Strony

sobota, 29 października 2011

słupy totemiczne



             Ojczyzną monumentalnych kolumn totemowych są północno-zachodnie tereny Stanów Zjednoczonych, Alaska i Brytyjska Kolumbia.
Zapiski i dzienniki podróżników z XVIII wieku nie wspominają nic o wysokich heraldycznych słupach totemowych, co zdaje się świadczyć, iż były tworem późniejszym. Wprawdzie kapitan Cook w 1780 roku widział na wybrzeżach Nootka Sound rzeźbione niskie cokoły podtrzymujące strop i wprawdzie Simon Fraser w 1808 roku spotkał w dolinie zwanej dziś Lower Fraser rzeźbione posągi i figury nagrobne, lecz nie ma w notatkach mowy o monumentalnych kolumnach totemowych spotykanych później jako ozdoba domu lub całych osiedli.
Indianie z zachodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych początkowo nie rzeźbili bowiem heraldycznych kolumn totemowych, choć, jak wynika z informacji Indianina Nisqually, plemiona Snohomish i Quinault dawno już podpierały stropy we wnętrzu swych domów niskimi cokołami wedle wzorów Kwakiutlów.
Haida i mieszkający nad północnymi brzegami Pacyfiku Tsimshian zaprzestali rzeźbienia kolumn totemowych na własny użytek w 1880 roku, zaś inni znad Pacyfiku — kilkanaście lat później. Parę słupów totemowych w tym regionie znajduje się w stadium niemal zupełnego rozpadu, a te które zdołano z trudem przewieźć — były zmurszałym próchnem.
            Plemię Gitksan znad górnego biegu rzeki Skeena starym zwyczajem rzeźbiło swe słupy totemowe aż do roku 1950. Indiański rekord! W osiedlach tych szczepów po dziś dzień można zebrać wiele okazów nadających się znakomicie do konserwacji. U Kwakiutlów plemienni artyści rzeźbią je nadal opierając się na dawnych wzorach. Ich znakomitym reprezentantem był zmarły stosunkowo niedawno Mungo Martin. Po dziś dzień też kontynuuje tę sztukę jego uczeń Henry Hunt w Victorii, zaś dwaj inni: Doug Cranmer i Bill Reid — w Vancouver.
            U pewnych plemion, jak Bella Coola, północni Kwakiutlowie i przybrzeżni Indianie Tsimshian, frontalne ko­lumny totemowe stanowiły podstawowy element zdobni­czy kunsztownego obramienia drzwi. U innych szczepów wysoki słup totemowy wkomponowany w środek fasady miał w dolnej, szerszej, partii owalny otwór wejściowy. Na części kolumny totemowej wystającej ponad dach pojawiały się rzeźby ilustrujące legendy rodzinne. Czasem te kolumny stanowiły z obu stron domu krawędź fasady. U licznych plemion ustawiano przed domami wspólnot rodowych wysokie kolumny-pomniki wysławiające wielkość i bogactwo rodzin.
Wysokość słupów totemowych jest różna. Niektóre mają sześćdziesiąt stóp, ale najwyższy, jaki jest znany, to słup stojący w parku Beacon Hill liczący blisko sto czterdzieści cztery stopy (czterdzieści osiem metrów), będąca dziełem Martina Mungo.
Słupy totemowe nie były w żadnym wypadku tworem inspiracji religijnych, nie miały nic wspólnego z wiarą w boga, nie modlo­no się do nich, jak do idolów. Zrodziły się skądinąd. Ponieważ nazwisko Indianina było jego fortuną, gdyż wiązało się z góra przywilejów odziedziczonych po przodkach, stanowiło przedmiot szczególnej dumy. Możny człowiek klanu pragnąc wyeksponować swe imię i — jak mawiał — pokazać je całemu światu, malował i rzeźbił swe herby, tak zwane cresty, związane z rodzinnymi mitami, a także umieszczał je jako podstawowy ornament na rytualnych strojach, insygniach wodzowskich czy szamańskich, na regaliach, ozdobnych naczyniach, kolumnach — totemach i na wielu innych przedmiotach o znaczeniu funkcjonalnym.
Indianin, członek wspólnoty Orłów czy Niedźwiedzi, Wielorybów, Łososia czy Rozgwiazdy miał jako emblemat przynależne mu zwierzę. Wszyscy więc Krucy, Orły, Lwy Morscy posiadając ten sam crest byli krewnymi.
Określenie hierarchii społecznej plemion północnego za­chodu wymagało zastosowania graficznych symboli, a więc wspomnianych crestów, gdyż były one wyznacznikiem przywilejów rodu, do których należały nawet pewne za­strzeżone pieśni, możliwość odbywania ceremonii i wykonywania niektórych tańców.
Tak więc crest był herbem wiążącym się z rangą właściciela, przedmiotem szczególnej ,dumy i dlatego stale pojawiał się w rysunku i rzeźbie. Indianie Haida tatuowali go sobie na ciele za pomocą farb pocho­dzenia mineralnego zmieszanych z oliwą wyzutą pracowicie z ikry ryb szczękami indiańskich squaws. Od cre­stów nazywano także siedziby wspólnot rodowych, dla przykładu: Dom Kruka, Orła, Rozgwiazdy czy Halibuta. Bardzo nieliczne budowle plemienne znajdują się dziś w użytkowaniu następców rodu, natomiast wiele posągów i kolumn totemowych jest nadal własnością prywatną członków klanu.
Najczęstszymi zwierzęcymi crestami, jakie pojawiały się na totemach, były kruk i wilk, orzeł, Ptak-Grzmot, niedźwiedź, wieloryb, lew morski, bóbr i żaba. Liczne kolumny totemowe przedstawiają Kruka nie tylko jako crest, czyli emblemat klanów, lecz są ilustracjami jego niezwykłych wyczynów i przygód. Na przykład znany słup totemowy z Klawak na Alasce Kruk i wieloryb — wyobraża mityczną wędrówkę Kruka we wnętrzu wieloryba-zabójcy, którego ten sprytny ptak, w wiecznej służbie dla człowieka podstępnie unicestwił rozpaliwszy ognisko w brzuchu kolosa. Tak kolumny totemowe, jak i małe misternie wypracowane cacka mó­wiły o naturalnej skłonności człowieka do estetyki i piękna. Oglądając egzemplarze sztuki indiańskiej, przychodzą na myśl pełne poetycznego czaru słowa z Pieśni wieczornej Indian Nawaho: „Obym, na starość, mógł lekkim krokiem podążać przed siebie drogą Piękna.”
Osiedla Indian Haida w ostatnich latach XIX wieku szczyciły się ogromną ilością znakomicie wypracowanych rzeźb i totemowych kolumn. Dziś zachowały się w nich tylko nie nadające się już do konserwacji spróchniałe szczątki, zarosłe trawą i kożuchem żarłocznych chwastów pleniących się obficie w wilgotnym klimacie morskim. Artystycznie rzeźbione kolumny Indian Tsimshian do dziś wznoszą się nad górnym biegiem rzeki Skeena. Charak­terystyczne kolumny totemowe Kwakiutlów pochodzą z dwu okresów i reprezentują dwa style. Pierwszy wy­tworzył ustawiane oddzielnie przed fasadami domów i osiedlami totemy-pomniki, z jedną lub dwiema zaledwie figurami ludzi albo zwierząt i z dużą pustą przestrzenią na pniu cedrowym. Nowy styl Kwakiutlów rozwinął się w ostatnim dziesiątku XIX wieku i dał wysokie kolumny od szczytu do podstawy pokryte rzeźbami ludzi, zwierząt, legendarnych istot i barwnie pomalowane mozaiką farb. W tym właśnie okresie powstały liczne heraldyczne słupy totemowe ustawiane przed frontonami budowli. Na ich fasadach widniał czasem, choć nie często, ornament w po­staci rysunku stylizowanych zwierząt i crestów rodu ma­jących sławić jego wielkość i bogactwo.
Artyści tego regionu, prócz wyniosłych kolumn totemowych, pozostawili wiele rzeźb, jak ogromniej wielkości posągi ludzi, które ustawiane przed domami wspólnot, z wyciągniętymi przed siebie ramionami witały zaproszo­nych gości na hałaśliwe, szumne potlacze, zimowe tańce, święta plemienne i ceremoniał nadawania nazwisk. Nie brak też tu było figur wyobrażających niewolników, czym rody akcentowały swoją zamożność. Niektóre z tych fi­gur są symbolicznymi reminiscencjami sporów i kłótni klanowych, napaści i morderstw, nie zwróconych długów lub innych przykrych wydarzeń, o jakich Indianie woleli milczeć, nie mogli jednak o nich zapomnieć. Jeszcze inne rzeźbione postacie są jednocześnie pysznymi wyzier­nikami na dachu, skąd wypatrywano wodzów i możnych zjeżdżających zewsząd na potlacze. Nieliczne rzeźby o charakterze satyrycznym wyśmiewają niedostatki wrogów i rywali.
O ile na kolumnach rzeźbionych łatwo można rozpoznać zwierzęta lub konwencjonalne istoty, o tyle trudno dociec, którą z licznych legend ilustrują.
Wspaniały rozkwit, można rzec, złoty wiek totemowych kolumn przypada na początek XIX wieku. Wtedy właśnie Indianin z plemienia Tlingit, nazwiskiem Kahctan, szerzej znany jako Nawiski, na zamówienie pewnej kobiety z domu wspólnoty zwanej Domem Rozgwiazdy wyrzeźbił kolumnę totemową, mającą ilustrować legendę o Kruku stworzycielu człowieka, potoków i jezior, zdobywcy światła dla ludzkości. Kolumna miała być pomnikiem pamięci dla dwu synów możnej Indianki. Po roku 1900 pod wpływem misjonarzy walczących zajadle z „pogań­ską” sztuką rozpoczęło się nie tylko gwałtowne zahamo­wanie ich wzrostu, lecz i błyskawiczny upadek. Historycz­ne rzeźbione kolumny, oryginalne okazy sztuki północne­go zachodu nieuchronnie topnieją. A był ich cały las, gdyż nierzadko otaczały wieńcem osiedla i siedziby Indian.
Jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej, w jednym tylko opuszczonym Tuxekan na Alasce, natrafiono na mnóstwo kolumn. Przeszło sto dwadzieścia rzeźbionych „legend” witało tu przybysza.
Kiedy później, a było to w roku wybuchu drugi ej woj­ny światowej, ktoś rozsądny zapragnął ocalić je od kompletnego rozpadu, gdyż nocami zaczynały świecić wątłym blaskiem próchna, i zabezpieczyć przed grabieżą, zanim doczekał się w końcu decyzji zezwalającej na przeniesienie totemowych kolumn do Klawak, była ich już tylko połowa. Wiele zmurszało w przesyconym wilgocią klimacie, gdyż Indianie nie mieli zwyczaju konserwacji lub odnawiania swych posągów i rzeźb. Rozsypywał się jeden, wznoszono na jego miejsce drugi.
Na Alasce można je obejrzeć we wspomnianym już Klawak, w Saxman, Ketchikanie i w Mud Bight. Wiele dostało się do muzeów, inne znalazły się w rękach prywatnych, wiele rozkradziono. Część zmieniła się w ledwie trzymającą się, bezkształtną, zmurszałą masę porośniętą zaborczymi chwastami.
Liczne rzeźbione kolumny można oglądać w Brytyjskiej Kolumbii, koło Burns Lake i na wyspie Vancouver. Cały niezwykle ciekawy zestaw wiernych kopii i oryginalnych słupów totemowych sprzed 1890 roku Haida, Kwakiutlów, Bella Coola, Nutków i Saliszów znad brzegów Pacyfiku ustawiono w Parku Ptaka-Grzmota w Victorii, a także w Stanley Park i na uniwersytecie w Vancouver. Wiele ich zachowało się w Alert Bay. Ciekawe oryginalne eksponaty Indian Gitksan z osiedla Kitwancool otrzymało muzeum Brytyjskiej Kolumbii w zamian za ofiarowane Indianom kopie. Ocalono od kompletnego rozpadu kilka kolumn totemowych Haida z Tanoo i Skedans, w roku zaś 1957 wyruszyła ekspedycja celem przeniesienia ich ze wsi Nistints na wyspie Anthony. Obecnie prowadzi się prace nad zrekonstruowaniem partii osiedla tego szczepu.
Jak sądzą znawcy Indian północnego zachodu, sztuka ta, określona przez nich jako neoindiańska, ma silne ten­dencje rozwojowe.
Z inicjatywy rządu Brytyjskiej Kolumbii liczne stare kolumny totemowe pozbierane z różnych dalekich osiedli odnowiono, zakonserwowano i ustawiono wzdłuż szlaku turystycznego i linii kolejowej. Około trzydziestu cedro­wych kolumn zdołano przenieść z Kitwanga i Kitselas, niestety, większość ich spłonęła w 1962 roku i poza kilkoma ocalonymi — reszta nie nadaje się do konserwacji.
Około tuzina kolumn totemowych mistrzów plemien­nych Haida znad rzeki Nass zgromadzono w Fort Rupert, ponieważ jednak w ciągu dwudziestu lat wystawione na działanie wilgoci coraz nieuchronniej niszczały —  w roku 1963 i 1964 William Jeffries wyrzeźbił ich kopie, ory­ginalne zaś egzemplarze powędrowały do muzeów.
Nie mniejszą sławą cieszył się zmarły na kilka lat przed drugą wojną światową Indianin z plemienia Tsimshian, Sidney Cambpell, pochodzący z New Metlakatla. Znany jest jako twórca dwu znajdujących się dzisiaj w Ketchikanie totemowych kolumn z rzeźbami żurawia, Ptaka-Grzmota, lwa morskiego w ludzkiej postaci, tyle że ów zwierz przedziwny ma płetwy pod podbródkiem, a bóbr znajdujący się u podstawy rzeźbionego słupa — ogon w postaci twarzy ludzkiej.
            Za znakomitego artystę uważano także Johna Wallace’a z Hydaburg. Od małego chłopca był on prawą ręką ojca, znanego plemiennego rzeźbiarza, a z czasem sam został mistrzem w tej dziedzinie. Pod wpływem jednak nowej wiary i nacisków misjonarzy zdradził swoich dawnych bogów. Nie tylko że porzucił zawód, odżegnał się od po­gańskiej sztuki będącej „obrazą boską", ale, jako pra­cownik kościelny, ogarnięty prymitywnym fanatyzmem neofity nawoływał gorliwie do niszczenia bezcennych okazów indiańskiej sztuki i sam pomagał walić, rozbijać i palić piękne kolumny totemowe jako pogańskie idole, choć — jak podkreśla znakomity etnograf i znawca sztuki Indian Wilson Duff — nie miały one nic wspólnego z religią.
            Ale nadszedł w końcu czas, kiedy ujrzano w rzeźbach totemowych przede wszystkim egzemplarze fascynującej prymitywnej sztuki. Próbowano zachęcić Wallace'a, ażeby powrócił do artystycznego rzemiosła ojca, lecz ten odma­wiał uparcie. Kiedy po długich namowach udało się go wreszcie nakłonić, był już starym człowiekiem liczącym ponad osiemdziesiąt lat. W roku wybuchu drugiej wojny światowej wyprawiono go nawet na międzynarodową wystawę sztuki do San Francisco, gdzie demonstrował zwiedzającym swe rękodzieło, budząc ogólne zaintere­sowanie.
            Jego tworem jest słup totemowy zwany Mistrz snycerz, przedstawiający legendarną postać snycerza, który pojawiwszy się wśród Indian Haida nauczył ich pierwszych spośród wszystkich plemion indiańskich sztuki rzeźbienia.
            — Dzisiaj nocą — miał rzec do nich ów tajemniczy przybysz — coś niezwykłego stanie się w waszym osiedlu. Ułóżcie się do snu, lecz nie otwierajcie oczu i nie starajcie się rozwiązać tajemnicy, dopóki nie wzejdzie słońce.
            Gdy o świcie zdumieni Indianie ujrzeli w zachwycie trzy rzeźbione wspaniale i malowane barwnie kolumny, zwrócili się do nieznajomego mistrza z prośbą o wtajemniczenie ich w arkana tej sztuki.
            Dla upamiętnienia tych wydarzeń Wallace wyrzeźbił na pniu cedrowym postać owego mistrza o potężnej głowie i ogromnych oczach, z których zamiast źrenic patrzą dwie zdziwione twarze. Parę innych twarzy artysta umieścił na każdym paznokciu u rąk, i co dziwne, wszystkie o różnej kompozycji i o zróżnicowanym wyrazie. Po obu stronach figury Indianin wyrzeźbił maczugi do zabijania fok, z ornamentem przedstawiającym rekina na głowicy i niedźwiedzia na drzewcu.
            Inna kolumna totemowa Wallace'a jest ilustracją re­gionalnej legendy o spotkaniu człowieka z wydrami, których Indianie Haida lękali się panicznie.
            Opowiadano na Alasce, że pewien indiański traper doprowadzony tropem do kryjówki wydr, pragnąc je zdobyć, przyklęknął na ziemi, ażeby zajrzeć do wnętrza. W momencie, gdy pochylił się nad otworem wiodącym do nory, drapieżne zwierzę zaatakowało go tak nieoczekiwanie i wściekle, że nazajutrz znaleziono tam niefortunnego łowcę martwego, z przegryzionym gardłem.
            Niewątpliwie dzięki tej złej famie o groźnym drapieżniku powstała legenda o odważnym człowieku, po­skromicielu nieprzejednanej wydry. Na szczycie kolumny totemowej ilustrującej tę baśń artysta plemienny wyrzeźbił bohatera z maczugą w jednej ręce i ogonem pokonanego zwierzęcia w drugiej.
            Istoty zwabione podstępnie do podziemnej krainy wydr uważano powszechnie za szczególnie niebezpieczne, gdyż wedle tubylczych wierzeń czyhały one na porwanie dalszych ludzkich ofiar, ażeby te musiały dzielić z nimi okrutny los. Każdy, kto zwiedziony postacią owej człeko-wydry przemówił do niej lub na kogo straszna człeko-wydra „chuchnęła", stawał się kolejną ofiarą zacią­gniętą podstępnie do krainy wydr. U podstawy artysta wyrzeźbił rybę-diabła z ptasim dziobem i mackami ośmiornicy.
            Znani są i inni indiańscy artyści: Walter Kita z Kla­wak, Charles i William Brownowie, Robert Harris, James Starish i William Andrews — wszyscy z plemienia Tlin­git, obok rzeźbiarzy z plemienia Haida i Kwakiutl.
W Seattle znajduje się wysoka totemową kolumna zrekonstruowaną przez Brownów. Ustawiona na Skwerze Pionierów w 1899 roku, tuż przed drugą wojną światową spłonęła doszczętnie. Oryginał pochodził z Tongass, z wyspy o tej samej nazwie, gdzie należał do domu wspólnoty Kininook, z klanu Kruka. Wyrzeźbiono go dla upa­miętnienia wydarzeń z życia znamienitej Indianki o charakteryzującym jej osobowość nazwisku: Wódz-Wszystkich-Kobiet. Kiedy przeprawiając się razu pewnego wpław przez rwący nurt rzeki Nass, aby odwiedzić chorą siostrę, utonęła, członkowie rodowej wspólnoty wznieśli ku czci Wodza-Wszystkich-Kobiet kolumnę totemową O Słońcu Kruku. Niektórzy z nich żyją po dziś dzień, a jeden imieniem Dawid nosi nawet dawne nazwisko: Kininook.
            Drewno na ogromny seattelski słup totemowy, potężny dwudziestokilkumetrowy czerwony cedr, podarował Indianin z plemienia Haida, James Peele, który upatrzył sobie ten prosty jak świeca kolos dla wyrzeźbienia kopii kolumny totemowej wzniesionej kiedyś dla uczczenia Wodza z Sonihat, swego ojca.
            Brownowie zilustrowali w tym swoim dziele aż trzy legendy. Pierwszą o Kruku-dobroczyńcy, zdobywcy życiodajnego światła wykradzionego wraz z zaczarowaną szkatułką wodzowi rzeki Nass, drugą o ognisku, które dzięki Krukowi zapłonęło w miejscu niezwykłym, bo w żołądku wieloryba-zabójcy i trzecią o pewnej dumnej kobiecie wyśmiewającej z piedestału swego człowieczeństwa zwierzęta, która za karę musiała poślubić żabiego męża i za­mieszkać w żabim domu na dnie jeziora z gromadką swych żabich dzieci.
Na kolumnie totemowej, prócz głównego bohatera Kruka, występuje Kruk-praszczur, Wódz-U-Źródła-Nass i cała żabia rodzina upokorzonej za ludzką pychę kobiety.
            Na słupie totemowym ustawionym w mieście Wrangel na Alasce ów Kruk-praszczur zdefiniowany jest jako istota antropomorficzna o ludzkich uszach, co ma wskazy­wać na jej nadprzyrodzony charakter.
Artyści plemienni wiedzeni czasem naturalną, wrodzo­ną człowiekowi żyłką satyryczną, wyśmiewając pewnych członków klanu umieszczali ich, podobnie jak pogardza­nych niewolników, w pozycji głową na dół.
W stanie Waszyngtan żył plemienny rzeźbia­rz Joseph Hilaire, z 'plemienia Lumni. Był to stary człowiek zamieszkały od dawna w Kitsap Counity; w cią­gu swego długiego życia wyrzeźbił około stu kolumn tote­mowych i choć częściowo sparaliżowany marzył, żeby je­szcze wyrzeźbić na koniec kolumnę totemową o czynach wielkiego wodza z Kitsap.
      Muszę tego dokonać — mówił — zanim dusza moja wyląduje ma końcu Mlecznej Drogi.
Rzeźby na kolumnach „czytało się" od góry do dołu jak kolumny chińskiego pisma. O symbolice tych rzeźb opowiada artysta. Klan mojej babki był klanem Kruka, dlatego wyrzeźbiłem go na samym szczycie. Kruk, w przeciwieństwie do Ptaka-Grzmota, ma zazwyczaj dziób prosty, a nie zakrzywiony. Poniżej znajduje się figura Córki Mgły. Ona pier­wsza miała sprowadzić w nasze strumienie obfitość łososia. Kolejna figura to orzeł, a następnie rzeźba symbolizująca chłopca z legendy, nicponia, któ­ry wymigiwał się od pracy i całymi dniami zabawiał się karmieniem orłów. Ukarany za nieróbstwo i skazany, wedle wyroku wodza, na śmierć głodową w opuszczonym osiedlu, gdzie powygaszano ogniska, w rozpaczy czekał swego końca. Tymczasem uratowały go wdzięczne orły. Na samym dole rzeźbiarz umieścił wilka, gdyż chłopiec należał do klanu Wilka.
Na innej kolumnie przedstawione są na herby czterech szczepówa na samej górze Tsoona, czyli Ptak-Grzmot, herb klanu Tsoo'tsuna. Zilustrowana w rzeźbie legenda mówiła, iż Ptak-Grzmot stał się człowiekiem, a jego syn powrócił do nieba, ażeby trzymać w ręku cugle nieokiełznanych burz, piorunów i grzmotów.
Można oglądać w Ketchikanie totem wodza Johnsona, zwany przez krajowców Kajduk. Ów Kajduk, gigantyczny ptak zaszyty wśród niedostępnych skał, był lokalną od­mianą Ptaka-Grzmota. Na ketchikańskim słupie totemo­wym nieznany artysta wyrzeźbił Kajduka, dalej zaś u dołu zilustrował legendę o dwu niewolnikach Kruka, Gitsanuk i Gitsaqeq, którzy chcieli chytrze ukryć przed swym panem połów niezwykłej ryby, łososia, po raz pierwszy stworzonego przez kobietę-zjawę, Córkę Mgły.
Kolejna postać na heraldycznym totemie to szary niedźwiedź Walibui, będący crestem klanu Wawalibui. Dalej ku dołowi jest także niedźwiedź, ale pod po­stacią ludzką. Kolejna rzeźba to Tsawa, czyli Bóbr, gdyż od Bobra wywodzili się członkowie plemienia Nakoak­tok.
Istnieje niejedna legenda o Bobrze, a w każdej występuje on pod postacią nędznego niewolnika, wyśmiewanego przez ludzi. Razu pewnego urażony w swej bobrzej dumie podjął się napiąć ogromny łuk, czego nie potrafili dokazać najtężsi siłacze szczepu. Bez trudu napiął cięciwę i poprzeszywał strzałami naigrawających się z niego wo­jowników.
Następną wyrzeźbioną istotą o otwartych jak do krzyku ustach jest dzika wiedźma z puszczy, Tsonoqua. Mity mówią, że porywała za nieposłuszeństwo dzieci i pożerała je bezlitośnie. Wedle legend pewien młody Indianin przychwyciwszy czarownicę na kradzieży suszonej ryby, ujął ją i chciał srogo ukarać. Tymczasem Tsonoqua tak mu przypadła do gustu, iż wziął ją za żonę. Ich syn właśnie, imieniem Tseelthwalakami, pół-człowiek, pół Tsonoqua stał się zało­życielem szczepu Nimpkish.
Tsonoqua przedstawiana jest w rysunku i rzeźbie zawsze z otwartymi ustami gotowymi do połykania. Wią­że się z nią wiele wierzeń. Raz jest ona groźnym bytem, miesz­kanką niedostępnej głuszy i twórczynią nocnych mar nękających człowieka, raz zwykłą kobietą ogromnej próż­ności, pustą i głupią. Wedle innej wersji jej krzyk staje się groźnym memento i kto go usłyszy, na tego niechybnie spadną nieszczęścia. Czasami przedstawiana jest jako dwugłowy potwora w ludzkiej postaci.
Mnóstwo rzeźb, zwierząt, ludzi, mitycznych istot pię­trzących się na pniu cedru narzuca wrażenie, iż zestaw ich jest przypadkowy, niemniej kompozycja jest celowa i logiczna. Na samym szczycie umieszcza się zwierzę będące głównym herbem rodu. Jeśli pewne plemię i klany dzieliły się na dwie podgrupy: Foki i Quequtsa, a w pierwszym odgałęzieniu wodzowie należeli do Wielorybów, młodzi do Fok, starzy do Lwów Morskich. Gdybym rzeźbił kolumnę totemową na cześć wodza, na samej górze znalazłaby się rzeźba wieloryba. Ponieważ każda wspólnota prócz głów­nego crestu posiadała jeszcze drugi: klanowy lub rodowy, obrane zwierzę albo ptaka, i ten emblemat musiałby się pojawić wśród wyrzeźbionych postaci. W dalszym ciągu za pomocą rzeźb artysta „opowiada” legendę przynależną danej wspólnocie.
Czasem pazury i dziób przydane ludzkiej postaci wy­rażają ptaka, płetwy zaś czy ogon — rybę. Zwierzęce uszy na ludzkiej głowie mogą symbolizować zwierzę.
Praktyki przedstawiania zwierzęcia za pomocą jakiejś jednej właściwej mu cechy wyjaśniały, dlaczego alas­kański słup totemowy Kruk słońce, zgodnie z tą kon­wencją, ma na szczycie jako figurę centralną oblicze ludzkie i jedynie wystający z twarzy dziób definiuje ptaka. Skrzydła Kruka są udekorowane oczami, z których zamiast źrenic spoglądają ludzkie twarze, co symbolizuje „moc" przybierania przez Kruka różnych postaci.
Konwencja ta, pozwalająca na anatomiczne rozczłonko­wanie zwierzęcia i wyrażanie go za pośrednictwem jakiejś właściwości wyróżniającej, musiała prowadzić do groteski. Groteskowość tę powiększała jeszcze stosowana czasem reguła zabraniająca pozostawiania na kolumnie pustych, nie zapełnionych miejsc, niejako białych plam, które pozwalają na oddech. To groteskowe zagęszczenie potęgujące nieczytelność kolumn totemowych dotyczy w pierwszym rzędzie rzeźb Indian pochodzących z Brytyjskiej Kolumbii.
            Od tej konwencji odbiegają pewne słupy totemowe na Alasce — dla przykładu — Kruk i żaba, Żabie drzewo, Drzewo ptaka-nurka, Trzy orły, Ślimak olbrzym, a także słupy totemowe znad górnego biegu Skeena, jak Wielki­-Stwór-Z-Dna-Jeziora — gdzie często dwie, trzy figury przyozdabiają całą wysoką kolumnę.
            Różnego rodzaju baśniowe istoty potęgowały jeszcze symbolikę słupów totemowych. Ażeby uchwycić właściwy sens ich artystycznej interpretacji, trzeba znać dzieje wspólnoty rodowej, której własnością była rzeźba i mity z nią związane.
Gdy indiański rzeźbiarz zabierał się do pracy, przyszły właściciel dzieła musiał mu opowiedzieć historię wspólnoty lub klanu, czyny wodzów, niezwykłe wydarzenia i przynależne domowi legendy.
        W czasie święta związanego z ustawieniem kolumny totemowej członkowie wspólnoty wyjaśniali gościom genezę i znaczenie rzeźbionych ilustracji, jednakże nie za pośrednictwem zwykłej narracji, lecz w formie dramatycznej, przy pomocy ucharakteryzowanych odpowiednio aktorów w pięknych kostiumach.
         Alaskańską kolumnę totemową Żabie drzewo zamówiono kiedyś dla upamiętnienia życia pewnej kobiety z klanu Kiksetti, której indiańskie nazwisko brzmiało: Dwie-Żaby­-Na-Dryfującej-Kłodzie. Wedle mitów lud jej wywodził się od zaklętej w żabę dziewczyny, którą pod postacią urodziwego młodzieńca poślubił wódz ludu żab i podstępnie porwał do zamku na dnie jeziora.
        Inny niezwykle ciekawy alaskański słup totemowy zwany Ostryga-Skalna-Olbrzym, wyrzeźbiono jako manifestację bogactwa czterech domów wspólnoty rodowej: Szponów Orła, Zapory-Wodnej-Bobra, Bobrzego Ogona i Ostrygi-Skalnej-Olbrzyma. Ten ostatni wymyślony fantastyczny stwór przedstawia pełną ekspresji twarz ludzką, w której horrendalnej paszczy tkwi pochwycona zębami ręka wyrzeźbionego w przysiadzie człowieka. Kolumna ta wiąże się z mitem o dramatycznej walce członka wspólnoty z ostrygą gigantem, zanim zginął w zaciśniętych szczękach potwora.
            Jednym słowem ustawione przed siedzibami wspólnot rzeźbione pnie były czymś w rodzaju biletu wizytowego, z wyeksponowaniem herbów, jakimi legitymowały się rody. Pewne kolumny po dziś dzień są własnością wspólnot plemiennych.
        Często same nazwy rzeźb totemowych inspirują treść ogólnie znanych plemionom baśni i definiują ich naczelne postaci, jak — dla przykładu — Kruk słońce, Kruk żaba, Gonaqadate-Potwór Morski alboCzłowiek-Porwany-Przez-Wydry.
            Znana jest na Alasce jeszcze inna mityczna kobieta, zwana Kobietą Bogactwa. Można ją oglądać w prawdziwie piętrowym kapeluszu na kolumnie totemowej Gonaqadate-Potwór Morski. Wedle legendy Kobieta Bogactwa z dwiema cennymi tarczami z miedzi i dzieckiem na plecach wędruje po puszczy. Jeżeli komuś uda się porwać dziecko, może zażądać wysokiej ceny w zamian za jego zwrot. Wtedy Kobieta Bogactwa podrapie go swymi miedzianymi paznokciami i zawoła: „Zadrapania będą goiły się bardzo powoli. Jeżeli dasz komukolwiek zeschły strupek — uczynisz go bogatym!" Lecz nawet usłyszenie samego krzyku dziecka Kobiety Bogactwa pomaga człowiekowi do zdobycia fortuny, która pozwoli mu na urządzenie szeregu świetnych i tłumnych potlaczów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz