sobota, 17 września 2011

Tesali - córka Słońca - Yurok

          W gęstych zaroślach, nad rzeką Colorado, rośnie wiele rodzajów trzciny cukrowej. Ludzie znad rzeki powiadają, że prócz zwykłego użytku ma ona magiczną moc, jeśli ktoś potrafi jej użyć.
Ten magiczny rodzaj trzciny zwany jest Ąhtą, od imienia bohatera, który żył w zamierzchłych czasach. Dzisiaj historia Ahty (Trzcina) i Ahty-Hana (Syn Trzciny) powtarza się dla każdego nowego pokolenia w snach, które zwykle nawiedzają ludzi już wdrożo­nych do magicznej sztuki i bajania baśni.
            Przedmiotem snu jest Ahta i jego syn, ich podróże, wojny i wielkie czyny. Tesilia, żona Ahty, i inne kobiety występują tu jedynie z okazji historii tych dwóch bohaterów.
            Wiemy o Tesilii tyle tylko, że była piękna i do­stojna. Radosna, gdy świat wokół niej był dobry, a spokojna i silna, gdy panowało zło. Taka była za dni młodości i w podeszłym wieku. I może to wyjaśnienie wystarczy, gdy wspomina się kobietę w snach.
            Sen zaczyna się zwykle od tego, że Ahta jest już dorosły i mieszka z bratem Hotpą i swym wujem w cieniu świętej góry, wśród ludu znad rzeki.
            Wuj z troskliwą miłością opiekował się chłopcami.
            Hotpa był biegły w sztuce magicznej. Jednak wuj z żalem stwierdzał, że Hotpa był okrutny i wiecznie niezadowolony, a także zazdrościł młodszemu bratu, bo wiedzieli obaj, że Ahta, urodzony bohater, jest łagodny, odważny i wszyscy go kochają.
Każdego wieczoru wracali do pustego i smutnego domostwa i sami musieli sporządzać wieczorny posiłek.
Któregoś dnia wuj wykrzyknął:
            Pomyślcie tylko! Jest nas trzech mężczyzn i nie mamy w domu ani jednej kobiety. Wracamy do domu, w którym nie ma ani wody, ani drzewa na opał, ani pożywienia. Ja jestem stary, ale wy dwaj młodzi idźcie jutro poszukać żony, idźcie obaj, przyprowadźcie chociaż jedną.
            Bracia posłuchali rady wuja i wczesnym rankiem wyruszyli na wschód od świętej góry.
            Ahta słyszał o córce Starego Słońca i chciał ją znaleźć.
            Szli cały dzień, noc przespali na pustyni. Ze świtem ruszyli dalej, wciąż na wschód. Około południa doszli do domu Słońca. Ahta i Hotpa zatrzymali się przed drzwiami uplecionymi z wierzbowej kory.
W domu tym mieszkała Tesilia z ojcem. Ojciec Słońce był często nieobecny. W tym czasie pilnował córki oswojony żółty dzięcioł, zawieszony w klatce nad drzwiami.
            Nikt prócz Tesilii nie dotykał ptaka. Jeśli ktoś obcy zbliżał się do domu lub gdy coś zagrażało jej, gdy by­ła sama w domu, dzięcioł krzyczał ochrypłym głosem i bił ,skrzydłami o ściany klatki, by ostrzec Tesilię.
Tego ranka, mimo że dwu obcych mężczyzn po­deszło do drzwi, dzięcioł nie poruszył się ani nie krzyknął.
Ahta podniósł klatkę, wyjął dzięcioła i położył na ziemi przed drzwiami, a wtedy dopiero dzięcioł wydał zwykły krzyk.
            Tesilia usłyszała znany jej skrzekliwy głos i ostroż­nie patrząc przez plecionkę drzwi, zobaczyła ptaka przed drzwiami. Pamiętała, że był to znak, iż ktoś stojący przed drzwiami prosi o jej rękę, ktoś, kogo dzięcioł się nie boi. Tym bardziej przypatrywała się pilnie przybyszom spoza drzwi.
            Najpierw spojrzała w stronę północy i zobaczyła Ahtę; stał i patrzał na drzwi wyczekująco.
            Potem spojrzała na południe, gdzie stał Hotpa, również patrząc wyczekująco na drzwi.
            Z powrotem zwróciła pogodne spojrzenie na Ahtę, młodego bohatera, i gdy popatrzyła nań po raz drugi, zaśmiała się cicho.
            Wtedy obaj bracia zaśmiali się głośno, a dzięcioł zaśpiewał. I tak czekali we trzech, obaj bracia i dzięcioł, aż wierzbowe drzwi się otworzą.
            Musieli długo czekać.
            Tesilia najpierw nalała wody do miski wysmaro­wanej wewnątrz węglem drzewnym i przed tym lu­strem malowała i zdobiła twarz. Wymalowała sobie na czole maleńkie czerwone trójkąciki między łukami brwi i krótkie czarne kreski jak grzywkę, a małe czer­wone łuki po jednym na każdym policzku. Cieniutką żółtą linią obrysowała oczy i piersi.
            Włożyła nową spódniczkę z frędzelkami z wierzbo­wej kory i nowy fartuszek, również z frędzelkami, a także szeroki wyszywany pas. Włożyła w uszy kol­czyki, a na szyję i na przeguby rąk nawdziewała wie­le sznurów paciorków. Na szyi, pod brodą, przypięła ogromną muszlę z wyrzeźbioną żabą. Do pasa przywiązała dwa małe woreczki z farbą do twarzy: żółtą i czerwoną, po czym obłuskała z kory świeżą witkę wierzbową, by wygładzić spódniczkę z tyłu i nie po­miąć jej, gdy usiądzie.
            Gdy wreszcie była gotowa, podniosła zasunięte drzwi i wyszła przed dom.
            Najpierw uniosła dzięcioła i włożyła z powrotem do klatki, potem z klatką w ręku podeszła do Ahty, stanęła przed nim i zajrzała mu w twarz. Ahta uśmie­chał się i ona uśmiechnęła się również.
            Ahta zapytał ją, czy poszłaby z nim do jego domu przy świętej górze.
            — Tak, jestem gotowa pójść z tobą — odparła Te­silia.
            Hotpa wpadł w gniew. Schwycił za rękę Tesilię krzycząc:
            — Ona jest moja! Moja! Jestem starszy od ciebie, więc ona jest moja!
            Ale Ahta trzymał Tesilię i nie chciał ustąpić.
— Ona mnie wybrała — powiedział. — Przyszła do mnie. Należy do mnie.
            Hotpa uderzył Ahtę i starał się wyrwać mu Tesilię, ale Ahta był silniejszy od niego i obronił się.
            Wreszcie Hotpa przestał wyrywać bratu dziewczy­nę, przestał bić się z nim.
            — Dobrze! ldźmy do domu! — powiedział.
            Ruszyli w kierunku świętej góry na zachód. Uszli niewiele drogi, gdy Tesilia zatrzymała się i obejrzała na swój dom.
            — Myślałam, że jesteśmy już daleko — powiedzia­ła. — Poczekajcie obaj, a ja zaśpiewam pieśń do mego domu.
Bracia zaczekali i słuchali jej śpiewu. Śpiewała o ojcu, o domu, jak mieszkała w nim jako dziecko i dziewczyna i jak teraz opuszcza go na zawsze i nie zo­baczy ani domu, ani ojca.
Gdy skończyła śpiewać, znowu szli na zachód, wę­drowali cały dzień. By skrócić Tesilii drogę, bracia śpiewali jej: śpiewali pieśń o Górskiej Owcy, pieśń o Sokole[1] i pieśni o innych gwiazdach, aż owe gwia­zdy pokazały się na niebie i nastała noc. A byli daleko od domów i ludzi.
Ąhta zrobił posłanie na pustyni i wziął nań Tesi­lię, Hotpa znowu walczył z młodszym bratem o dziewczynę, ale Ahta był silniejszy i tym razem. Hotpa odszedł i spał osobno. Rano Tesilia z ulgą usłyszała, że nazwał ją szwagierką.
Szli dalej we trójkę, a kiedy słońce było wysoko na niebie, dotarli do świętej góry. Przed domem zastali czekającego na nich wuja.
Tesilia z nieśmiałości wobec nowego wuja zasłoniła włosami twarz, jej czarne, błyszczące włosy się­gały prawie do kolan. Wuj na powitanie wziął jej ręce między swoje, potem delikatnie odsunął jej gęste włosy i odsłonił twarz, mówiąc:
— Chcę ujrzeć synową mego młodszego brata. Wprowadził ją do domu, pokazując Tesilii nowe mieszkanie, i rozmawiał z nią łagodnym głosem. Onie­śmielenie Tesilii przeszło. Zabrała się do mielenia ziarna, śpiewając podczas pracy. Trzej mężczyźni uśmiechali się, powtarzając między sobą:
— Popatrz, jaka jest piękna!
Przyszedł czas wieczerzy. Wuj pomógł Tesilii zro­bić kolację ze świeżo mielonego ziarna kukurydzy. Wsypywał wolno ziarno na gotującą się wodę, a dziew­czyna mieszała kaszę i dodawała soli. Oboje próbo­wali, czy posiłek jest smaczny.
Od tego czasu, gdy mężczyźni wracali do domu, za­stawali w domu palący się ogień, świeżą wodę, gotową wieczerzę i krzątającą się szczęśliwą kobietę, która śpiewała przy pracy. Lecz gdy udawali się na spoczy­nek, wuj widział, jak co wieczór odnawia się uraza Hotpy, gdy Tesilia szła do południowo-zachodniego za­kątka domu, gdzie spał Ahta.
Wuj, jak umiał, usiłował temu zaradzić. Gdy do­wiedział się, że jego przyjaciel Jaguar ma córkę na wydaniu, posłał obu braci na zachód, do jego domu, by przywiedli ją jako żonę Hotpy.
Wuj sądził, że nareszcie w domu będzie spokój i równowaga. Gdy wuj nocą ułoży się na posłaniu w środku domu, Ahta będzie spał z Tesilią w swoim kącie, a Hotpa w swoim z córką Jaguara. Nie był jed­nak pisany pokój temu domowi. Hotpa nie mógł za­pomnieć swego upokorzenia w czasie podróży z Ahtą. Powtórzyło się to w domu Jaguara: jego córka rów­nież chciała wybrać Ahtę, a dopiero kiedy jej odpowiedział, że jej nie chce, zwróciła się ku Hotpie.
Chociaż wszystko to już minęło i córka Jaguara została jego żoną, Hotpa nie mógł przebaczyć Ahcie i Tesilii; nienawidził ich tym bardziej, że byli pięk­niejsi, szczęśliwi i wszyscy ludzie znad rzeki serdecz­nie ich kochali. Ale w swoim szczęściu zapomnieli czu­wać i obawiać się Hotpy.
Hotpa z pomocą magii sprowadził na Ahtę potężne­go ducha choroby i nikt nie dowiedział się, że był to wynik czarów, aż choroba posunęła się daleko. Ahta miał straszne nocne koszmary, dostawał gorączki, a potem był śmiertelnie osłabiony. Hotpa po kryjomu obserwował wciąż brata. Pewnego razu, gdy Tesilia i wuj wyszli, Ahta pozostał sam na chwilę... Zasnął, ale gdyby nawet był obudzony, nie miałby siły bro­nić się ani krzyknąć.
Z dziką zręcznością Hotpa odciął kawałek skalpu z głowy Ahty i gdy Ahta jeszcze żył, wyjął mu goleń i część kolana z jednej nogi. Tesilia szybko wróciła, ale było już po wszystkim. Hotpa znikł, a jej mąż le­żał nieżywy.
Hotpa jak opętany biegał od domu do domu i wy­machiwał nad głową krwawą golenią, nawołując ludzi, by zagrali z nim w kości. Za pomocą próśb i gróźb pozyskał graczy, ponieważ wszyscy bardzo się go bali.
Nie było jednak nigdy dotąd tak niesamowitej zabawy; Hotpa używał goleni Ahty jako palika, a rzepki z ko­lana jako piłki.
Gdy jednak ludzie dowiedzieli się o śmierci Ahty, uciekli w panice na pustynię. Hotpa zaś ze swymi gra­czami uciekli również daleko od świętej góry i ukryli się w górach, hen na północy. Córka Jaguara nie po­szła z Hotpą. Wróciła na zachód do domu ojca. Stary wuj i Tesilia zostali samotni w domu. Sami urządzili ceremonie, jakie należało odprawić na pożegnanie bo­hatera z tym światem. Gdy odśpiewali pieśni za zmar­łego i spełnili przepisany rytuał, położyli ciało Ahty na stosie pogrzebowym, razem z ubraniami, kocami, ozdobami, łukiem, strzałami i maczugą. Wszystkim, co należało do zmarłego. Spalili to wszystko, spalili też dom Ahty w ogromnym oczyszczającym i pochłania­jącym ogniu, który przenosi zmarłego wraz z wszyst­kim do świata umarłych.
Obcięli włosy na znak żałoby, płakali i śpiewali żałobne pieśni o Ahcie, znowu płakali i rozpoczynali śpiew od nowa. Zbudowali sobie nowy dom, lecz serca mieli obciążone żałobą i tęsknili za Ahtą.
Mijały miesiące. Pewnego ranka Tesilia zbudziła się w ciężkich bólach. Wuj opiekował się nią tak serdecznie jak kochająca matka zapewniając, że Tesilia wkrótce urodzi dziecko. Przeszedł dzień i noc, a dziecko jeszcze się nie urodziło, lecz słyszeli, że w łonie matki dziecko śpiewało i mówiło. Tesilia przeraziła się.
— To bardzo dobrze — rzekł wuj — to oznacza, że twój syn będzie miał szczególną moc i będzie bohaterem.
Następnego dnia o świcie dziecko przestało śpiewać i przemówiło wyraźnie:
— Bądźcie spokojni oboje. Nie pozwólcie nikomu się zbliżać, przychodzę na świat.
Tak się urodził syn Ahty i Tesilii.
Jego wuj-dziadek położył go delikatnie na posła­niu z ciepłego piasku i przykrył aż po szyję, również ciepłym piaskiem, by odpoczął i przyzwyczaił się do zewnętrznego świata. Tesilia, widząc jak syn był pięk­ny i podobny do Ahty, nazwała go Ahta-Hana.
Tej nocy, gdy urodził się Ahta-Hana, w górach, gdzie ukrywał się Hotpa, spadły uporczywe deszcze, mimo że nie była to pora deszczowa. Hotpa uważał to za jakiś znak. Wysłał gońca, by sprawdził, czy Te­silii urodził się syn. A jeśliby tak było, czego się bar­dzo obawiał, rozkazał zabić dziecko.
Gdy goniec zbliżył się do domu Tesilii, wuj-dzia­dek siedział na progu. Przywitał go grzecznie i słu­chał gońca, który oświadczył, że Hotpa chce wiedzieć, jak się ma Tesilia i czy urodziła dziecko.
— Tak — urodziła córkę — odrzekł wuj. — Przy­niosę ci ją, byś mógł opowiedzieć Hotpie o jego bratanicy. — Wszedł do domu i wrócił, niosąc dziecko przywiązane do deski w kołysce paskami na krzyż w taki sposób, w jaki spowija się tylko dziewczynki.
Dał nawet gońcowi potrzymać chwilę dziecko, z do­brze udaną szczerością i dobrodusznością.
Goniec wrócił i opowiedział Hotpie, że przyszła na świat córka, co uspokoiło jego obawy.
Gdy syn Tesilii urodził się, przestał mówić, jak przedtem w jej łonie. Po sześciu dniach uśmiechał się, a po dwunastu śmiał się głośno. Miesiąc po urodzeniu biegał samodzielnie i mówił wyraźnie.
Przez wiele spokojnych pór roku rósł pod troskli­wą opieką matki i wuja, ucząc się łatwo mimo dzie­cięcego wieku.
Przyszedł jednak czas, gdy Hotpa nie mógł już upo­rać się z tęsknotą towarzyszy, którzy z nim uciekli, i wrócił z nimi do świętej góry.
Ahta-Hana patrzył z zaciekawieniem na nowo przy­byłych. Tesilia ubierała go w spódniczkę jak dziew­czynkę i pozwalała chodzić wśród nich. Hotpa ofiaro­wał mu lalkę starannie wyrzeźbioną w kości. Ahta­-Hana patrzył, jak ludzie jego wuja grali w kości.
Gdy Tesilia kładła małego spać, pokazał jej lalkę i opowiedział o grze w kości.
Tesilia wiedziała, że Hotpa miał złe zamiary. Przez parę dni nic nie mówiła synowi. Lecz po dwóch dniach, kładąc go spać, opowiedziała mu całą prawdę: lalka, palik do gry i piłeczka zrobione były z kości jego ojca.
Mówiła to synowi z wielkim smutkiem i odrazą, ale nie miała mocy ochronić syna, a obawiała się o niego.
Ahta-Hana płakał całą noc, a o świcie poszedł na pustynię wciąż płacząc. Zmęczony, wsunął się pod kol­czasty krzak i zasnął. We śnie wydało mu się, że z gałązki krzaka wypełzł żuk i usiadłszy na górnej wardze chłopca, opowiadał mu o ojcu i o jego śmierci.
Gdy chłopiec się obudził, rozmyślał spokojnie o swym śnie. Zrozumiał wreszcie sens gry Hotpy w kości i pojął, że ów zniszczy wszystko, co jego brat ko­chał.
Ahta-Hana zdjął dziewczęcą spódniczkę z wierzby, wrócił do domu, do matki i do wuja-dziadka. Kiedy przemówił do nich, wiedzieli, że przestał być dzieckiem i rządzi się rozumem.
Wysłuchali tego, co chłopiec mówił, i posłuchali jego rady. Jego wujeczny dziadek miał zostać przy świętej górze. Natomiast do matki powiedział tak:
Matko musisz wrócić do domu mego dziadka, bo wuj zechce cię zabić i na pewno skrzywdzi cię, jeśli tu zostaniesz. Odejdź — a ja przyjdę do ciebie, gdy dokonam tego, co powinienem zrobić.
Tesilia napełniła żarzącym węglem z ogniska miskę, której używała za zwierciadło. W czasie podróży bę­dzie dorzucać gałązki do żaru i, przytulając miskę do siebie, ogrzewać się podczas chłodu, a światło żaru będzie jej przyświecać w nocy na pustyni. Spokojnie pożegnała się z wujem i synem. Nikt nie widział jej płaczącej. Bez łez i bez oglądania się w tył Tesilia otwarła drzwi i wyszła ze swego domu. Trzymała się prosto i szła pewnym krokiem na wschód, trzymając w obu rękach miskę z żarem drzewnym. Szła tą samą drogą, jak przed laty z Ahtą, do domu, do którego są­dziła, że nigdy nie wróci.
Ahta-Hana patrzył na nią, dopóki tylko mógł dojrzeć jakiś ślad lub ujrzeć z dalekiej pustyni nikłe światło żaru w jej rękach. Potem zapłakał gorzko:
— Czemu wysłałem moją matkę tak jak ptaka?
              „Gniazdo ptasie jest na pustyni,
              na pustyni spi ptak,
tam, gdzie nikt nie mieszka”.
Ahta-Hana płakał i śpiewał pieśń o samotności swej matki.
Tesilia odnalazła drogę do domu, do domu Słońca, i mieszkała tam z oswojonym żółtym dzięciołem, ma­rząc o swym synu Ahcie-Hana; niepokojąc się, co mo­że mu się przytrafić, czekała na jego powrót, tak jak jej to obiecał.
Gdy Tesilia była już bezpieczna, poza zasięgiem złych czarów Hotpy, Ahta-Hana uczynił jedyną rzecz, której mógł dokonać, zanim nie dorósł i nie osiągnął wieku dojrzałej mądrości i siły. Ukrył się w pobliżu pola gry i przy sposobności ukradł piłkę zrobioną z kości w kolanie ojca, Nikt tego nie widział. Gracze jeszcze szukali piłki w trawie, gdy Ahta-Hana wyszedł przed drzwi domu z piłką w ręce. Hotpa nie ośmielił się podejść, kiedy Ahta-Hana, śpiewając pieśń modli­tewną, ofiarował kość czterem stronom świata, śpie­wając modlitwę do każdej strony — po czym położył piłkę z kości na ziemi i uderzył ją z całej siły laską, którą nosił jego ojciec. Piłka poleciała jak meteor na zachód i spadła gdzieś w górach. Po czym Ahta-Hana wszedł do domu i więcej go już nie ujrzano.
Hotpa przyszedł, by go zabić. Zastał wuja samego w domu. Ten powiedział mu, że chłopiec wrócił do matki, do domu Słońca, a Hotpa nie ośmielił się tam pójść.
Ahta-Hana wyruszył w długą podróż i doszedł na koniec świata, tam gdzie zaczyna się Ocean.
W ciągu podróży nauczył się wielu rzeczy. Poznał właściwości wszystkiego, co rośnie na ziemi, poznał źródła i góry, i pustynie. Pokonał grzechotnika i po tym czynie pozbył się strachu. Wiele razy przeprawiał się przez rzekę Colorado, cały jej bieg znał doskonale i przestała być dla niego przeszkodą.
Doszedł do morza i pozostał tam tak długo, że znajome mu się stało wszystko, co żyło w morskich wodach i muszle na brzegu, i umiał z tymi stworze­niami postępować i nimi się posługiwać. Poznał mor­skie ptaki, różniące się tak bardzo od ptaków pusty­ni. Wreszcie przyszedł dzień, gdy skierował kroki w stronę domu.
Ahta-Hana posiadał teraz moc magiczną i umie­jętność Doktora-Kapłana.
Mimo młodego wieku był rosły i dojrzały, ponie­waż rósł w innym wymiarze, co jest właściwe bohaterom. Na szyi nosił wiele sznurów muszli oraz gruby sznur, gęsto utkany z piór, rodzaj pasa-sznura, a na głowie specjalny ubiór z przyciętych w kształt kwa­dratu skrzydeł kruka. Był tak piękny jak przedtem jego ojciec.
W drodze powrotnej spotkał ludożercę Kwayu i je­go cztery córki. Wszystkie cztery zakochały się w nim. Tak bardzo go kochały i chciały go poślubić, że uli­tował się nad nimi i poślubił wszystkie cztery, chociaż wybrał tylko najstarszą, i ta była jego ulubioną, Wę­drówki zmęczyły Ahtę-Hana, był pewien, że zyskał wystarczającą wiedzę i może wrócić do domu. Miał sen i po obudzeniu powiedział do swoich żon te słowa:
— Wiem, że moja matka śni o mnie, muszę iść do niej.
Wszystkie cztery żony chciały iść za nim. Ahta­-Rana przystał na to. Stało się jednak tak, jak się obawiał: ich siły i wytrzymałość nie dorównywały mu, były \\'ięc dla niego zbytnim ciężarem, więc postano­wił je zostawić. By ułatwić sobie i im rozstanie, spu­ścił na ziemię zimny deszcz, tak że ledwie ciągnęły nogi po błocie. On poszedł przodem, a gdy odwrócił się, widział, że mimo trudu jeszcze zdążają za nim, zawstydził się swego czynu i przekonał się, że napraw­dę je kocha. Przez resztę podróży ani razu nie spro­wadził zimnego deszczu; nauczył się przewidywać po­trzeby swoich żon i poznawał ich cechy, tak jak po­znawał właściwości wszystkiego, co istnieje na świe­cie i jest inne od niego. Przestał się niecierpliwić i już nigdy nie myślał o opuszczeniu żon.
Tak podróżowali przez wiele dni, aż pewnego dnia przyleciał do nich od wschodu żółty dzięcioł. Leciał wprost do Ahty-Hana, który wziął go na ręce.
— Jest to z pewnością oswojony żółty dzięcioł mojej matki, ptak, który jej strzeże. Oto przyleciał do mnie, a więc matka jest już blisko.
Zwrócili się ku wschodowi, skąd przyleciał dzięcioł, i w południe tego dnia doszli do domu Słońca z wierz­bowymi drzwiami i klatką ptaka wiszącą na dawnym miejscu. Ahta-Hana postawił żółtego dzięcioła na zie­mi przed drzwiami domu Słońca, tak jak to dawno czynił jego ojciec. Ptak wydał zwykły skrzekliwy krzyk.
Tesilia przyszła do drzwi i wyjrzała przez szpary. Gdy ujrzała Athę-Hana, podniosła zasuwę i podbiegła do niego płacząc:
— To ty, mój synu! Tak długo czekałam, sądziłam, że już nie żyjesz i nigdy cię już nie zobaczę.
Po czym postąpiła parę kroków w tył i patrzyła, jak syn wygląda. Był piękny i był bohaterem. Rzekła w zachwycie:
— Dobre miałeś sny. Wszystko obróciło się na do­bre. — Potem zwróciła się do żon syna, tłumacząc się:
Przyszłyście z daleka i długo tu stoicie. Jesteś­cie zmęczone. Usiądźcie. Gdy odpoczniecie, mam kukurydzę i pszenicę. Wszystko to dla was. Zmielcie ziar­na, zróbcie kaszę, przyrządźcie ją tak, jak lubicie. Bierzcie to, czego wam potrzeba.
Najstarsza z żon podziękowała Tesilii, poszła za nią do domu i zaczęła mleć kukurydzę. Nie czuła się onie­śmielona w domu teściowej, wiedziała bowiem, że jest ulubienicą swego męża. Ahta-Hana tak przedstawił ją matce:
— Wiedziałem, że ją pokocham, bo śniłem o niej przedtem. I ona mnie kocha, i troszczyła się o mnie, gdy byłem chory, owładnęły mną złe czary w powrotnej drodze, wyglądałem wtedy jak wiązka zeschłej trzciny.
  Powiedział też matce, że pozostałe żony są młod­szymi siostrami pierwszej żony.
Trzy pozostałe stały zawstydzone przed Tesilią, nie wiedząc, czy je dobrze przyjmie. Widząc to, Tesilia. podeszła do nich, szybko wyciągnęła rękę i wprowadzi­ła je do domu mówiąc grzecznie:
— Wejdźcie, moje synowe.
Słońce, ojciec Tesilii, wrócił do domu, po czym roz­mawiali do późnej nocy.
Ahta-Hana opowiedział dziadkowi i matce o swych podróżach. Tesilia dowiedziała się dopiero teraz, jak syn wykradł piłkę zrobioną z kości swego ojca; był to pierwszy czyn pomszczenia zabójstwa jego ojca. Teraz oświadczył, że jest prawie gotów do wypełnienia reszty swych zamiarów.
Brak mu dwóch rzeczy: wystarczającej ilości grzmo­tów i błyskawic. Dziadek wyjawił mu miejsce przepaści, gdzie może je znaleźć.
Gdy żony spały wyczerpane podróżą, Ahta-Hana­ szybko udał się sam na wschód, do miejsca wskazanego przez dziadka. Gdy żony obudziły się wylęknione jego nieobecnością, Tesilia uspokoiła je i pocieszała. ­Tak, jak mówiła, wrócił przed nocą z kołczanem peł­nym długich trzcin, a w każdej był ukryty grzmot lub błyskawice z przepaści.
Był więc gotów, by zmierzyć się z Hotpą. Następnego dnia pożegnał się ze Słońcem i wyru­szył starą drogą Ahty i Tesilii, na zachód, ku rzece i do świętej góry. Tesilia zaśpiewała znowu pieśń po­żegnania swemu ojcu i jego domowi i poszła za synem razem z jego czterema żonami.
Poprzedziła ich wieść o nadejściu Ahty-Hana z ro­dziną. Hotpa i jego gracze stali blisko świętej góry i wystawili słup na otwartym miejscu przed swymi domami, a do słupa przywiązali kawałek skalpu z gło­wy Ahty. Gdy tańczyli i śpiewali wokoło słupa i skal­pu, Hotpa przygotowywał najpotężniejsze sztuki ma­giczne przeciwko Ahcie-Hana.
Wielu ludzi szło tłumnie na pustynię i przeprawia­ło się przez rzekę.
Gdy Ahta-Hana i Tesilia doszli do rzeki, ich krew­ni i przyjaciele już tam na nich czekali, by ich ra­dośnie powitać. Nawet wuj Ahty był z nimi. Bardzo stary i słabowity, nie płakał jednak, gdy ujrzał Te­silię i Ahtę-Hana, uściskał ich, dotykając raz po razich twarzy i rąk, żeby się upewnić, że na pewno po­wrócili do niego.
Gdy powitania skończyły się, Ahta-Hana pozosta­wił swą rodzinę i przyjaciół nad brzegiem rzeki. Powiedział im, że nikt nie może iść z nim ani później za nim.
Samotnie przebył rzekę, którą znał tak dobrze, i podszedł blisko do Hotpy i jego tańczących ludzi. Podszedł do nich tak cicho i szybko, że spostrzegli je­go obecność dopiero, gdy Ahta-Hana, dzierżąc swą dłu­gą, potężną laskę, taką, jaką miał jego ojciec, podob­ną do wyrzutni oszczepów, wyrzucał nią wszystkie grzmoty i błyskawice, które przyniósł w kołczanie między strzałami.
Wznieciły one tak wielki wybuch ognia, że znisz­czy-i on wszystkich nieprzyjaciół, nie ocalał żaden. Hotpa, jego gracze, domy każdego z nich i ich dobytek wypaliły się do nagiej ziemi.
Pożar wszczęty przez Ahtę-Hana przeszedł na pu­stynię i ledwie zdołał on — używając wszystkich magicznych mocy — zatrzymać ogień na brzegu rzeki. Tam wreszcie ogień wypalił się i zgasł.
Śmierć Ahty była pomszczona, a jego rodzina wró­ciła do domów i bezpiecznie mieszkała w cieniu świętej góry.
Pod kierunkiem Ahty-Hana wszyscy strzegli oby­czajów, jakie przystoją ludziom znad rzeki. Śnili tu sny, które należały do nich. Ahta-Hana chciał, by lud jego nie zapominał o początku swych dziejów ani o dawnych jego bohaterach. W tym celu nakłaniał ich serca, by czcili wierność i dobroć starego wuja, by wspominali go, kiedy usłyszą ciche wołanie śnieżnej sowy z Kolorado.
Trzcina cukrowa, której co dzień używano, już wte­dy była zwana imieniem jego ojca, a duża czerwona skała na brzegu rzeki miała otrzymać imię Ahty-Hana, gdy nadejdzie kres jego życia. Matkę jego Tesilię i jego żony ludzie znad rzeki czcili jako zbiór gwiazd zwa­ny Plejadami.
Tesilia była najjaśniejszą z gwiazd małej konste­lacji. Syn lubił myśleć o niej jako o cichej gwieździe, delikatnie błyszczącej na zimowym niebie.
Dziś duża czerwona skała nosi imię Ahty-Hana. Ludzie znad rzeki, gdy zawoła sowa, uśmiechają się, wspominając dobrego wuja. A w ciemne noce zimowe patrzą w górę na czyste niebo, widząc, jak żony Ahty­-Hana tańczą wokół swej matki — tej najjaśniejszej gwiazdy w środku — Tesilii.