czwartek, 29 września 2011

kojot stwarza świat - crow



Dawno temu wszędzie była woda. Stary Człowiek Kojot rozejrzał się i powiedział:
        Hej, potrzebujemy trochę lądu.
 Otrzymał taki dar od Wielkiego Ducha, że mógł rozkazywać wszystkim zwierzętom, które nazwano Klan Bez Ognia, więc wezwał cztery kaczki, żeby pomogły mu znaleźć ziemię. Każdej kaczce kazał zanurkować pod wodę i znaleźć trochę mułu. Pierwsze trzy wróciły z niczym, ale czwarta kaczka, ponieważ cztery to liczba święta, przyniosła trochę mułu z dna.
– Świetnie - powiedział Stary Człowiek Kojot. - Teraz zrobię trochę lądu.
Zrobił góry i rzeki, prerie i pustynie, rośliny i zwierzęta. Potem powiedział:
– Teraz chyba zrobię trochę ludzi, żeby ktoś opowiadał historie o mnie.
Z błota stworzył wysokich i pięknych ludzi. Staremu Człowiekowi Kojotowi bardzo się spodobali.
– Nazwę ich Absarokee, co znaczy „Dzieci Wielkodziobego Ptaka”. Pewnego dnia przyjdą tu głupi biali, źle przetłumaczą ich język i nazwą ich Wronami.
– Co oni będą jeść? - zapytała jedna kaczka.
  Nie mają piór ani sierści. Czym oni się okryją? – zapytała druga kaczka.
– Właśnie – dodała trzecia kaczka. – Ładnie wyglądają ale nie wytrzymają na zimnie.
Stary Człowiek Kojot rozmyślał przez chwilę, jak bardzo nie lubi kaczek, potem wziął jeszcze trochę mułu i zrobił dziwne zwierzę z gęstą sierścią i rogami.
 Macie - powiedział. – Oni dostaną wszystko, czego potrzebują, od tego zwierzęcia. Nazwę je bizon.
Czwarta kaczka stała z boku, przyglądała się i paliła papierosa.
– To wielkie zwierzę. Twoi ludzie nie będą mogli go złapać – stwierdziła, wydmuchując długą smugę błękitnego dymu w twarz Starego Człowieka Kojota.
– Okay, więc tutaj jest drugie zwierzę, na którym mogą jeździć żeby złapać bizona.
– A jak je złapią? - zapytała czwarta kaczka.
– Słuchaj kaczko, czy muszę sam wszystko robić? Stworzyłem świat i tych ludzi i dałem im wszystko czego potrzebują, więc odczep się.
– Ale jeśli oni maja wszystko, czego potrzebują, co będą robić? Siedzieć i opowiadać historie o tobie?
– Niezły pomysł.
– Nuda – oświadczyła kaczka.
– Stworzę im mnóstwo wrogów, którzy beznadziejnie przewyższą ich liczebnością. Będą musieli ciągle walczyć i odprawiać wojenne rytuały No i jak?
– Wybija ich do nogi.
– Nie. Zostanę z nimi. Dzieci Wielkodziobego Ptaka będą moimi ulubieńcami, chociaż niektórzy z ich wrogów również mogą opowiadać historie o mnie.
– A co, jeśli zabiją wszystkie bizony?
– Niemożliwe. Za dużo ich jest.
– A jeśli zabiją?
– No, to ludzie będą mieli przesrane. Jestem zmęczony i brudny i zmarzłem od stania w wodzie. Zamierzam wynaleźć łaźnie parową i rozgrzać się.
Tak więc Stary Człowiek Kojot zbudował szałas z wierzbowych gałęzi i skór bizonich. Rozgrzał kamienie na ogniu i wrzucił je do jamy pośrodku szałasu, potem on i kaczki wczołgali się do szałasu i zakryli wejście, aż zrobiło się całkiem ciemno.
– Hej, odłóż tego papierosa! - powiedział Stary Człowiek Kojot do czwartej kaczki.
– Kaczka rzuciła papierosa na rozgrzane kamienie i szałas wypełnił się dymem.
– Całkiem nieźle pachnie – powiedział Stary Człowiek Kojot. – Wrzućmy jeszcze inne rzeczy do ognia i zobaczymy co z tego wyjdzie.
Wrzucił trochę igieł cedrowych, które też ładnie pachniały, potem dodał szałwi i słodkiej trawy.
– Te rzeczy będą również częścią ceremonii oczyszczenia. I trochę wody... potrzebujemy wody, żeby zrobiło się naprawdę gorąco i duszno.
– I naprawdę się oczyścimy? - zapytała trzecia kaczka.
– Właśnie – powiedział Stary Człowiek Kojot. – Najpierw wyleję na kamienie cztery czerpaki wody na cztery strony świata.
– I za cztery kaczki.
 Właśnie – przyznał Stary Człowiek Kojot. – Teraz wyleję siedem czerpaków za siedem gwiazd Wielkiej Niedźwiedzicy. Potem jeszcze dziesięć, bo dziesięć to ładna okrągła liczba.
Podał każdej kaczce wierzbową witkę, żeby wysmagały się po grzbietach.
– Macie, użyjcie tego.
– Po co? – zapytała druga kaczka.
        Żeby zmiękczyć... ee... to znaczy... to przyśpiesza pocenie i oczyszcza ciało.
Potem, kiedy kaczki smagały się po grzbietach gałązkami wierzby, Stary Człowiek Kojot powiedział:
        Okay, teraz wyleję na kamienie mnóstwo wody. Nawet nie będę liczył czerpaków, ale naprawdę się rozgrzejemy i oczyścimy.
Potem lał wodę, aż w szałasie zrobiło się tak gorąco, że nie mógł dłużej wytrzymać i wyczołgał się na zewnątrz, a kaczki zostały w środku.
Kojot zanurzył się w rzece dla ochłody, a później zjadł obfity posiłek i położył się, żeby odpocząć.
– To było naprawdę świetne – powiedział do siebie. – Chyba dam szałas potu moim nowym ludziom. To będzie ich kościół i sakrament, i zawsze mogą o mnie myśleć, kiedy tam wejdą. To mój prezent dla nich. Chyba nikt nie musi wiedzieć o kaczkach.
Stary Człowiek Kojot podniósł wierzbową gałązkę i wydłubał spomiędzy zębów resztkę kaczego mięsa.
– Chociaż szałwia nadaje im przyjemny aromat.