Nanabozho przyszedł na świat na wyspie pośrodku Jeziora Górnego jako pierworodny syn ducha niebiańskiego i ziemskiej kobiety. Szybko wyrósł na mężczyznę. Nogi miał tak długie, że jednym krokiem bez trudu przeprawiał się przez najszerszą nawet rzekę albo jezioro. Chwytał rękoma błyskawice, a głos jego huczał jak jezioro podczas burzy. Jeżeli na rzece zagradzały mu drogę wodospady, to je przełamywał.
Umiał się przeistaczać w każde zwierzę albo zjawisko przyrody i rozmawiał z wszystkimi żywymi istotami. Po wielkim potopie, który niegdyś zalał ziemię, odbudował ląd i przywrócił mu roślinność i zwierzęta. Wtedy też stworzył pierwszego Czipeweja. Później odebrał zwierzętom dar mowy, żeby nie mogły spiskować przeciwko rodzajowi ludzkiemu.
Jako potężny władca ziemi Nanabozho rządził pogodą i porami roku. W zimie okrywał ziemię śniegiem, a strumienie skuwał lodem. Na jego rozkaz burze wyrywały się ze swoich jaskiń, by chłostać jezioro i ubijać jego wody na pianę. Na jego rozkaz także dmuchał ciepły wiatr, góry się zazieleniały i wiosenne kwiaty rozkwitały dokoła.
Nanabozho zrobił wiele dobrego ludziom, których stworzył. Wytępił dzikie bestie zagrażające im na lądzie i wodzie. Kopalne szczątki zaginionych zwierząt, odkrywane teraz przez białych, to kości tych potworów z dawnych, bardzo dawnych czasów.
Przyniósł ludziom pierwszy ogień, nauczył ich, jak ostrzyć strzały i jak sporządzać dzidy i topory. Nauczył ich też sztuki łowieckiej, budowania kanu, uprawy kukurydzy, fasoli i dyni, żeby mieli co jeść. Podpatrzył, jak pająk łapie w sieć muchy, i pokazał ludziom, jak się wiąże sieci do łowienia ryb. Wynalazł pismo obrazkowe ryte na kamieniach i nauczył mężczyzn, jak powinni malować twarze przed wyprawą wojenną. Wskazał im też zioła lecznicze. Zauważył, że sok klonu jest słodki, i nauczył swoje plemię ludzkie, jak robić cukier. Dlatego Czipewejowie zbierając korzenie i zioła zostawiają zawsze jakąś drobną ofiarę dla Nanabozho obok miejsca, gdzie znaleźli pożyteczne rośliny.
Nanabozho wprowadził wiele zmian do krainy Czipewejów. Budując na rzece tamy, żeby łapać bobry, utworzy! Jezioro Górne, z wyrzucanej przy kopaniu ziemi powstały Wyspy Apostoła. Wędrując po świecie znaczył każdy dzień podróży stosem kamieni. To są nasze dzisiejsze góry, a doliny pomiędzy nimi to odciski stóp Nanabozho. Wszędzie wokół Jeziora Górnego dziwnie ukształtowane skały, przylądki i wysepki, progi skalne i wodospady na rzekach wpadających do jeziora są śladami wspaniałych czynów Nanabozho.
Wzdłuż rzeki Ottawy zostało wiele odcisków jego stóp, a także koliste zagłębienie w miejscu, gdzie upuścił kocioł ścigając kamiennego olbrzyma; każdy przechodzący tędy Indianin wrzuca do tego zagłębienia szczyptę tytoniu dla Nanabozho i prosi go o szczęście w podróży. Nad Jeziorem Górnym jest też kamień, na którym Nanabozho usiadł, żeby odpocząć po skoku przez jezioro i wypalić fajkę. Każdy przechodzący Indianin zostawia na tym kamieniu szczyptę tytoniu, żeby Nanabozho miał czym nabić fajkę w swoim szałasie na dalekim Zachodzie.
To Nanabozho nauczył Czipewejów obrzędów i tajemnic religii. Otrzymał od duchów cztery dary i zostawił je swoim spadkobiercom: święty bęben, w który za jego przykładem Czipewejowie biją przy łożu chorych; świętą grzechotkę, która pozwala przedłużyć choremu życie; tytoń, który jest symbolem pokoju; i psa, który był dobrym towarzyszem Nanabozho i teraz towarzyszy wiernie ludziom.
Całą wiedzę o nakazach i obrządkach religijnych, przechowywaną przez czarowników, Nanabozho otrzymał od duchów. Według ich wskazówek zbudował szałas i podobno jeszcze w 1887 roku był obecny w Świętym Szałasie Leczniczym, gdy odprawiano tam Wielkie Obrzędy.
Żył, jak mówią, przez tysiąc lat. Zginął w zawziętej walce ze Złym Duchem. Według niektórych opowieści został pogrzebany na północnym brzegu Jeziora Górnego, na wschód od Zatoki Grzmotu. Wedle innych wersji grób jego znajduje się na wyspie Michipicoten. Indianie mijając te miejsca zawsze składają ofiarę z dymu albo garstki tytoniu rzucanej w wodę.
Niektórzy ludzie twierdzą, że Nanabozho wciąż jeszcze żyje; huk dobiegający czasami z gór świadczy, że nie ukończył swego dzieła stworzenia. Niektórzy wierzą, że Nanabozho żyje na morzu północnym i odpoczywa na ogromnej pływającej krze lodowej, strzeżony przez zorzę północną. Ci, którzy w to wierzą, boją się, żeby biali nie znaleźli jego kryjówki. Gdyby się tak stało, Nanabozho zstąpiłby znów na ziemię, która wtedy „rozpadłaby się wśród płomieni, a wszelkie żywe istoty zginęłyby”.