czwartek, 20 marca 2014

Legenda Indian Ameryki Północnej

Wielki Duch, widział zwady między zwierzętami. Każde z nich chciało rządzić innymi. Gdy miał już dość tych kłótni wstał ze swej skały i powiedział, że dość ma kłótni między nimi. Zapowiedział im, że znajdzie im takiego władcę, który będzie sprawiedliwy i który będzie umiał rządzić całą resztą. Mówiąc to uleciał w górę.
Później na ziemi, zaczął zbierać kamienie do budowy wielkiego pieca. Następnie przez cztery noce i dnie znosił chrust. Gdy miał go wystarczająco dużo, położył się spać. Jednak kiedy spał, grzechotnik dostał się pomiędzy gałęzie i spryskał je jadem. Potem wyślizgnął się spomiędzy gałęzi i zostawił w nich skórę, a następnie smyrgnął do lasu. Gdy Wielki duch się zbudził, był tak chętny do pracy, że władował do pieca gałęzie spryskane jadem razem ze skórką grzechotnika, nic nie zauważając. Później wsadził do pieca ulepionego z gliny człowieka i szczęśliwy, że stworzy władcę świata usiadł i zaczął palić kaluti (fajkę). Postanowił, że gdy wypali kaluti, człowiek gotów będzie do wyjęcia.
Jednak ten człowiek był widać zbyt krótko trzymany w piecu. Był blady, mało wytrzymały, a skóra i jad gada sprawiły że odznaczał się paskudnym charakterem i podwójnym językiem węża(gwoli ścisłości: podwójny język dla Indian znaczył tyle co dwulicowość i obłuda). Manitou rozgniewał się, ponieważ nie takiego władcy chciał dla świata.
Rzucił tą kukłę daleko za Wielką Wodę. I tak powstał człowiek biały.
Raz jeszcze Manitou zabrał się za tworzenie człowieka. Tym razem jednak wybierał tylko sosnowe gałęzie. Przez całe cztery dni i noce znosił opał do pieca. W końcu postawił glinianego człowieka do pieca. Nagle poczuł Manitou że łapał go ogromny głód. A że snickersów jeszcze nie było, to musiał pójść do lasu po owoce leśne. Gdy wreszcie się najadł, wrócił do swego pieca. Już z daleka czuć było spalenizną. Manitou pobiegł, i zobaczył, że z pieca unosi się gęsty, ciemny dym. Wyciągnął człowieka i zobaczył, że człowiek był cały czarny. Drewno żywiczne, spalając się szybko zwęgliło się, i okopciło ciało glinianego mężczyzny. Wprawdzie ten człowiek był już silniejszy, jednak był tchórzliwy.
Manitou znowu pomyślał, że nie takiego władcy pragnie dla świata. Wyrzucił go zatem poza Wielką Wodę. Tak powstał człowiek czarny.
A Wielki Duch znowu musiał zabrać się do pracy. Poszedł do puszczy, i wybierał najczystsze, najlepsze kawałki drzew. Następnie, ulepił z gliny człowieka, który był smukły i miał ciało pozwalające wytrzymać w trudnych warunkach. Włożył go do pieca. Tym razem starannie pilnował czasu, w którym figurka przebywała w piecu.

A gdy kukła stała się czerwonym człowiekiem , rzekł do niej - teraz ty będziesz władać tymi puszczami. Będziesz tworzył z nimi jedną całość, a gdy one wyginą, zginiesz i ty.- mówiąc to przyglądał się z uznaniem efektowi swej pracy. Nowy człowiek, miał skórę koloru brązu oraz piękne posągowe kształty. Posiadał wielką siłę i wytrzymałość. Wtedy to Wielki Duch wziął swego wojownika na szczyt góry i powiedział - Teraz te puszcze i lasy należą do ciebie. Rządź nimi sprawiedliwie, kochaj naturę. Nie krzywdź brata, gdyż wtedy powrócą tu ludzie których wyrzuciłem za wielką wodę i zniszczą twój kraj. Umrzesz wtedy ty, ta preria, oraz wszystko co się na niej znajduje. Teraz idź na dół zbuduj sobie tipi i czekaj do pierwszej pełni księżyca, kiedy to ześlę ci kobietę która zostanie twą żoną.

Po tych słowach Wielki Duch rozpłynął się w powietrzu.