poniedziałek, 31 grudnia 2012

Jak nie płakać?



Jak nie płakać
gdy w sercu tkwi nóż?

Jak nie płakać
gdy zginą brat i wódz?

Jak nie płakać
gdy ziemi łono kopie wróg?

Jak nie płakać
gdy dziecko głód kołysze do snu?

Jak nie płakać 
gdy zabrali nam wolność?

Jak nie płakać 
gdy we mgle ginie znany świat?

Jak nie płakać
gdy los zamknął szczęścia bramę?

Jak nie płakać
wojowniku mój?

czwartek, 27 grudnia 2012

Legendy Indian HISTORIA BĘBNA

Legenda Indian Abenaki



Zostało powiedziane, że kiedy Stwórca rozdzielał miejsce do mieszkania między wszystkie duchy, ci którzy mieszkali w pobliżu Matki Ziemi słyszeli dźwięki, głośne BUUUM dochodzące z niedaleka.
Stwórca nasłuchiwał, a dźwięk przybliżał się i przybliżał, aż znalazł się zaraz przy Nim. "Kim jesteś?" spytał Stwórca. "Jestem duchem bębna" padła odpowiedź. "Przyszedłem tu by poprosić Cię byś mi pozwolił wziąć udział w tym cudownym przedsięwzięciu". "Co takiego chcesz uczynić?" Zapytał Stwórca. "Chciałbym towarzyszyć śpiewom ludzi. Kiedy oni zaśpiewają z głębi swoich serc, zaśpiewam wraz z nimi, jak bym był biciem serca Matki Ziemi". Stwórca zgodził się i od tamtego czasu, bęben towarzyszy śpiewowi ludzi.
U wszystkich tubylczych ludów świata, bęben towarzyszy wszystkim śpiewom. To tak naprawdę ludzki śpiew zmusił bęben do pójścia z tą prośbą do Stwórcy, żeby pomóc ludziom by ich modlitwy i śpiew sięgnęły miejsc, których miały sięgnąć. Za każdym razem, dźwięk bębna przynosi spokój, strach, ekscytację, powagę, siłę, odwagę i spełnienie śpiewającym. To jest jak bicie serca matki dającej przyzwolenie dla nowego życia rodzącego się w jej ciele. Bęben przyciąga orła i wysyła go z wiadomością do Stwórcy. Zmienia ludzkie życie!

środa, 26 grudnia 2012

Walki Dakotów z Kiowami


W swej migracji na zachod Lakoci napotkali takze Kiowow, ktorzy w tamtym okresie polowali na preriach polozonych na poludnie od Gor Czarnych. Wkrotce doszlo do pierwszych walk i w 1798 Lakoci zniszczyli cala wioske Kiowow. Gdy na poczatku lat 1800-ych James Pursley dotarl w celach handlowych nad rzeke Platte spotkal tam Kiowow. Do wymiany jednak niedoszlo poniewaz przybyli Lakoci i przegonili Kiowow. Kiowowie zostali zmuszeni schronic sie w Gorach Skalistych niedaleko zrodla Poludniowej Platte. (str. 191 w George Hyde - "Indians of the High Plains: from the prehistoric period to the coming of the Europeans")
Indianin Kiowa

W roku 1813 Komancze i Kiowa wybrali sie nad rzeka Horse Creek, ktora jest doplywem Platte, gdzie spotkali sie z Czejenami, Arapahami i Lakotami w celach handlowych. Komancze i Kiowa zaoferowali im liczne konie zdobyte na Hiszpanach. Niestety zanim doszlo do pierwszej transakcji wojownik Lakotow poklocil sie z wojownikiem Kiowa a nastepnie zabil go tomahawkiem. Nastepnie Lakoci przypuscili szarze na wioske Kiowow w wyniku ktorej nie tylko Kiowowie ale i zaskoczeni Komancze, Czejeni i Arapaho rzucili sie do ucieczki w kierunku gor. Byl taki chaos ze przez dluzszy czas nie wiadomo bylo kto i dlaczego szarzowal. (Kiedy trzy lata pozniej doszlo do ponownego wielkiego spotkania Indian prerii, tym razem nad Cherry Creek niedaleko obecnego miasta Denver w Kolorado, Kiowa, Komancze i Apacze Prerii nie przybyli na nie.)

Bedac obiektem agresji ze strony Lakotow, Kiowowie zaczeli migrowac na poludnie, aby w koncu dotrzec na prerie polozone na poludnie od rzeki Arkanzas. Tam zawarli przymierze z Komanczami i Apaczami Prerii. Nowe lowiska Kiowow obejmowaly rozlegle prerie pomiedzy rzekami Arkanzas, Cimarron, Canadian i rzeka Czerwona. Kiowa stali sie swietnymi jezdzcami i wojownikami. Czesto dolaczali do Komanczow na dalekie lupiezcze rajdy do Meksyku. Podczas tych wypraw zdobyli olbrzymie ilosci koni i mulow. A to z kolei spowodowalo ze plemiona ktore mialy ich znacznie mniej, organizowaly wyprawy na ziemie Kiowow w celu ich zdobycia. Rajdy Komanczow i Kiowow sialy groze takze wsrod Apaczow.
Z czasem stosunki miedzy Lakotami i Kiowami ulegly takiej poprawie ze dochodzilo do wzajemnych odwiedzin. Np. Poludniowi Oglala kilkakrotnie przybyli na Taniec Slonca Kiowow organizowany na Terytorium Indianskim (obecna Oklahoma).

http://web2.airmail.net/napoleon/_LAKOTA_SIOUX_1.htm#_i_wojny_i_bitwy_z_Szoszonami

poniedziałek, 24 grudnia 2012

wojenna ścieżka




Na barwnej twarzy

pierwszy złoty blask

okrzyk wojenny 

i kopyt mustanga dźwięk

w ciszy tonie.

wróg ujrzy drugi świat

nim spojrzy w oczy moje.

życzenia



Wszystkim kochającym Indian i odwiedzającym mojego bloga :


W dniu Bożego Narodzenia;

Dziś składam życzenia

Aby raźniej w duszy było,

Aby Ci się dłużej żyło,

Aby szczęścia i radości,

Pomyślności i miłości

Z życia nigdy nie ubyło,

Aby Ci się lepiej żyło.

W życiu bez smutku i cierpienia.

shania - Karolina




sobota, 22 grudnia 2012

Siedem ceremonii Lakotów


Istnieje siedem głównych lakockich ceremonii odprawianych do dnia dzisiejszego. Są to:


  • Inipi- szałas potu,



  • Hanbelecha- błaganie o wizję,



  • Making relatives- adopcja,



  • Sun Dance- taniec słońca,



  • Soul keeping- zachowanie duszy po śmierci zmarłemu ucina się kosmyk włosów i zachowuje w domu, w ten sposób jego dusza opiekuje się jego mieszkańcami,



  • Becoming a woman- stanie się kobietą młodą dziewczynę zamyka się w domu lub tipi wraz ze straszymi kobietami, które uczą ją obowiązków przyszłej żony,



  • Throwing a ball- rzut piłką młoda dziewczynka wyrzuca piłkę zrobioną ze skóry bizona w cztery strony świata, ta ceremonia przeprowadzana jest najrzadziej i najmniej o niej wiadomo,



http://alicja.id.uw.edu.pl/sciezka/sciezka4.htm

czwartek, 20 grudnia 2012

Legendy Indian KRÓLIK ZAWIERA ROZEJM


Legenda Abenaki

Dawno temu, kiedy Glooscap rządził Wabanaki, żyły tam dwa żwawe zwierzęta, Wydra Keoonik i Królik Ableegumooch, które zawsze płatały sobie figle. Pewnego dnia, kiedy Keoonik pływał, Ableegumooch zwinął sznur z nanizanymi na niego węgorzami, który Keoonik zostawił na brzegu. Keoonik wyskoczył z wody i puścił się we wściekłą pogoń. Nie miał problemu z wyśledzeniem królika, gdyż ryby przy każdym skoku zostawiały na ziemi ślad. Jednak strasznie się zdziwił, gdy ślad nagle się urwał na polanie Stał zdumiały, jednakże, nagle ślad skończył się w lesie na polanie, gdzie przy małym ogniu siedziała stara kobieta.
"Kwah - ee, Noogumee," powiedział Keoonik, używając formy grzecznościowej w stosunku do starszej kobiety. "Widziałaś skaczącego królika ciągnącego sznur z węgorzami?"
"Królik? Królik?" wymamrotała stara kobieta. "Co to za zwierzę?"
Wydra wyjaśniła, że to było małe, brązowe, skaczące stworzenie z długimi uszami i krótkim ogonem.
"Nie widziałem takiego zwierzęcia," gderała starucha, "ale cieszę się przyszedłeś, ponieważ jest mi zimno i jestem chora. Proszę zbierz trochę chrustu na ognisko".
Będąc uprzejmym zwierzęciem, Keoonik poszedł spełnić prośbę staruszki. Gdy wrócił z chrustem, rozejrzał się dookoła zaskoczony. Stara kobieta zniknęła. Na miejscu, gdzie siedziała, zobaczył odcisk pośladków królika a odciski łap prowadziły wprost do lasu. Wtedy sobie przypomniał, że Ableegumooch potrafił zmieniać swoją postać i w ten sposób robił z innych głupka.
"A to nędzny królik!" rozpaczał Keoonik i ruszył w ślad za Ableegumooch. Tym razem trop zaprowadził go prosto do wioski Indian Penobscot, gdzie Keoonik zobaczył królika rozmawiającego z chudym i smutnym człowiekiem noszącym pióra wodza we włosach. Podstępna wydra wycięła mocny kij i ukryła się za drzewem. Niebawem, Ableegumooch nadszedł spacerując ścieżka w dół, jego pysk był zamyślony, a brwi zmarszczone.
Keoonik tylko na to czekał. Podniósł kij i walnął królika z głuchym odgłosem. Ableegumooch padł na trawę.
"To powinno cię nauczyć", z satysfakcją pomyślał Keoonik, i usiadł, by zaczekać aż królik się ocknie.
Niebawem Ableegumooch obudził się i rozejrzał się oszołomiony.
"Co zrobiłeś z moimi węgorzami?" spytał Keoonik.
"Dałem je Indianom", wymamrotał królik i z jękiem dotknął miejsce uderzenia na swojej głowie. "Po co mnie uderzyłeś, ty głupie stworzenie?"
"Ci Indianie głodują, Keooniku", powiedział królik. "Od wielu księżyców ktoś kradnie ich jedzenie."
"Wciąż to samo", gderał Keoonik, "To były moje węgorze".
Królik z determinacją uderzył swymi tylnymi nóżkami o ziemię
"Keooniku, musimy znaleźć rabusiów i ukarać ich!"
"My?" zdziwił się Keoonik.
"Tak, ty i ja," powiedział z mocą królik. "Zawrzyjmy rozejm, aż złapiemy złodziei".
Keoonik pomyślał sobie, że Ableegumooch był ostatnią istotą mogącą narzekać na ludzi kradnący jedzenie innym! Jednakże, zbyt współczuł plemieniu Penobscotsów.
"W porządku", zgodził się "Zawrzemy rozejm," i podali sobie ręce. Wtedy zaczęli iść w kierunku wsi by spytać wodza co mogliby zrobić, by pomóc, ale gdy byli już niedaleko, zobaczyli rozmawiające dwa inne zwierzęta. Były to łasica Uskoos i mysz Abukcheech, oboje tak kłopotliwi, że nawet ich rodziny nie chciały mieć z nimi nic do czynienia.
"Podsłuchajmy je", szepną Ableegumooch, pociągając Keoonika za drzewo.
"Znajdziemy tych rabusiów wodzu," powiedział Uskoos "O nic się nie martw".
"Możesz na nas polegać" ciągnął Abukcheech.
Ableegumooch szturchnął wydrę. "Słyszałeś?"
"Słyszałem," powiedział Keoonik. "Więc jednak Indianie nie potrzebują naszej pomocy."
"Tak sobie myślę…" powiedział królik.
"O czym? I, dlaczego szepczemy?"
"Ciii! Pomyślmy trochę Keooniku. Czy ty wiesz jak tych dwoje spędza czas? Śpią cały dzień a polują po zmroku".
"Wielu z nas tak robi", odpowiedział na to Keoonik.
"Dobrze, ale posłuchaj," powiedział królik. "Wszystkie futrzane ubrania w obozie zostały przeżute, rozdarte i popsute. Jakie zwierzęta to robią a potem sobie gdzieś idą?"
"Łasice i myszy", odpowiedział Keoonik natychmiast. "Bardzo dobrze. Pójdźmy za nimi i zobaczmy, co się zdarzy".
Tak więc, Keoonik i Ableegumooch, trzymając się poza zasięgiem wzroku, poszli za łasicą i myszą do dużej jamy w zboczu wzgórza, gdzie mieszkały inne myszy i łasice o złej reputacji. Wszystek pozdrowiły Uskoosa i Abukcheech i wysłuchali, co miały do powiedzenia. Królik i wydra, schowane za krzakiem jagody także słuchali.
"Udawaliśmy, że bardzo im współczujemy" powiedział ze śmiechem Uskoos "i jeszcze zobowiązaliśmy się im pomóc".
"Tak, teraz już nas nie będą podejrzewać" powiedział Abukcheech i wszystkie myszy i łasice zarechotały.
"Teraz nadszedł czas" powiedział Uskoos, "aby zawołać wszystkie zwierzęta i zaplanować podbój Penobscots. Ponieważ jesteśmy inteligentniejsi niż Indianie i zasługujemy na to by mieć wszystkie jedzenie dla siebie."
"Dobrze mówi!" wykrzyknięto wokoło.
"Jak przekonamy innych by do nas dołączyli?" spytał Abukcheech.
"Mniejsi będą się bali nam odmówić" oświadczył Uskoos. "Na innych użyjemy oszustwa. Powiemy im, że Penobscots planują zabić wszystkie zwierzęta na ziemi i będziemy musieli się przyłączyć żeby ich powstrzymać".
"Wtedy, wilki, niedźwiedzie i myszy nam pomogą" radował się Abukcheech, "wkrótce będziemy mieli wszystkich Indian na naszej łasce!"
Wydra i królik mogliby ledwie mogli uwierzyć w to, co usłyszały. Muszą ostrzec Indian.
"Chodź", szepnął Keoonik, ale królik tylko przykucnął, tam gdzie stał, napięty i nieruchomy. Po prostu chciało mu się kichać! Ableegumooch chciał kichnąć tak jak jeszcze mu się nigdy nie chciało, ale nie mógł tego zrobić, bo to by ich wydało. Spróbował więc się powstrzymać. Naciągną na nos swoją wargę, aż ten stał się podobnie jak oczy czerwony, lecz to nie pomogło.
"Aćchummmmmm!" kichnął wreszcie.
Natychmiast, łasice i myszy rzuciły się na Keoonika i Ableegumoocha i wywlokły ich z ukrycia.
"Szpiedzy!" warknął Uskoos.
"Zabij ich, zabij ich!" wrzasnął Abukcheech.
"Mam lepszy plan," powiedział Uskoos. "Zostaną naszymi pierwszymi członkami". I powiedział więźniom, że muszą się do nich przyłączyć, jeśli chcą przeżyć.
Biedny Ableegumooch. Biedny Keoonik. Oni woleli umrzeć, niż zrobić to czego chcieli złodzieje, przecież byli przyjaciółmi Penobscots. Ableegumooch otworzył usta, by przeciwstawić się nikczemnikom nie zważając na konsekwencje, ale jego usta tylko warknęły i zamknęły się. Usłyszał dziwny dźwięk, dźwięk fletu piszczącego z dala i wiedział, co to było. To był magiczny flet Glooscap i Wielki Wódz wysyłał Glooscapowi wiadomość.
Królik przypomniał sobie coś, co Glooscap mu powiedział dawno temu, na poły w żartach, na poły poważnie. "Ableegumooch" rzekł, "najlepszy sposób, by złapać węża to myśleć jak wąż!" Natychmiast królik zrozumiał. Stanął by pomyśleć jak myszy i łasice, czując chciwość i samolubstwo, które w nich było. Wtedy zaświtał mu plan.
"Bardzo dobrze", powiedział, "dołączymy do was. Ci Indianie na pewno są bardzo okrutni i nieuczciwi. Zasługują na najgorszy los. "Ale jeszcze wczoraj" zaczął Keoonik, lecz poczuł trącenie łokciem od Ableegumooch. "Mój przyjaciel i ja widzieliśmy wielki skład jedzenia ukryty w sekretnym miejscu, prawda Keoonik?"
"Och, tak, tak" wyjąkał Keoonik, zastanawiając się co to za sztuczka, którą szykował królik.
Łasice i myszy podskoczyły w obłąkane i podekscytowane. "Gdzie? Gdzie? Gdzie jest to miejsce?" dopytywały się.
"Zabierz nas tam natychmiast!" płakał Uskoos, oblizując usta.
"Oczywiście," powiedział Ableegumooch, idąc w stronę lasu. "Chodźcie za nami".
Abukcheech będący myszą nie dorastał im do pięt, ale Uskoos wkrótce pchał się do przodu. Każde zwierzę chciało być z przodu i w ten sposób szybko przemierzyli las, łąki, doliny i wzgórza, i w końcu sapiąc i chrząkając dotarli do dna trawiastego wzgórza. Ableegumooch wskazał na stos skał na szczycie.
"Tam znajdziecie bogactwo, którego szukacie" krzyknął. "Śpieszcie się, śpieszcie! Najlepsze dostaną ci, którzy będą pierwsi".
Wszystkie zwierzęta rzuciły się do biegu, chcąc być na górze pierwszym. Królik i wydra odsunęły się i patrzyli jak ten dziki tłum wspinał się w górę, wyżej i wyżej, aż nagle wszystkie te zwierzęta znalazły się na krawędzi urwiska z morzem głęboko poniżej. Te, które były pierwsze próbowały się zatrzymać, ale zostały zepchnięte przez tłum stłoczony z tyłu i jedne po drugich z krzykiem poleciały wprost do morza.
"No to" powiedział Keoonik, spoglądając z dreszczem poza krawędź klifu, "problem mamy z głowy".
"Tak, koniec z problemami Penobscotsów" powiedział królik. "Razem uratowaliśmy naszych przyjaciół od myszy i łasic, Keooniku, chodźmy do domu razem, w pokoju jak dobrzy sąsiedzi".
"Zgoda" powiedziała wydra, ale zaraz potem potknęła się i upadła na ziemię. To Ableegumooch podstawił mu nogę.
"To za uderzenie mnie w głowę!" zaśmiał się królik i pobiegł do lasu. Podnosząc się wściekły Keoonik pobiegł za nim krzycząc, "Tylko zaczekaj, aż cię złapię i oduczę cię płatać figle!". Tak oto ich rozejm zakończył się.
Glooscap, patrząc na nich, śmiał się z ich figli, ponieważ wiedział, że w ich psotach nie było żadnej złośliwości w stosunku do siebie czy Indian.
Jeszcze raz wszystko dobrze się skończyło.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

****



Białe kwiaty,

co z nieba spadają,

każdy jak wojownika dusza

wspaniała,

co oddał życie 

za ziemię swą

ukochaną.

czwartek, 13 grudnia 2012

Legendy Indian: JAK GLOOSCAP STWORZYŁ SUGARLOAF MOUNTAIN (GÓRY CUKROWO-CHLEBOWE)

Legenda Abenaki

Dawno temu, podczas lata ludzie żyli blisko brzegów rzek by mogli przyglądać się łososiom wędrującym w górę rzeki na tarło. Pewnego dnia, zauważyli, że łososie nie mogły się przedostać w górę rzeki. Tego dnia pojawiło się wiele olbrzymich bobrów, które zbudowały tamę na rzece Restigouche. Dlatego też łososie nie mogły dostać się do miejsca, w którym odbywały tarło. Ludzie bardzo się tym zasmucili! Wiedzieli, że jak łososie nie odbędą tarła to nie będą miały dzieci i nie będzie co jeść w zimie. Zwołali więc naradę. Na niej stwierdzili, że nie chcą powierzać rozwiązania tego zadania Glooscap’owi. Zdecydowali, że wypłyną w kanu, i będą walczyć z bobrami. Ludzie weszli do kanu i wypłynęli, ale kiedy zbliżyli się do bobrów, te zaczęły rozchlapywać wodę ogromnymi ogonami. Kanu i ludzie wywrócili się. Nie potrafili zniszczyć tamy. Bobry były zbyt wielkie. Wrócili na ląd by ponownie się naradzić. Postanowili wezwać Glooscap’a. Wtedy Loon był posłańcem Glooscap’a. Poprosili więc Loon’a by go zawołał. Loon żałobnymi dźwiękami zawołał Glooscap’a. Wołanie poniosła woda i wkrótce Glooscap przybył na grzbiecie swego wieloryba. Glooscap spytał, "Dlaczego mnie wezwaliście?" Opowiedziano mu wtedy o bobrach, tamie i o problemach łososia z tarłem. Powiedzieli mu, że przez to nie będą mieli co jeść w zimie. Glooscap wyszedł wtedy na środek tamy i uderzył ją swoją pałką. Gdy to zrobił tama rozleciała się na części. Jedna z nich stała się wyspą, którą teraz zwą Heron Island. Inna część, która odleciała daleko teraz jest zwana Bantry Point. Glooscap złapał przywódcę bobrów i rozhuśtał go wokoło siebie trzymając jego ogon. Gdy Glooscap go puścił, bóbr poleciał wiele mil i spadł zamieniony w skałę, dziś zwaną Sugarloaf Mountain (Góry cukrowo-chlebowe). Glooscap wrócił do pozostałych bobrów. Zaczął uderzać je po głowach, aż stawały się mniejsze i mniejsze. W końcu zmniejszyły się do wielkości takiej jak są dziś. Glooscap obiecał ludziom, że bobry w New Brunswick nigdy już nie urosną I nigdy nie zbudują tamy tak dużej, żeby powstrzymały łososia od tarła. Ludzie nigdy nie będą musieli się o to martwić.

środa, 12 grudnia 2012

Indianie - Czarne Stopy


Tak jak Komancze dominowali na poludniowych preriach, Lakoci na srodkowych, tak Czarne Stopy byli wladcami polnocnych prerii. Jednak choroby przyniesione przez bialych tak strasznie oslabily to plemie ze juz nigdy nie odzyskalo swej potegi. Epidemie ktore wybuchly w latach 1780-81, 1837-38, 1845, 1857-58, 1864, i 1869 spowodowaly ze ich liczebnosc spadla z 10.000-15.000 do okolo 5.500 osob w USA i Kanadzie. Dla porownania liczebnosc plemienia Wron, spadla z tego samego powodu z 6.500 osob do 3.500 w 1845, aby wzrosnac do 4.100 w 1871.

Czarne Stopy, Kri Prerii i Plaskie Glowy byli znani z charakterystycznego stojacego pioropusza Skladal sie on z 18-30 pior. W latach 1890-ych Assiniboini dali Czarnym Stopom pioropusz taki jaki uzywali Siouxowie. Owy pioropusz stal sie tak popularny ze stopniowo calkowicie wyparl tradycyjny pioropusz Czarnych Stop.

Plemie Czarnych Stop dzielilo sie na kilka szczepow:
 - Siksika czyli Czarne Stopy (ang: Blackfeet). Lowiska Czarnych Stop lezaly w Kanadzie miedzy rzekami Polnocnym i Poludniowym Saskatchewan. Poniewaz rozlegle rowniny zwane preriami rozciagaly sie od rzeki Rio Grande na poludniu (granica USA z Meksykiem) do rzeki Polnocny Sakatchewan na polnocy, mozna wiec powiedziec ze Siksika zajmowali polnocny kraniec prerii.

 - Kainai lub Szczep Wielu Wodzow. Anglicy i Amerykanie nazywali ich Bloods, czyli Krwawi. Ich lowiska lezaly miedzy Poludniowym Saskatechawan a rzeka Mleczna. Krwawi czesto przechodzili granice aby napadac na Wrony i inne plemiona. To prawdopodobnie z tego szczepu Czarnych Stop pochodzi Maly Bizon, glowna postac z ksiazki Arkadego Fiedlera "Maly Bizon."

 - Piegan lub Pikuni. Jedyny ze szczepow Czarnych Stop zamieszkujacy ziemie lezace w USA, w obecnym stanie Montana. Tylko niewielka czesc Pieganow (tzw. Polnocni Pieganie) miala lowiska w Kanadzie w prowincjach Alberta i Saskatchewan. Pieganie mieszkajacy w USA byli nazywani Poludniowymi Pieganami. Z tego powodu niektorzy uwazaja ze plemie Czarnych Stop dzieli sie nie na trzy ale na 4 szczepy: Siksika (Czarne Stopy), Kainai (Wielu Wodzow, Krwawi), Polnocnych i Poludniowych Pieganow.

Liczebnosc szczepow Czarnych Stop w 1870:
Siksika - 225 tipi
Kainai - 210 tipi
Polnocni i Poludniowi Piegan - 330 tipi

Wioski liczyly 10-40 tipi.

Szczepy Pieganow i Krwawych nienawidzili traperow jak malo ktorzy Indianie. Na przyklad na wiosne 1810 rozegrala sie bitwa niedaleko zrodel Missouri miedzy nimi a bialymi i Szoszonami. Szoszoni poniesli spore straty, zginelo takze 2 traperow. W innych potyczkach wiosna 1810 roku, zginelo prawie 20 traperow. W 1807 ekspedycja liczaca 42 Amerykanow dotarla do Montany gdzie zostala wybita do ostatniego czlowieka przez Czarne Stopy. Ta masakra odbila sie glosnym echem na pograniczu. W latach 1822-29 Czarne Stopy zabily co najmniej 51 Amerykanow i zabraly towar wartosci kilku tysiecy dolarow. Amerykanie uwazali ze kanadyjscy handlarze (z brytyjskiej firmy Hudson Bay Company) nad rzeka Saskatchewan sprzedaja bron Czarnym Stopom, a ci z kolei dzieki dobremu uzbrojeniu maja smialosc atakowac amerykanskich traperow i mysliwych. W Kwietniu 1865 Krwawi zabrali 40 koni z Fortu Benton. W 1869 grupa wojownikow Czarnych Stop wpadla do Fortu Benton aby pomscic smierc kilku swoich. Doszlo do kilkugodzinnej strzelaniny na ulicach miasteczka. Poniewaz wojownicy byli znacznie gorzej uzbrojeni od mieszkancow wiec po ciezkich stratach wycofali sie. Biali zaczeli przezywac Czarne Stopy "Dziecmi Szatana". (Winfred Blevins pisze w swej ksiazce Give Your Heart to the Hawks na str. 284: "Children of Satan, name for the Blackfeet.")

Czarne Stopy toczyli walki z prawie wszystkimi sasiadami a nawet z plemionami nie majacych z nimi wspolnej granicy, jak np. z Lakotami. Obszarami gdzie dochodzilo do starc Czarnych Stop i Lakotow to dolina rzeki Muszelkowej w centralnej Montanie i obszar wokol ujscia rzeki Mlecznej do Missouri, w polnocnej czesci tego stanu. Najczesciej Czarne Stopy byly reprezentowane w wojnach z Lakotami przez wojownikow ze szepow Pieganow i Krwawych. Byly to jakkolwiek drobne starcia, nie dorownujace tym miedzy Czarnymi Stopami a Nakotami, Kutenejami, Assiniboinami, Gros Ventres, Kri czy Wronami.

W 1805 Czarne Stopy, Kri i Assiniboini zorganizowaly wspolna wyprawe wojenna przeciwko Siouxom. Pisze Siouxom, poniewaz nie jestem pewien czy to byli Lakoci czy Nakoci, czy sily mieszane. Niestety zanim wyruszono doszlo do wielkiej klotni w ktorej 28 Indian zostalo zabitych (25 Czarne Stopy i 3 Assiniboinow).
W 1857 niewielkie grupy wojownikow Pieganow wyprawily sie daleko na poludnie, az nad rzeke Platte, aby krasc konie Lakotom, Czejenom i Arapahom. W zimie 1881 podczas pobytu Lakotow Siedzacego Byka w Kanadzie grupki wojownikow Czarnych Stop i Kri kradly im konie. Szczegolnie to sie nasililo po tym jak Niski Pies ze swymi ludzmi oposcil Siedzacego Byka i wrocil do USA aby poddac sie Amerykanom. Tak mocno oslabiona grupa Siedzacego Byka byla lakomym kaskiem dla plemion kanadyjskich.

http://web2.airmail.net/napoleon/_LAKOTA_SIOUX_1.htm#_i_wojny_i_bitwy_z_Szoszonami

poniedziałek, 10 grudnia 2012

***



W świetle gwiazd
oczy Wasze,
w wiatru tchnieniu
głos,
w potomnych sercach
dusze Wasze,
w słońca cieple
serc żar.

Wy Bezimienni
imię to dał wam czas
od czterech żywiołów
wieczna chwała Wam

sobota, 8 grudnia 2012

Ottawowie


Ottawowie (nazwa własna ot'-a-wa, w języku Krików adawe, co oznacza handel) – plemię Indian Ameryki Północnej zamieszkujące okolice Wielkich Jezior, głównie brzegi jeziora Huron od dzisiejszej miejscowości Saginaw do Detroit. Ich język (ottawa lub anishinaabe) należy do języków algonkińskich i spokrewniony jest z językiem odżibwe (ojibwe). Współcześnie liczą ok. 15 tys. osób w Kanadzie i USA.

Historia

W czasach najdawniejszych zajmowali się handlem wymiennym takimi produktami jak: kukurydza, olej słonecznikowy, skóry, futra, makaty, tytoń szlachetny oraz zioła lecznicze.

Był to lud wojowniczy, który stawał po stronie Francuzów w ich starciach z Anglikami. Nim zostali zmuszeni do odejścia na zachód, stworzyli federację plemienną z Odżibwejami i Potawatomi, znaną jako "Trzy Ogniska". Ich najbardziej znanym wodzem był Pontiak, a prowadzone przezeń w latach 1763-1766 powstanie Pontiaka, toczące się głównie w okolicach Detroit, jest znaczącym fragmentem ich dziejów. Dekadę później wódz Egushawa poprowadził ich u boku Brytyjczyków do walki z powstającymi Stanami Zjednoczonymi. Brali udział we wszystkich wojnach indiańskich nad Wielkimi Jeziorami aż do 1812 r.

W 1833 r. ich ziemie wzdłuż wybrzeża jeziora Michigan na mocy traktatu chicagowskiego przeszły na własność administracji amerykańskiej. Wielu Ottawów wyemigrowało na zachód, inni znaleźli schronienie w rezerwatach stanu Michigan.

Teraźniejszość

Obecnie ok. 15 tys. Ottawów zamieszkuje głównie rezerwaty Oklahomy, Michigan i niescedowane terytoria tubylcze na wyspach Walpole i Manitoulin w prowincji Ontario przy granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Wielu rozproszyło się po miastach USA i Kanady.

Współczesne (uznawane przez władze federalne) społeczności Ottawów w USA i Kanadzie (rezerwaty):

Walpole Island w Ontario
Ottawa Tribe of Oklahoma w Oklahomie
Grand River Bands w Michigan
Grand Traverse Band of Ottawa and Chippewa Indians w Michigan
Burt Lake Band w Michigan
Little Traverse Bay Bands of Odawa Indians w Michigan
Little River Band of Ottawa Indians w Michigan
Wikwemikong w Ontario
Nazwą ich plemienia nazwano środkowy bieg rzeki św. Wawrzyńca, jak również stolicę Kanady - Ottawę. Tę samą nazwę noszą liczne miasta i hrabstwa w stanach USA i prowincjach Kanady oraz rzeki i strumienie na obszarach Ameryki Północnej.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ottawowie

czwartek, 6 grudnia 2012

Legendy Indian OOCHIGEAS I NIEWIDZIALNY CHŁOPIEC


Legenda Abenaki

Była raz Malicete, indiańska wieś na brzegu jeziora na ziemi Wabanaki. W tej wsi żyły trzy siostry. Dwie starsze to, Oona i Abit, były śliczne i dumne, ale najmłodsza, zwana Oochigeas, była nieśmiała i prostoduszna. Wycierpiała dużo od samolubnych sióstr, ale pomimo upokorzeń nie nosiła do nich urazy. Ponieważ dziewczyny nie miały rodziców, otrzymywały mięso od myśliwych plemienia w zamian za wyroby ceramiczne. Jako, że świetnie sobie w tym radziły, szybko stały się najlepszymi twórcami ceramiki we wsi. A oto jak ją wykonywały. Oona, najstarsza, tkała kosz z gałązek jesionu, potem Abit wykładała go mokrą gliną. Na końcu, najmłodsza z dziewczyn, wypalała glinę w ogniu. Ponieważ glina powoli się wypalała, a wiatr często dmuchał żarem w twarz Oochigeas, z czasem jej włosy blisko głowy zostały osmalone a twarz ogorzała. I właśnie dlatego jej siostry kpiły z niej nazywając ją Oochigeas, co znaczyło "mała dziewczynka pokryta bliznami." Ponieważ Glooscap, Wielki Wódz znał wszystkich swoich ludzi, widział niedolę Oochigeas i żałował jej. Groźnie patrzył na okrucieństwo jej sióstr, jednak nie zrobił niczego by jej pomóc. I to było coś, czego jego służący, Marten, nie mógłby zrozumieć.
"Mój starszy bracie", powiedział Marten, "chociaż jest ona prosta, jej serce jest prawe. Może mógłbyś jej pomóc?"
"Jeszcze zobaczymy," powiedział Wielki Wódz w swej mądrości pokiwał głową. "Oochigeas musi wpierw sama sobie pomóc. Dobroć jest wielką cnotą, ale odwaga jest najważniejszą regułą mego ludu."
Tymczasem po drugiej stronie jeziora, odległej od z wsi, żył młody Indianin zwany Team. Posiadał on cudowną zdolność, mianowicie mógł stawać się niewidoczny. Dla innych był jak szelest liści w lesie, westchnienie wiatru w wierzchołkach drzewa, czy oddech powietrza na niebie. Jego imię oznaczało "łoś" i łoś był jego totemem, albo inaczej talizmanem, który dawał mu tą moc. Mając tę magiczną potęgę, Team nie potrzebował ani łuku ani strzał. Mógł po prostu iść i nie będąc ani widzianym, ani słyszanym, polować gołymi rękami. Pewnego dnia, siostra Teama zjawiła się we wsi.
"Mój brat jest zmęczony samotnym życiem," powiedziała ludziom. "Team poślubi pierwszą dziewczynę, która go ujrzy."
I choć nikt nigdy niw widział Teama, i nikt nie wiedział, czy jest on wysoki czy niski, gruby czy chudy, zwyczajny czy przystojny, to jednak wiedzieli o jego magicznej mocy i jego wielkich sukcesach w polowaniu. Dla Indian, którzy żyją z polowania, ktoś odważny, kto może mieć ile chce mięsa w swojej chacie, kiedy tylko zechce, był pełen podziwu. Był swego rodzaju księciem. I nic dziwnego, że każda panna we wsi zapragnęła stać się panną młodą Niewidzialnego Młodzieńca. Wszystkie niezamężne panienki chciały spróbować szczęścia, i jedna za drugą, odwiedzały chatę po drugiej stronie jeziora. I jedna za drugą wracały rozczarowane. W końcu pozostały tylko trzy siostry.
"Teraz moja kolej," powiedziała Oona. "Jestem pewna, że to ja go zobaczę."
"Może i tak!" fuknęła Abit. "Ale ja tak samo jak ty mogę go ujrzeć, czemu więc miałabyś iść pierwsza?"
"Jestem najstarsza!"
"Jestem pewna, że Team wolałby młodszą kobietę!". Dwie siostry wściekały się na siebie.
"Nie myśl, że ci pozwolę iść samej," oświadczył Oona gniewnie.
"Pójdziemy więc razem," powiedział Abit.
I tak też zrobiły. Ubrały się w najpiękniejsze stroje i ruszyły przez jezioro do chaty. Siostra Teama przywitała je uprzejmie i zaprowadziła do wigwamu by odpoczęły po podróży. Gdy nadszedł czas powrotu jej brata, zaprowadziła siostry nad brzeg.
"Czy widzicie mojego brata?" spytała. Obie dziewczyny przyglądały się niecierpliwie jezioru. Widziały nadpływające kanu, ale chociaż szybko płynęły po wodzie, to okazało się być puste! Nie widziały żadnych wioseł, ponieważ cokolwiek Team nosił lub używał, także stawało się niewidoczne.
Abit pomyślała sobie, że będzie udawać, a jej siostra i siostra Teama nigdy się nie zorientują. "Widzę go!" zapłakała. I Oona, nie chciała być gorsza i też krzyknęła, "Tak! Też go widzę!" Siostra Teama wiedziała, że co najmniej jedna z dziewczyn kłamała, ponieważ tylko jedna panna mogła zobaczyć jej brata i byłaby to jego przyszła panna młoda.
"Z czego zrobione są ramiączko jego bluzy?" spytała. Obie dziewczyny zastanowiły się chwilę. Wiedziały, że, Indianie używali garbowanej skóry lub łozinowych witek do wykonania ramiączek.
"Z pasków garbowanej skóry ", zgadywała Abit.
"Nie z łozinowych witek!" płakał Oona.
Siostra Teama zorientowała się, że żadna z sióstr nie zobaczyła jej brata i postanowiła ukarać je za ich nieuczciwość.
"Bardzo dobrze", powiedziała cicho. "Chodźcie do wigwamu i pomóżcie mi przygotowywać kolację dla mojego brata."
Dziewczyny zaniepokoiły się, bo nie wiedziały, która z nich dała poprawną odpowiedź, ale poszły za siostrę Teama by pomóc jej przygotować posiłek. Każda spodziewała się, że zobaczy Teama kiedy przyjdzie. Kiedy wszystko było gotowe, siostra Teama ostrzegła dziewczyny by nie siadały na miejscu jej brata ale pozostały na jej stronie ogniska. Wtedy, patrząc w górę, pozdrowiła brata, ale dziewczyny nie widziały go.
"Weź od mojego brata mięso", powiedziała do Abit, która rozglądała się skonsternowana. Gdy mięso było na ramieniu Teama, to było niewidoczne. Nagle, wielki kawał dziczyzny spadł z nikąd na palce Abit. Abit wrzasnęła i wybiegła z chaty krzycząc z bólu i strachu. Teraz siostra Teama kazała Oona, by wzięła mokre mokasyny jej brata i położyć koło ognia aby przeschły. Oczywiście Oona nie mogła tego uczynić. Para mokrych mokasynów przyleciała nagle żeglując w powietrzu i uderzyła ją w twarz. Wtedy Oona uciekła płacząc.
"Moja panna młoda jeszcze długo się nie zjawi," westchnął Team. "A te dziewczyny świetnie wyglądały."
"Cierpliwości, bracie. Musisz poślubić kogoś, kto jest odważny i prawdomówny, jak również śliczny a taki ktoś jeszcze nie przyszedł."
Abit i Oona wróciły do domu, by dać upust wściekłości i złośliwości na biednej Oochigeas. Aby uciec przed ich okrucieństwem, Oochigeas czmychnęła do lasu by tam, w odosobnionym miejscu, złagodzić ból jej serca łzami. Gdy przestała płakać, a jej duch uspokoiła się dzięki spokojowi lasu, Oochigeas zaczęła myśleć. Teraz, gdy jej siostry zawiodły, ona była jedyną dziewczyną we wsi, która nie spróbowała jeszcze zobaczyć Niewidzialnego Młodzieńca. Ale jeśli jej piękne siostry zawiodły, jaką szansę miała ona, biedna i przeciętna? Wielki myśliwy taki jak Team nie chciałby dziewczyny z bliznami za narzeczoną. Wszystko jedno, nadzieja wstąpiła w jej piersi. Jej serce zaczęło szybko łomotać na myśl o pójściu do chaty Teama. Nie miała żadnego pięknego ubrania, które mogłaby założyć. Jej siostry mogłyby spróbować zatrzymać ją. Ludzie śmialiby się. Jednak zebrała w sobie odwagę.
Oochigeas zebrała kawałki kory brzozowej i wycięła z nich suknię, czapkę i spodnie i zszyła razem z pomocą trawy. Odzież była sztywna i niezgrabna i trzeszczała przy każdym ruchu, ale nie przejmowała się tym. Potem poszła do domu i znalazła parę niepotrzebnych mokasynów Oona. Były o wiele za duże na jej małe stopy i musiała zawiązać je wysoko ponad kostkami nóg. Wyglądała naprawdę dziwnie, a jej siostry gapiły się na nią w zdumieniu.
"Dokąd idziesz w tym śmiesznym ubraniu?" spytała Oona.
"Idę do chaty Teama," odpowiedział Oochigeas.
"Co?! Ty głupia dziewczyno! Wracaj!"
"Och, pozwól jej iść," powiedziała Abit. "Pozwólmy ludziom ją zobaczyć a wkrótce wróci cała we łzach."
Droga Oochigeas biegła przez wieś i wszyscy krzyczeli i drwili w niej. "Wstyd, wstyd!", "Brzydula!" "Zobaczcie jak jej wypalone włosy sterczą spod czapki!" "Dlaczego ona nosi korę brzozy zamiast skór?" "Wróć, Oochigeas. Dokąd idziesz? Chcesz zobaczyć Teama?" I śmiali się tak mocno, że aż tarzali się po ziemi. Ale, chociaż jej serce płonęło ze wstydu, Oochigeas udawała, że nic nie usłyszy i szła dalej z głową wysoko uniesioną, dopóki nie była poza zasięgiem ich wzroku. Wtedy śpiesznie poszła przez las wzdłuż brzegu jeziora, nie myśląc co ją czeka. Niewątpliwie siostra Teama także ją wyśmieje. Jednak poszła dalej i w końcu doszła do chaty, gdzie zobaczyła siostrę Teama stojącą przy drzwiach.
"Przyszłam," powiedziała Oochigeas z trudem łapiąc oddech, "Przyszłam - zobaczyć Teama - jeśli mogę." I spojrzała błagalnie na siostrę Teama. "Wejdź i odpocznij", powiedziała siostra Teama delikatnie i Oochigeas prawie zapłakała na tą niespodziewaną dobroć, ale zdołała zachować godność, i tak doczekały zachodu słońca. Wtedy siostra Teama zaprowadziła ją nad jeziora.
"Czy widzisz mojego brata?" spytała. Oochigeas spojrzała i zobaczyła puste kanu. Usłyszała jak zanurzają się wiosła a woda rozbija się o burty, ale, chociaż przyglądała się z uwagą, nic więcej nie widziała. Szepnęła z niespokojnym sercem, "Nie, nie widzę go."
"Spójrz jeszcze raz", zachęcała siostra Teama, z litości, że dziewczyna dotychczas była prawdomówna. Oochigeas przyjrzała się jeszcze raz kanu i nagle wysapała.
"Och! Tak! Teraz go widzę!"
"Jeśli go widzisz," powiedziała siostra Teama szybko, "To z czego jest zrobione jego ramiączko?"
"Dlaczego jest ono zrobione z tęczy," zdumiała się Oochigeas i siostra Teama wiedziała, że jej brat znalazł swoją pannę młodą. Zaprowadziła dziewczynę z powrotem do wigwamu i zdjęła z niej jej brzydkie ubranie, wykąpała ją i ubrała ją w skóry łani, potem dała jej grzebień, by uczesała włosy.
"Niestety," pomyślała Oochigeas, "Mam tak niewiele włosów do czesania," ale gdy przeciągnęła grzebieniem po włosach, ujrzała ze zdumieniem, że te nagle odrosły i stały się długie i grube. Ponadto, blizny zniknęły z jej twarzy. Była piękna!
Wtedy przyszedł przystojny Team, śmiejąc się i krzycząc, "W końcu cię znalazłem, moją śliczną pannę młodą." I zaprowadził ją do miejsca w wigwamie przeznaczonego dla żony. I od tego dnia, Oochigeas, Team i siostra Teama, zamieszkali razem z dala od jej starego domu, w pokoju i szczęściu.
Dużo dalej, nad Blomidon, Glooscap popatrzał na Martena z mądrym uśmiechem. On cały czas wiedział, że Oochigeas była odważna pomimo jej łagodności i ta odwaga sprawiła, że to wszystkie stało się możliwe. Tak to było...

poniedziałek, 3 grudnia 2012

walka



Jak w odwiecznej walce

śmierci i życia

starł się żołnierz biały

i wojownik skóromiedziany.

Błysną nóż zdradziecki,

srebrzystobiały

z piersią bólem falującą

padł wojownik skóromiedziany.

W morzu kłamstw

obmył ręce

żołnierz biały.

Lecz wojownik przetrwał,

czeka na zemsty godzinę.

A w sercu jego

na wieki skryty 

biały nóż zdrady.