Strony

piątek, 31 lipca 2015

poezja indiańska

I am Wolf
By Darren M. Grine


 I am Sunkmanitu tanka,
I am the spirit of the past,
I am the core of the present,
I am the heart of the future,

I am wolf, native of the Sioux.

piątek, 24 lipca 2015

poezja indiańska

A Wolf Prayer
By Darren M. Grine

Your spirit gave us life
Your power gave us strength
Your existence gave us purpose

Skillfully, you shadowed us
Willingly, we shadowed you
Mirthfully, we beheld Mother Earth

Side by side, we willfully shared
 Graciously, it was both who howled
Together, we cried out to Grandfather

Fear not fear, but embrace
We are the people of the Sioux
You are wolf, our ancestral brother

http://siouxpoet.tripod.com/id8.html

piątek, 17 lipca 2015

Wycinki z indiańskiej prasy sprzed 20 lat

Teksty pochodzą ze strony http://www.indianie.eco.pl/bylo/20lat.html, na której można ich znaleźć o wiele więcej. ja wybrałam te najciekawsze, moim zdaniem rzecz jasna ; )


"Co to znaczy 'tradycjonalista'?
Przed laty tradycyjnym był bez wątpienia ktoś, kto zachowywał nauki przodków i zazwyczaj przewodniczył ceremoniom i stowarzyszeniom. Kiedy poszczególne społeczności zaczęły ulegać amerykańskim wartościom, pojawiła się konieczność nowej definicji. I tak 'tradycyjni' zaczęło oznaczać ludzi aktywnych, podróżujących po kraju by odnawiać i ożywiać ceremonie i szałasy, spotykających się ze Starszyzną i wymieniających proroctwa. Byli to też starzy ludzie, którzy pozostawali w domu i utrzymywali sposoby życia zgodne ich zdaniem z pierwotnymi przykazaniami. Ostatnio pojawiła się nowa definicja, która wzbudziła wiele trosk i wątpliwości. Wielu naszych biurokratów, przewodniczących organizacjom i innym takim instytucjom, uważanych jest obecnie za 'tradycjonalistów'. Szanujemy ich, ale należałoby jasno zdefiniować, jakie są ich cele i dążenia.
Nie można po prostu wziąć udziału w ceremonii i powiedzieć 'Teraz jestem tradycyjnym Indianinem'. Nie wystarczy uczyć się języka i mówić "Znam swój język, więc jestem tradycjonalistą'. Albo 'Mam swoją ziemię, nie ważne, że wydzierżawiłem ją koncernowi ARCO czy Shell, ale mam własną ziemię i to czyni ze mnie tradycyjnego Indianina'. Jeżeli jacyś biurokraci twierdzą, że są tradycjonalistami, a jednocześnie nadal pracują dla rządu lub biurokracji, to nie jest to tradycyjne. Ale jeżeli wykorzystają swoje doświadczenie i wykształcenie, i połączą je z tradycyjnymi wartościami, wtedy mogą wytyczać nam nowe kierunki." ["Coyote - An Elder's View", AN 15/5 8]

"'Nie ma nic atrakcyjnego dla Indian - Miskito, Sumo, czy Rama - w sojuszu z siłami lewicy lub prawicy. Celem jest raczej sojusz z innymi ludami tubylczymi, z innymi tubylczymi kulturami, które mogą zrozumieć ich sytuację' - Bernard Nietchmann [profesor Uniwersytetu Berkeley, znawca Indian Nikaragui -red.]

"Sądząc po najnowszych doniesieniach, podczas gdy zbliżają się wybory prezydenckie roku 1984, znacząca transformacja zaszła u Jamesa Watta, który z najbardziej komercyjnie motywowanego sekretarza spraw wewnętrznych stał się nagle zdeklarowanym obrońcą przyrody. Pan Watt objawił się mediom jako przyjaciel natury, zwolennik dzikiej przyrody i obrońca zagrożonych gatunków, w tym orła łysego. Stając przed kamerami TV, nad rozłożonymi przed nim ciałami 23 orłów, ogłosił likwidację siatki groźnych kłusowników. (…)
Inspektorzy agencji ochrony przyrody rzeczywiście przerwali handlowy krąg z Dakoty Pd., który zabijał ponad 200 orłów rocznie. Zrobili to jednak pomimo sekretarza Watta, a nie dzięki niemu. Co roku administracja prezydenta Reagana, za pośrednictwem Watta, proponowała obcięcie blisko miliona dolarów z budżetu na ochronę zagrożonych gatunków, co zredukowałoby liczbę inspektorów o 45%. Co roku, pod naciskiem prawdziwych obrońców przyrody, Kongres przywracał te fundusze - umożliwiając tym samym Operację Orzeł. (…)
Nie dajmy się nabrac na nowego Jamesa Watta i jego kampanię. Nie wystarczy, by sekretarz spraw wewnętrznych zmienił swój image. Musi jeszcze zmienić niszczącą politykę ochrony przyrody." ["Jim Watt Is Gone", AN 15/5, 19]


"Żółty banner pojawił się parę tygodni temu. 'Zgromadzenie Leczniczego Kręgu Wschodniego Wybrzeża' - głosił. 'Zgromadzenie w celu ponownego połączenia nas z Matką Ziemią, Ojcem Niebo i ludami wszystkich Królestw Ziemi, Wody i Powietrza'. Znałem już to słownictwo. Mieszanka 'tubylczych' idei, wyrażanych w języku naśladującym łaciński styl odnajdywany we wczesnych tłumaczeniach słynnych mów indiańskich oratorów.
'Zgromadzenie zrodzone z wizji Sun Beara, Medicine Mana Czipewejów. Poznawajcie nauki i dołączcie do Ceremonii Uzdrawiania Matki Ziemi.' Przypominało mi to Instytut Omega i program 'New Age' oferowany przez Sufich, gdzie po tygodniu lub weekendzie (i zapłaceniu) można poznać buddyzm, naturalne metody leczenia, esencje kwiatowe, tai chi, świadomość kryształów, itp. Mieszanka szczerości, prostoty, autentycznej wiedzy i pokrętnych technik - czaasem bardziej niż wątpliwych. Dzieci-kwiaty z lat 60. dwie dekady później. Juz nie noszą długich włosów i nie słuchają rocka w błotnistym Woodstock, ale wciąż poszukują. Chociaż wielu z nich stało się już klasą średnią, a nawet wyższą. Mając auta, wille i dyplomy, mogą sobie pozwolić na zapłacenie 100 dolarów za 3-dniową imprezę z 'Ludźmi Leczącymi i Nauczającymi'." [Joseph Bruchac: "Spinning the Medicine Wheel: Bear Tribe in the Catskills", AN 15/5, 20]