piątek, 1 sierpnia 2014

Wycinki z indiańskiej prasy sprzed ponad 30 lat.


"Jeszcze kilka lat temu niewiele łączyło lud Kri z resztą świata. Pozostawał na swoich ziemiach na północy - polując, łowiąc ryby i ciesząc się dobrym życiem. Ale, po decyzji rządu Quebeku o budowie - bez pytania o zdanie - na ich ziemiach największych na świecie elektrowni wodnych, ich życie uległo poważnej zmianie.
W ostatnich sześciu miesiącach w najwyższych sądach kraju walczyli z prawnikami Królowej, by powstrzymać ten projekt. Przegrali, ale wtedy zaangażowali się w wyjaśnianie, dlaczego odrzucają ofertę 100 mln dolarów, złożoną przez premiera Quebeku Roberta Bourassę - który sądził, że może odkupić ich ziemię. Olbrzymi projekt jednak ruszył. (…)
Dla tradycyjnie myślących Kri sposób życia stworzony przez ich przodków i Stwórcę pozostaje tym, który im najbardziej odpowiada. Jesienią odwiedzają punkt handlowy w osiedlu, gdzie kupują zapasy mąki, cukru i herbaty. Potem, w grupach złożonych z 2-3 rodzin, wyruszają psimi zaprzęgami, na nartach lub czasem wynajętą awionetką w głąb puszczy, gdzie spędzają zimę, stawiając pułapki na lisy, króliki i inne zwierzęta futerkowe. Wiosną polują na gęsi lecące na północ, a lato spędzają w kanu, łowiąc łososie i pstrągi. Późne lato i jesień to kolejna okazja do polowań na powracające na południe gęsi i cykl pór roku zaczyna się od początku.
Projektanci elektrowni twierdzą, że polowanie nie może zapewnić utrzymania rosnącej liczbie Kri i że projekt tylko w fazie budowy zapewni 6500 miejsc pracy. Kri odpowiadają, że miejsca te zajmą przygotowani do pracy w przemyśle biali z południa. Ekolodzy twierdzą, że rząd Quebecu zawyża zapotrzebowanie na energię i że prowincja chce ją sprzedawać do USA. (…)
Rząd federalny wydaje się być częścią tej zmowy milczenia. Publicznie ograniczył się do finansowego wsparcia batalii prawnej tubylców i nie uczynił nic, by potwierdzić swą odpowiedzialność za tubyców, żeglugę, ochronę wybrzeża, środowisko, czy interesy całej Kanady.
Tymczasem rząd Quebeku i Korporacja Rozwoju James Bay mamroczą o projekcie stulecia, ogromnym wyzwaniu i ziemi jutra. 'Nie da się zachować XVIII-wiecznej kultury w XX wieku. Nie można powstrzymać postępu.' I nawet doradca ludzi z James Bay, prawnik z Montrealu, wtóruje, że "biali i tak przyjdą, bo chcą tej ziemi. A jak czegoś chcą, to dostają.'" ["The James Bay Project", AN 6/2,28]

"Zgodność tradycyjnych tubylczych małżeństw kwestionowana jest przez firmę ubezpieczeniowa, która oświadczyła, że nie zapłaci 2000 dolarów odszkodowania z tytułu smierci Indiance, ponieważ jej trwające 12 lat mażeństwo 'nie było legalne'. Shirley Chipaway, której mąż zginął w wypadku samochodowym, poślubiła go w 1960 roku podczas tradycyjnego obrzędu na Terytoriach Północno-Zachodnich. 'Od rodzin, które przyjeżdżają do nas z zagranicy wymaga się tylko oświadczenia o legalnym związku' - oświadczył adwokat rodziny. 'Firma ubezpieczeniowa odmówiła uznania pisemnego oświadczenia wodza. To dyskryminacja'. Firma z Alberty odmówiła uznania małżeństwa, choć w sąsiedniej prowincji jest ono legalne. Po negocjacjach uznała jednak prawo sześciorga dzieci do odszkodowania o łącznej wartości 20000 dolarów." ["Alberta", AN 6/2, 35]

"Kolonialiści zawsze mieli problem definiowania tubylczych ludów, których ziemie zajmowali. Z początku jest to łatwe, ale z upływem wieków komplikuje się. Niektóre państwa, jak USA czy RPA, definiują tubylców wg ilości krwi, co rodzi takie pojęcia, jak "półkrwi", czy "ćwiećkrwi". Ale kanadyjska ustawa o Indianach zdefiniowała Indianina jako osobę będącą potomkiem w linii męskiej osoby uprawnionej do posiadania ziemi w rezerwacie w roku 1876. Teraz, gdy Kanada rozważa odkupienie praw tubylczych od tubylców, rząd wpadł we własne sidła: jest wielu tubylców, którzy choć nie są oficjalnie "Indianami", to mają takie prawa i wielu oficjalnych "Indian", którzy ich nie mają. Według pewnego ściśle tajnego dokumentu z Ottawy departament ds. Indian zalecił rządowi 5 kwietnia 1973, by rozstrzygnąć wszystkie wątpliwości raz na zawsze i spłacić obie grupy.
(…) Dokument stwierdza, że wielu, którzy są 'oficjalnie' Indianami nie ma 'widocznych cech fizycznych indiańskiej krwi, a jednak członkowie takich rodzin mogą powoływać się na swój indiański status'. Z drugiej strony 'może być wiele nie-statusowych rodzin, zachowujących wszystkie cechy fizyczne i utrzymujących indiański sposób życia, które status utraciły.'
(…) Jak napisał jeden z komentatorów: 'Gdyby rząd uznał i za nieodłączny warunek zaspokojenia roszczeń, to dlaczego nie uznać natychmiast, że korzyści płynące z Ottawy do wielu, którzy nie mają tak dobrej krwi i , powinny trafić do zasługujących na to, lecz Indian.'" ["Who Is An Indian?", AN 6/2, 36]

"Następnym razem, gdy ktoś powie, że tubylcy mogłiby mówić lepiej po angielsku, przypomnijcie mu, że takie 'angielskie' słowa jak 'skunk', 'racoon', 'moose', 'quahog', 'mackinaw', 'hickory', 'pecan', 'succotash', 'woodchuck', 'hominy', 'squash', 'opossum', 'persimon', 'tomahawk', 'moccasin', 'caucus', czy 'muskrat' to tylko początek długiej listy słów tubylczych - nie licząc Chicago, Tallahassee, Missisipi, itp." [“Tidbits", AN 6/2, 39] (brawo - s.)

"Z listów do Roberta, który napisał, że chciałby być maskotką hokejowego klubu Mohawków: 'Mam nadzieję, że mój list - i inne - pomogą ci przemyśleć twoją postawę wobec ludzi innych kultur. Pomyśl, czy to, że przebierzesz się za Mohawka da coś pozytywnego członkom tego narodu? Czy sądzisz, że ludzie, którzy zobaczą cię w przebraniu, nabiorą więcej szacunku dla mądrości, kreatywności i piękna w sercach prawdziwych Mohawków? Jedna z głównych przyczyn, dla których tak mało o nich wiadomo to to, że tacy ludzie jak ty i ja tak długo uważali, że Indianie nie mają nic do zaoferowania, poza, być może, paroma mokasynami, strojami i fajną biżuterią. Już dawno czas, by pojąć, że Indianie to coś więcej niż tylko ładne stroje.'
'Mimo najszczerszych intencji, bycie indiańską maskotką klubu nie pomoże ukazać Indian jako ludzi, którym należy się godność i nasz szacunek. Portretowanie indiańskiego ducha w okolicznościach, które są całkowicie nie-indiańskie to dla mnie coś takiego, jak przebieranie się na Halloween. Wierzę, że czas już ukazywać wszystko z odpowiedniej perspektywy i uznać, że strój żadnego ludu nie może być używany dla sportu lub zabawy przez innych.'
'Jeśli zechcesz, nauczymy cię naszych obyczajów, tradycji i wierzeń. A pierwsza lekcja brzmi - bądź tym, kim jesteś.'" ["Letters", AN 6/2, 45](zastosujmy się wszyscy do tej lekcji my będący przyjaciółmi Indian, a przynajmniej takimi się mieniący -s.)

więcej pasjonujących artykółów znajdziecie na wspaniałej stronie: http://www.indianie.eco.pl/bylo/30lat1.html