Strony

czwartek, 31 lipca 2014

z głębi serca mówiąc:


Bez półprawd
i pół-uczuć.
Bez pół-wartości
i pół-świadectw.
Rozpocząć wszystko na nowo
nadać światu nowy sens.
Z jedną prawdą,
pełnią uczuć,
pełnią wartości,
pełnią świadectwa.
Słuchając ciszy iść przez życie
z waszym imieniem na ustach
świetlistą ścieżką męstwa,
by gdy przyjdzie czas powiedzieć Wam:
byłam wierna

czwartek, 24 lipca 2014

Wycinki z indiańskiej prasy sprzed ponad 30 lat


"Chociaż modne jest oskarżanie wielkich korporacji o konsumowanie indiańskiej zimi i wody - i choć prawdą jest, że to robią - to nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to sam europejski/amerykański styl życia jest tym ostatecznym konsumentem - a korporacje tylko zbierają żniwo. Ludzie z wygodnych przedmieść winią "złe władze korporacyjne", ale denerwują się, gdy drożeje benzyna lub brakuje wody do podlewania trawników. Także Indianie muszą zrozumieć, że kiedy przyjmują style życia Europy, to oddają się na pastwę tych samych korporacji, które potępiają." - Rarihokwats ["Akwesasne Notes" vol.6 (1974), no.2, s.1]

"Fort Yates, ND. - Doroczna konwencja Ruchu Indian Amerykańskich (AIM) i Międzynarodowej Rady Indiańskich Traktatów (IITC) odbędzie się w czerwcu [1974 roku - Red.] w Rezerwacie Standing Rock. (…) Komisja Roszczeń Indiańskich (ICC) zdecydowała 17 lutego, że Czarne Góry zostały odebrane nielegalnie ustawą Kongresu z 1877 roku i że USA mają wypłacić 'sprawiedliwą rekompensatę' wysokości 17 mln dolarów plus odsetki - łącznie 105 mln dolarów. Jednak opłaty dla adwokatów i zwrot środków wydanych przez władze na Siuksów zredukowałyby tę kwotę do kilku zaledwie milionów. (…)
Sprawa ciągnie się w sądach od 1923 roku i jest jednym z najdłuższych indiańskich procesów w historii. Wymierają kolejne pokolenia starców, czekających na pieniądze z Waszyngtonu. Za odebrane im ponad 7 mln akrów ziemi nie wypłacono im żadnej rekompensaty. Mocnym obrońcą praw traktatowych jest Rada Standing Rock. 26 marca uchwaliła ona rezolucję wzywającą rząd USA do honorowania Traktatu z Fortu Laramie z Wielkim Narodem Siuksów z 1868 roku. (…) Rezolucja stwierdza, że Siuksowie nie oczekują odszkodowania finansowego, lecz - wypełnienia traktatu.["International Treaty Meeting Held by AIM", AN 6/2,4]

"Grupa Mohawków - ponad 50 osób - zajęła górzysty teren w Parku Stanowym Adirondack, by móc żyć i wychowywać swoje dzieci w tradycyjny sposób. Przedstawiciel grupy powiedział, że nie spodziewa się konfrontacji, ponieważ uważaja, iż mają realne i moralne prawo do tej ziemi. Pierwsze doniesienia wskazują, iż lokalni mieszkańcy udzielają grupie pomocy i respektują jej życzenie bycia wolnymi od napływu gości i obcych. (…)
Wygląda na to, że stan Nowy Jork, który zajął te ziemie po Rewolucji, przyjął politykę zezwolenia obozowi na życie po swojemu. Jeśli ludziom nie powiedzie się i odejdą - nie będzie problemu. Jeśli mu się powiedzie i ludzie będą żyć w harmonii z przyrodą, stan będzie mógł wskazać z dumą na swoją 'oświeconą politykę'. ["Ganienkahake", AN 6/2,19]

"W 1971 roku przewodniczący Nawaho, Peter MacDonald, kwieciście ogłosił, że prezydent Nixon może zostać wyzwolicielem. Chociaż w 1970 roku Nixon obiecał Indianom samookreślenie, to dopóki rządowi urzędnicy kontrolują sakiewkę i muszą zatwierdzać każdą decyzję rady plemiennej, to plemiona nie będą miały realnej kontroli nad swoim przeznaczeniem. Rząd tak bardzo prześladuje plemienną inicjatywę, że rozwój gospodarczy Indian jest w praktyce żaden. Większość Indian jest jak ci w koloniach, którym nie dano możliwości zdobycia wykształcenia i zawodu, i w rezultacie tylko minimalnie uczestniczy w gospodarce pieniężnej USA - blisko milion Indian w tym kraju ma - wg najnowyszych danych - dochód roczny na poziomie zaledwie 1537 dolarów rocznie. (…)
Dla kontrastu, są Indianie, którzy mają więcej szczęścia. Np. William Keeler, Naczelny Wódz Czirokezów, zarabiał do niedawna 280 tys. dolarów rocznie jako prezes Phillips Petroleum; teraz jest prezesem zarządu nowego indiańskiego banku w Waszyngtonie. Z 16 praprzodków Keelera jeden był Czirokezem, 15 - nie. Wodzem został z nominacji prezydenta USA, a nie zgodnie z obyczajami Czirokezów, lub z ich wyboru. Gdyby kiedykolwiek plemiona mogłyzrobić coś dla siebie, Indianie nie byliby dziś najbiedniejszą grupą w kraju. Jednak urzędnicy sądzą, że Indianie nie są zdolni do zarządzania swoimi sprawami i postanowili dostarczać tylko minimalne środki na rozwój gospodarczy. Kontrolowane przez nie-Indian szkolne programy są nieodpowiednie do potrzeb i nie zapewniają Indianom szkolenia zawodowego. Niewiele uczyniono dla wykreowania indiańskich właścicieli i zarządców przedsiebiorstw, a tak podstawowe warunki rozwoju gospodarczego, jak dobre drogi są tak niedoceniane, że na budowę dróg brakuje dziś miliard dolarów.
Zamiast zapewniać Indianom środki na rozwój rezerwatów, rząd od 1952 roku wręcza Indianom bilety w jedną strone do miast, gdzie mają zdobiwać zawód i pracę. Ale, jak się okazuje, ponad połowa z co najmniej 150 000 przesiedlonych Indian nie mogło wykorzystać swoich umiejętności, nie znalazło pracy, lub po prostu odrzuciło życie w mieście i wróciło do domów w rezerwatach. Tam też nie znaleźli miejsc pracy, bo nie uczyniono nic, by je stworzyć. Jednak, z powodu głuchoty rządu na potrzeby Indian, program jest kontynuowany pod nową nazwą jako 'wspieranie zatrudnienia'. W 1969 roku firmy produkcyjne i handlowe w rezerwatach lub w ich pobliżu zapewniały jedynie 6000 miejsc pracy, podczas gdy BIA - 11500.
Indianie stają się coraz bardziej zależni od dochodów z pracy, a o tę trudno - chyba że jest dostępna praca dla rządu (połowa pracujących Indian pracuje dla władz). Niewielu Indian może utrzymać rodziny z rolnictwa lub hodowli, ponieważ nie otrzymują niezbędnej pomocy. BIA nie pozwoli Indianom na korzystanie z subsydiów dla farm, banków ziemi, czy innych programów pomocy federalnej. Zamiast rozwijać nawodnienie i inne projekty zapewnienia wody dla Indian, BIA koncentruje się na dostarczaniu wody nie-Indianom. A w niektórych rezerwatach nawet 90% ziemi BIA oddało w dzierżawę nie-Indianom.
Ponieważ ustawa o powszechnym podziale ziemi z 1887 roku usiłowała doprowadzić Indian do 'cywilizacji' przez prywatną a nie plemienną własność ziemi, dziś około 1/4 (12 mln akrów) z 56 mln akrów indiańskich ziem należy do indywidualnych Indian. Z tego 6 mln akrów podzielonych jest - w wyniku dziedziczenia - tak, że jeden kawałek ziemi należy nawet do 100 spadkobierców. Indianie traca dochody także dlatego, że ponad połowa tej ziemi wydzierżawiona jest nie-Indianom - czasem bez podpisów wszystkich właścicieli - a ponad 500 tys. akrów - to nieużytki.
Tak więc, z jednej strony rząd zezwala na zacofanie indiańskich zasobów ziemskich i wodnych, lub przekazuje je nie-Indianom. Z drugiej zaś strony, by stymulować rozwój rezerwatów, oficjalna polityka administracji Nixona - to oferowanie szkolenia zawodowego i innych zasobów niezbędnych do rozwoju indiańskich przedsiębiorstw. Były komisarz BIA Louis Bruce tak mówił o swoich celach na 1971 rok: 'Chcę, by Indianie kupowali jedzenie na indiańskim targu, a indiańskie ciężarówki przywiozły tam produkty indiańskich dystrybutorów. Chcę, by indiańskie firmy budowały domy według indiańskich projektów'. Póki co, wszystkie te funkcje pełnią raczej nie-Indianie, a pieniądze odpływają z rezerwatów. (…)
Ponieważ ponad połowa plemion ma w funduszach powierniczych po mniej, niż 100 tys. dolarów, ich rozwój gospodarczy uzależniony jest od pożyczek i grantów, ale jako że rząd 'nie chce konkurować z prywatnym biznesem' - jak stwierdził jeden z urzędników BIA - dopiero wtedy, gdy Indianie zostaną odesłani przez prywatne banki i pożyczkodawców, mogą ubiegać się o pomoc rządową. Tymczasem z powodu braku zabezpieczeń Indianom niezwykle trudno jest zdobyć prywatne kredyty. (…)
Indianie budują swoją przyszłość na wartościach zasadniczo odmiennych, niż nie-Indianie - takich jak brak współzawodnictwa oraz orientacja bardziej grupowa, niż indywidualna. Ale amerykański kapitalizm żąda rywalizacji wśród członkami plemienia i stwarza w wynagrodzeniach i poziomach życia różnice, które mogą tworzyć świadomość klasową nieznaną w tradycyjnych społecznościach. Wielu członków plemion może nie akceptować w pełni takiego systemu, promowanego przez nie-Indian oraz Indian pod ich kuratelą, bo w końcu nie każdy chce być Williamem Keelerem. Dlatego rozwój plemienny winien być raczej w rękach plemion, a nie w rękach nie-indiańskich urzędników. Plemiona powinny same definiować swoje problemy i wyznaczać własne cele, i dopiero wtedy rząd powinien przychodzić im z pomocą - jak wszystkim innym społecznościom." [Pat Porter: "Why Indians Stay Poor", AN 6/2,26]

cytaty pochodzą ze strony: http://www.indianie.eco.pl/bylo/30lat1.html