a mnie mimo woli płynęły z oczu nie dające się powstrzymać łzy” – pisze Catlin.
Przez takie próby przechodziło kilku młodych ludzi. Po krótkim odpoczynku zostawali wyprowadzeni na centralny plac, by na oczach całego plemienia dokończyć Taniec Słońca. Polegało to na uwolnieniu ciała od pozostałych powpinanych w nie przedmiotów. Każdemu z tancerzy pomagali dwaj młodzi wojownicy. Owijali oni nadgarstki tancerza rzemieniami i rozpoczynała się ceremonia tzw. „ostatniego wyścigu”. Na rozkaz szamana zaczynał się powolny marsz. Dopóty wleczono ofiary za sobą, dopóki wszystkie drewienka tkwiące w skórze nie rozerwały jej po zahaczeniu o jakąś przeszkodę terenową. Czasami pomagali w tym widzowie, którzy rzucali się na torturowanego tancerza. Często tancerz „umierał” wtedy po raz drugi. Gdy teraz odzyskiwał przytomność, mógł zawlec się do chaty, gdzie rodzina przywracała go do zdrowia. Blizny na ciele wojownika były przedmiotem dumy. Interesujące jest, że rany zadane młodemu wojownikowi w Tańcu Słońca szybko się zabliźniały dzięki lekom ziołowym stosowanym przez szamanów.
Ze względu na samotortury i wizje, rząd federalny w 1881 r. wydał zakaz uprawiania Tańca Słońca. Większość kultów starali się likwidować misjonarze, którzy upatrywali w nich źródło jedności i siły jednostki utożsamiającej się ze swoim plemieniem i jego kulturą. Biuro do Spraw Indian upoważniło agentów do wzywania pomocy wojska w wypadku prób powracania do tego rytuału. Jednak mimo zakazu nie udało się wyprzeć Tańca Słońca – w tajemnicy był on nadal uprawiany w odosobnionych miejscach rezerwatów na całym obszarze Wielkich Równin, choć w nieco zmienionej formie. Brakowało już w tym okresie niektórych przedmiotów rytualnych, potrzebnych do prawidłowego odprawienia obrzędu. Skóry i głowy bizonie były rzadkie i bardzo drogie, czasem więc używano w ich zastępstwie kupionych od farmerów skór i głów bydła domowego. Wśród Indian Ute i Szoszonów pojawiła się też około 1890 roku nowa wersja tego tradycyjnego obrzędu. Uczestnicy przez kilka dni pościli, zadawali sobie rozmaite cierpienia, czasem nawet trwałe okaleczenia, w celu uzyskania siły nadprzyrodzonej. Elementy tradycyjnej obrzędowości zostały zatem połączone w nowy zespół kulturowy.
Zakaz został zniesiony dopiero w 1934 r. i Taniec Słońca przeżywał w połowie XX wieku zadziwiający renesans. Obecnie tylko w bardzo rzadkich przypadkach biały mógłby uczestniczyć w tak świętym widowisku.
http://wieszwal.republika.pl/pliki/taniecsl.htm
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
niedziela, 5 sierpnia 2012
piątek, 3 sierpnia 2012
czwartek, 2 sierpnia 2012
legendy Indian: Kłótni wiatru i burzy
legenda Apaczów
"To ja utrzymuję porządek na tej zielonej ziemi," powiedział wiatr. "To ja wykonuję całą pracę."
"Nieprawda", powiedziała burza. "To dzięki mnie świat jest taki a nie inny. Ja wszystko robię."
"Moja władza jest największa." Wiatr dmuchną mocno, rozrzucając gałęzie, by udowodnić swoją rację.
"Ziemia potrzebuje mnie." burza zagrzmiała rozgniewana.
"Nie tak bardzo jak mnie."
"Udowodnij to." zagrzmiała burza i odleciała daleko, by nie pozostawać w pobliżu wiatru.
Wiatr zawył i korzystając, że jest sam pomyślał: "Mogę sam pracować. Tak czy inaczej to ja utrzymuję porządek. Sprawię, że rośliny urosną."
Aby to udowodnić, Wiatr zaczął dmuchać. I dmuchał. I dmuchał. Ale żadne rośliny nie urosły. Ziemia powoli zmieniła kolor. Już nie była jak dawniej zielona, ale stała się brązowa, pozbawiona wody i spieczona przez wiatr.
W końcu Wiatr przyznał, że te pochopnie powiedziane słowa nie były prawdziwe. Ziemia potrzebowała burzy.
Wiatr zbliżył się do burzy. "Nie mogę działać samemu. Ziemia potrzebuje nas obojga. Na równi Ciebie i mnie. Chcę, byś znów pracowała z mną."
Burza coraz głośniej i głośniej zagrzmiała wyrażając zgodę. Wkrótce na Ziemię spadł deszcz. Rośliny zazieleniły się i zaczęły rosnąć.
Wiatr poszedł za burzą, szczęśliwy, znów szeleścił w łodygach wysokich traw.
Od tego momentu, burza i wiatr współpracowały, troszcząc się o Ziemię.
środa, 1 sierpnia 2012
grupa krwi i geny Indian
Grupa krwi jest kluczem, ktory otwiera drzwi do zdrowia, choroby, i odpornosci psychicznej. Decyduje o podatnosci na choroby i o upodobaniu do zywnosci. Okolo 40 tysiecy lat temu nasi przodkowie zajeli najwyzsze miejsce w lancuchu pokarmowym jedzac prawie wylacznie mieso. Bylo to wynikiem stylu zycia lowcy, mysliwego, typowego dla ludzi epoki kamiennej. Organizmy naszych przodkow przystosowaly sie do pozywienia, ktore zawieralo w wiekszosci mieso upolowanych zwierzat, a ich wyznacznik antygenow grupowych mial strukture okreslana dzis jako grupa "O". Wspolczesni ludzie z grupa "O", by chronic swoje zdrowie powinni jesc wzglednie duze ilosci miesa.
Wsrod Indian prerii (Lakota Sioux, Nakota Sioux, Dakota Sioux, Komancze, Kiowa, Czejeni, Arapahowie, Czarne Stopy, Osedzowie, Apacze Prerii itd.) dominuje grupa krwi "O". Wlasciwie jest ona bardzo rozpowszechniona wsrod wszystkich Indian Ameryki Polnocnej i Poludniowej. Uczeni oceniaja ze 70-90 % Indian obu Ameryk posiada grupe krwi "O". Do nielicznych wyjatkow nalezo Czarne Stopy. Wedlug "Racial and Ethnic Distribution of A B O Blood Types" zaledwie 17 % tego plemienia ma grupe krwi "O". Za to az 100 % Indian z plemienia Bororo w Brazylii ma te grupe krwi.
- USA (Indianie) - 80 % z grupa krwi "O"
- USA (murzyni) - 49 %
- Irlandia - 47 %
- Islandia - 47 %
- USA (biali) - 45 %
- Anglia - 37 %
- Francja - 36 %
- Niemcy - 35 %
- Izrael - 32 %
- Wegry - 31 %
- Polska - 31 %
Wzrostowi ludnosci towarzyszyl spadek liczebnosci dzikich zwierzat. Nasi przodkowie z grupa krwi "O" musieli znalezc inne zrodlo pozywienia. Zaczela rozwijac sie produkcja oparta na rolnictwie i uprawach. Wielu z nich zaczelo spozywac pokarm roslinny. W ten sposób wyksztalcila sie grupa krwi "A", z genetycznym kodem roslinozercy.
Wsrod Indian w USA procent ludzi z grupa krwi "A" jest bardzo niski.
- Norwegia - 48 %
- Portugalia - 46 %
- Szwecja - 44 %
- Finlandia - 44 %
- Dania - 44 %
- Francja - 44 %
- Anglia - 42 %
- Niemcy - 43 %
- USA (biali) - 40 %
- Polska - 38 %
- Izrael - 38 %
- Arabia Saudyjska - 26 %
- Indie - 23 %
- USA (Indianie) - 15 %
Jesli chodzi o kod genetyczny DNA, to wsrod Indian obu Ameryk zdecydowanie dominuja ci z chromosomem Y, grupa Q. Na mapce ponizej czestotliwosc jego wystepowania w Ameryce, Azji i Europie jest oznaczona kolorami:
25-90 % ludnosci, kolor czerwony,
5-25 % ludnosci, pomaranczowy,
2-5 % ludnosci, kolor zolty,
ponizej 2 % oznaczone jest kolorem bialym.
W Europie takich ludzi jest niewielu. Jedynie 2.5 % Norwegow, Szewdow i Slowakow ma dokladnie ten kod DNA. Wsrod Indian obu Ameryk sprawa wyglada zupelnie odwrotnie. Na przyklad 30 % Czipewejow, 60 % Czejenow, 80 % Apaczow i az 90 % Nawahow i Utahow ma chromosom Y (DNA), grupa Q. Co ciekawe to w Azji najwiecej ludzi z takim kodem genetycznym wystepuje nie w Mongolii ale w Rosji, wsrod Czukczow, Ketow, Selkupow i Koriakow. Wszystkie te ludy zyja na Syberii.