poniedziałek, 30 kwietnia 2012

nadejdzie dzień...

Nadejdzie dzień,
dzień, w którym,
ci co upadli,
podniosło się z kolan,
dzień, w którym
miedzianoskóry mściciel,
przekroczy próg białej twierdzy,
dzień, w którym
wojownik rzuci flagę wroga
w ogień plemienia
dzień, w którym
przegrani staną się zwycięzcami,
dzień, w którym
nadejdzie sprawiedliwość.

wtorek, 24 kwietnia 2012

indiańscy szyfranci


Indiańscy szyfranci (ang. codetalkers) - specjalnie przeszkoleni amerykańscy żołnierze, głównie z okresu II wojny światowej, pochodzący z indiańskich plemion i posługujący się zakodowanymi słowami z mało znanych indiańskich języków w celu przekazywania zaszyfrowanych informacji i rozkazów.

Historia
Podczas obu wojen światowych do szyfrowania wojskowych informacji wykorzystywano m.in. szyfrantów z plemienia Czoktawów (ang. Choctaw). Czternastu Czoktawów służących w amerykańskich pododdziałach łączności we Francji pod koniec I wojny światowej posługiwało się przez radio swoim, niezrozumiałym dla Niemców, językiem. Podczas II wojny światowej analogiczną funkcję spełniało 17 łącznościowców z plemienia Komanczów (ang. Comanche). Na przykład, fraza posah-tai-vo, znacząca w języku Komanczów szalony biały człowiek, oznaczała Adolfa Hitlera, a ponieważ w ich języku było słowo "samolot", nie było zaś "bombowca" - ten ostatni nazywali "ciężarnym samolotem". Zaszyfrowane przez Komanczów w ich własnym języku meldunki z poszczególnych oddziałów polowych trafiały do sztabu, gdzie ich koledzy tłumaczyli je ponownie na angielski.
Jednak największą (i najszerzej znaną obecnie, choć ich rolę upubliczniono dopiero niedawno) grupę indiańskich szyfrantów stanowili Nawahowie (ang. Navajo), których ponad 400 przeszło specjalne tajne szkolenie w tym zakresie. Podczas działań wojennych (głównie w czasie II wojny światowej na Pacyfiku, ale także wcześniej i później) zaszyfrowany język navajo służył do kierowania atakami amerykańskiego lotnictwa, kierowania ruchami wojsk, donoszenia o stanowiskach nieprzyjaciela i przekazywania innych poufnych informacji i rozkazów. W języku Nawahów, który w tym czasie nie był jeszcze przez nikogo spisany, to samo słowo, wypowiadane na różne sposoby, mogło mieć nawet cztery różne znaczenia.
Gdy pierwsza grupa 29 znających dobrze język angielski młodych nawajskich ochotników została przeszkolona z łączności i potwierdziła swą przydatność w warunkach bojowych na Guadalcanal, szybko utworzono kolejne grupy indiańskich szyfrantów. W opracowanym przez nich złożonym systemie nawajskie określenia przyrodnicze oznaczały rozmaite rzeczy i miejsca. Na przykład besh-lo, czyli "żelazna ryba" znaczyło "okręt podwodny", "ziemniak" - "granat", a Ne-he-mah ("Nasza Matka") - "Amerykę". Przy pomocy innych nawajskich słów kodowano litery, z których składały się wojskowe określenia nieistniejące w ich języku. Z wykorzystaniem kilku zespołów nawajskich szyfrantów, którzy w ciągu 48 godzin przekazali bezbłędnie ponad 800 zakodowanych meldunków, przeprowadzona została pomyślnie m.in. cała ważna operacja zajęcia przez Amerykanów Iwo Jimy (a wśród pięciu żołnierzy uwiecznionych podczas słynnej sceny zatykania amerykańskiego sztandaru na Suribachi - najwyższym szczycie zdobytej wyspy - był m.in. Indianin Pima Ira Hayes). Szyfrując pod koniec wojny łącznie 411 określeń, nawajscy łącznościowcy z 3. 4. i 5. Dywizji Marines przyczynili się walnie do zmniejszenia amerykańskich strat i pokonania Japonii na Pacyfiku.

Pamięć
Ze względu na swoją specyfikę żaden z kodów opartych na językach tubylczych Amerykanów nigdy nie został złamany, a ukrywany i pomniejszany początkowo wkład indiańskich ochotników w amerykańskie zwycięstwa został w ostatnich latach doceniony i uhonorowany m.in. przez kolejnych prezydentów USA. W 1987 roku prezydent Ronald Reagan ustanowił 14 sierpnia Dniem Nawajskiego Szyfranta. 3 października 1989 roku rząd francuski uhonorował wodza Komanczów za zasługi jego współplemieńców z Korpusu Sygnalistów (ang. Signal Corps) medalem Chevalier de L'Ordre National du Merite. W 1992 roku Pentagon zorganizował specjalną wystawę dokumentującą rolę indiańskich kodów, a w 2001 George W. Bush przyznał złote i srebrne Medale Kongresu grupie kilkudziesięciu tubylczych weteranów-szyfrantów.
Rolę nawajskich szyfrantów pokazuje m.in. film fabularny Johna Woo Szyfry wojny (ang. Windtalkers, z Nicolasem Cage'm i Adamem Beachem w rolach głównych) z 2002 roku. Z kolei Vincent Craig, syn nawajskiego szyfranta Boba Craiga, nagrał popularną w latach 90. w USA piosenkę Code Talkers.


poniedziałek, 23 kwietnia 2012

niedziela, 22 kwietnia 2012

środa, 18 kwietnia 2012

uzbrojenie Komanczów


Podstawowym uzbrojeniem wojownika Komanczow byla lanca. Komancze malowali swoje lance na czerwono. Popularne byly takze luk ze strzalami, tarcza, i tomahawk. Kolczan na strzaly byl robiony ze skory zwierzat. Sojusznicy Komanczow, Indianie Kiowa, preferowali do tego celu skore pumy. Chetnie tez uzywali skor wyprawionych i ozdobionych przez Meksykanow. Kiowa uwazali ze kolczany zrobione ze skory bizona byly modne w odleglych czasach, i dlatego sa one odpowiednie tylko dla starych mezczyzn.
Tomahawk mial dlugosc 50-75 cm i byl bardziej popularny wsrod plemion na srodkowych i polnocnych preriach niz wsrod Komanczow. Ci ostatni preferowali lance.
Niektorzy wodzowie Komanczow nosili pancerze zdobyte bezposrednio na zolnierzach hiszpanskich, lub zdobyte na Apaczach ktorzy je zdobyli lub dostali w prezencie od Hiszpanow.
Komancze byli uzbrojeni takze w bron palna. Poczatkowo byly to muszkiety francuskie, potem brytyjskie. W Teksasie nigdy nie brakowalo (i nie brakuje) broni palnej. Ceny tez byly dostepne, np. w 1869 dubeltowka z dwiema lufami kosztowala zaledwie 12 dolarow.
W latach 1780-1790 Komancze kupowali bron palna od handlarzy francuskich, potem od amerykanskich. Hiszpanie i Meksykanie unikali jak mogli jej sprzedazy dla Koamnczow i Apaczow. Nic dziwnego wiec ze w latach 1740-ych Komancze posiadali zaledwie kilkanascie muszkietow. (Wg. Hiszpanow na kazde 1.000 wojownikow przypadalo zaledwie 5 sztuk broni palnej.)
Pod koniec lat 1830-ych handlarz o nazwisku, Holland Coffee, zbudowal maly fort nad Rzeka Czerwona. Chodzily sluchy ze sprzedawal duze ilosci amunicji i broni palnej dla Czirokezow, Delawerow, a takze dla Komanczow. Zachecal on takze tych ostatnich do wypraw do Meksyku w celu zdobycia koni i mulow, ktore on potem kupowal od Indian "za grosze". Jego dzialanosc budzila spore niezadowolenie wsrod Teksanczykow i Meksykanow.
Popularna bronia palna wsrod Komanczow byly pistolety i rewolwery. Byla to bron krotkolufowa a wiec latwa do uzycia w walce konnej. Niestety miala krotki zasieg (do 40 m) wiec nie sposob bylo ja skutecznie uzyc przeciwko przeciwnikowi uzbrojonemu w dalekonosne karabinki i sztucery. Poczatkowo bron ta byla jednostrzalowa, potem dzieki wprowadzeniu obracanego bebenka z amunicja, pojawily sie 5-cio strzalowe rewolwery. W latach 1830-ych i 1840-ych kilkustrzalowe rewolwery Colt bylu uzywane przez Straznikow Teksasu (Texas Rangers). Walczyli oni z wielkim sukcesem z Komanczami, Kiowami i Apaczami uzbrojonymi w lance i luki. 
Z czasem nieco Coltow dostalo sie w rece wojownikow Tonkawa i Apaczow Lipan, ktorzy sluzyli jako zwiadowcy dla rangersow. Z czasem bron ta dotarla takze do Komanczow i Kiowow. Byla to bron zdobyczna chociaz Komancze mogli takze kupic colty od handlarzy amerykanskich. Colt-Paterson wazyl 1.2 kg , mial magazynek na 5 naboi, a jego zasieg razenia wynosil 45 m. Najchetniej byl on uzywany przez teksaskich rangersow, armia uwazala te bron za zbyt latwo sie psujaca. 
Ulepszona wersja byl Colt-Walker. Wazyl on ok. 2 kg, mial wiekszy kaliber niz poprzednik, jego magazynek miescil 6 naboi, a zasieg ognia wynosil 50 m. Ta bron byla uzywana nie tylko przez rangersow ale takze przez armie. Komancze weszli w posiadanie tej broni dopiero w latach 1850-ych. Ich ilosc jakkolwiek byla nieznaczna. Posiadanie takiej broni dodawalo wojownikowi prestyzu nie tylko wsrod jego wspolplemeincow ale takze wsrod białych.



wtorek, 17 kwietnia 2012

ISHI - ostatni Indianin, który był wolny.


Ishi to ostatni dziki Indianin Ameryki Północnej, ostatni człowiek żyjący w stanie natury. Jego przypadek jest jedyny: człowiek z epoki kamienia staje twarzą w twarz z amerykańską cywilizacją XX wieku. Ishi, to jedyny ocalały ze zrujnowanej epoki, z przebrzmiałej na zawsze cywilizacji.
Ishi urodził się w 1860 lub 1862 roku jako członek plemienia kalifornijskich Indian – Yahi. Plemię to było najdalej na południe wysuniętym odłamem większej konfederacji plemion pod nazwą Yana. Indianie Kalifornii, dzielący się na dziesiątki plemion, przed przybyciem pierwszych białych na ich ziemie, czyli Hiszpanów, liczyli od ok. 300 do 350 tysięcy ludzi. Najczarniejszy etap w dziejach Indian Kalifornii to lata 1848-1855 czas „Gorączki Złota”. Wkrótce po przejęciu Kalifornii przez Amerykanów następuję fala najazdu górników i innych poszukiwaczy przygód do tego stanu. W ciągu jednej dekady ginie z rąk białych 60% rdzennej populacji regionu, czyli co najmniej sto tysięcy osób.

Lud Yana stracił w ciągu kilkudziesięciu lat 3 tysiące swoich członków, z których w roku 1865, po tzw. Masakrze pod Three Knolls pozostało zaledwie od 30 do 50 osób. Wśród nich był człowiek, który przeszedł do historii jako Ishi., czyli po prostu „człowiek”, ponieważ szanując tradycję swojego plemienia nie przekazał badaczom swojego prawdziwego imienia. Wraz ze swoją rodziną, Ishi mieszkał na skraju cywilizacji czerwonego i białego człowieka. Przebywali w totalnej izolacji, w miejscach niedostępnych, w cieniu urwistego, skalistego kanionu ukrywając się przed białymi, którzy ustawicznie kolonizowali Kalifornię. Tak było przez niecałe 40 lat, aż do chwili, gdy w 1908 roku zostali odkryci przez białych. Usiłowali uciec i wtedy to właśnie giną bliscy Ishiego i ostatni z jego przyjaciół. Jemu samemu udaje się ujść z życiem. Przez następne lata Ishi ukrywa się i żyje zupełnie sam.

W końcu w 1911 roku Ishi dociera do Oroville, gdzie w wiejskiej zagrodzie koło rzeźni w której, szukał pożywiania zostaje odnaleziony przez białych. Wkrótce Ishi, dzięki staraniom antropologa profesora Alfreda Kroebera z Uniwersytetu Kalifornijskiego, trafia do Muzeum Antropologii (Berkeley Museum of Anthropology), które mieściło się wówczas na kampusie UC w San Francisco w starym budynku szkoły prawniczej. Mieszkał tam przez resztę życia, z wyjątkiem lata 1915 roku, kiedy przebywał w Berkeley z profesorem Watermanem i jego rodziną. Tam zaprzyjaźnił się z profesorem i innymi pracownikami muzeum. Polubił życie w mieście i często podróżował tramwajem, spacerował i robił
zakupy. Całymi dniami opowiadał o zwyczajach, tradycjach czy religii swojego plemienia, często demonstrując swoje umiejętności w rozpalaniu ognia za pomocą dwóch patyków oraz strzelania z łuku. Indianie Yana byli wyśmienitymi łucznikami, strzelali ze swych prostych łuków inaczej niż wszyscy inni Indianie i jako jedyni na terenie Ameryki stosowali wariant metody mongolskiej przy wypuszczeniu strzały (Mongolską metodą wypuszczano strzałę przy pomocy obrączki na kciuku. Zgięty kciuk wypuszczał strzałę, a inne palce pomagały tylko w kierowaniu i przytrzymywaniu. Yana nie używali żadnego pierścienia ani osłony na kciuk, a ich łuki był proste, nie klejone z kilku części. Ishi wolał strzelać z pozycji kucającej (z przysiadu). Była to sprawa zwyczaju plemiennego, związanego ze specjalnym sposobem polowania całego plemienia). Do dziś w małej społeczności Yuba-Sutter, niedaleko od Oroville obywa się coroczny turniej łuczictwa "Ishi Tournament".Dnia 16 marca 1916 roku Ishi zmarł na zapalenie płuc. Jego ciało zostało, zgodnie ze zwyczajem plemiennym, spalone. Prochy spoczywają na cmentarzu Mount Olivet Park (1601 Hillside Blvd, Colma, San Mateo County). Ishi był ostatnim przedstawicielem plemienia Yahi, które wraz z jego śmiercią wyginęło.

Nic nie zachwyciło Ishi w naszej nowoczesnej cywilizacji, ani pociągi, ani samochody, ani elektryczność, nic oprócz pewnego drobiazgu, który wydał mu się bardzo praktyczny: zapałek.
Do jednego nie mógł się przyzwyczaić... do butów, których noszenia stanowczo odmawiał...
Na cześć ostatniego Yahi nazwano jego imieniem 16 hektarowy obszar chroniony Ishi Wilderness, znajdujący się na terenie Lassen National Forest około 30 km na wschód od miasta Red Bluff.


http://marcin-sieradzki.blogspot.com/2010/03/ishi-ostatni-wolny-indianin.html

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

hymn

Barwne pióra,
tomahawki,
ptactwo strzał,
wojny taniec,
łowów chwile,
cicha noc, czujna noc.
To nasz los,
 to był nasz los.

teraz piór nie nosi nikt,
tomahawki w ziemi śpią,
strzały padły na ziemie,
skalpy znikły we mgle,
wojny taniec przebrzmiał,
łowów nastał kres.
cicha noc niesie sen
To nasz los, 
to jest nasz los

Lecz w sercach,
dawne czasy śpią,
chwili swej czekając.

Barwne pióra zabłysną znów,
tomahawki zbudzą się,
strzały do lotu zerwą się,
skalpy dumą napełnią lud,
wojny taniec złączy nas,
łowy dadzą życia dar
a cicha noc zabierze sen.
To nasz los, 
to będzie nasz los

wtorek, 10 kwietnia 2012

modlitwa Indian Ute


Ziemio, naucz mnie spokoju,
Takiego jaki przynosi trawie światło.
Ziemio naucz mnie cierpienia,
Takiego, jakie pamięć zadaje starym skałom.
Ziemio, naucz mnie troski,
Takiej, z jaką rodzice dbają o swoje potomstwo.
Ziemio, naucz mnie odwagi,
Jaką ma drzewo, które stoji w samotności.
Ziemio, naucz mnie ograniczenia,
Którego doświadcza mrówka pełznąca po ziemi.
Ziemio, naucz mnie wolności,
Jaką cieszy się orzeł szybujący po niebie.
Ziemio, naucz mnie rezygnacji, 
Właściwej liściom opadającym jesienią z drzew.
Ziemio, naucz mnie regeneracji,
Właściwej ziarnu kiełkującemu na wiosnę.
Ziemio, naucz mnie zapominać o sobie, 
Tak jak topniejący śnieg zapomina o swym życiu.
Ziemio, naucz mnie pamiętać łaskę,
Jaką czują wysuszone pola płaczące deszczem.”

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Unieś mnie

Unieś mnie, 
zabierz stąd 
gdzie ognisk ciepły blask.

Bo tutaj smutno tak,
bo tutaj samotnie tak,
bo utaj zimno tak.


Unieś mnie, 
zabierz stąd 
gdzie ognisk ciepły blask.

Bo tutaj źle tak,
bo tutaj szaro tak,
bo tutaj zimno tak.


Unieś mnie, 
zabierz stąd 
gdzie ognisk ciepły blask.

Wodzu!

Unieś mnie gdzie gwiazd blask, 
zabierz mnie gdzie ognisk ciepło,
gdzie świt Wasz.


środa, 4 kwietnia 2012

konie komanczów


Chlopiec indianski na koniuKonie sluzyly Komanczom do transportu, polowan, i walki. Wierzchowce byly tez czestym i cenionym obiektem wymiany handlowej z bialymi i Indianami. Komancze uchodzili za jednych z najlepszych jezdzcow Ameryki Polnocnej. Dla bardzo wielu Amerykanow byli oni najlepszymi "koniarzami" wsrod Indian. Stada Komanczow liczyly po kilkanascie tysiecy koni.
Np. w 1867 Lorenzo Labadi, ktory byl agentem nadzorujacym Indian w Nowym Meksyku, objechal wschodnie Llano Estacado i znalazl tam olbrzymia wioske dwoch szczepow Komanczow, Kwahadi i Kotsoteka, liczaca 700 tipi. Na pobliskich pastwiskach paslo sie 15.000 koni (!) i 300-400 mulow.

Pulkownik Dodge i malarz George Catlin odwiedzili Komanczow w 1834 roku w ramach ekspedycji pokojowej. Obaj byli pod wrazeniem ilosci koni i mulow ktore posiadali Indianie. Kazda rodzina miala po kilkanscie koni, a byli tez tacy ktorzy mieli ich ponad setke. Catlin takze zauwazyl ze Komancze maja bardzo duzo mulow. Zwierzeta te w tamtym okresie na poludniowych preriach mialy cene wyzsza niz konie. Np. za jednego mula dawano 2 sredniej jakosci konie. Mul powstaje ze skrzyzowania klaczy z oslem. Milosnicy mulow twierdza ze tak powstale zwierze jest cierpliwsze i bardziej wytrzymale niz konie, i szybsze, silniejsze i mniej uparte niz osly. Majac tak liczne zalety muly swietnie nadawaly sie na zwierzeta transportowe na bezdrozach Ameryki Polnocnej. Do dzis zwierzeta te sa popularne w Meksyku i wielu innych krajach.
Oprocz Komanczow takze Apacze i Nawahowie posiadali sporo mulow.
Zwierzeta te swietnie nadawaly sie do transportu zdobytych lupow.

Francuski podroznik Jean Louis Berlandier odwiedzil Komanczow w Teksasie w latach 1828-29. Podczas przebywania w ich wiosce polozonej na polnocny-wschod od obecnego San Antonio, doszlo z jakiegos powodu do paniki stada koni i mulow. Ok. 300 zwierzat przegalopowalo przez wioske przewracajac na swej drodze ludzi i tipi.
Whitfield wyliczyl nastepujace ilosci koni w 1856 nad Arkansasem:



  • (Polnocni) Komancze - 20.000 sztuk
  • (Poludniowi) Czejeni - 17.500 
  • Kiowa - 15.000
  • (Poludniowi) Arapaho - 15.000
  • Apacze - 2.000
    Tak olbrzymie ilosci koni powodowaly zazdrosc ze strony Amerykanow, Meksykanow i Indian. Z tego powodu powstalo wiele negatywnych opinii o Komanczach. Na przyklad amerykanski podroznik i malarz George Catlin napisal ze ruchy Komanczow byly tak niezgrabne ze przypominaly malpe ktora zmuszona byla poruszac sie po ziemi zamiast po drzewie. Ale jak tylko Komancz dosiadal konia wszysto zmienialo sie diametralnie, nastepowala metamorfoza." (Catlin: "A Comanche on his feet is out of his element, and comparatively almost as awkward as a monkey on the ground without a limb or branch to cling to; but the moment he lays his hand upon his horse his face even becomes handsome, and he gracefully flies away, a different being.")
    Inni twierdzili ze dziecko Komanczow zanim nauczylo sie chodzic umialo jezdzic konno.
    Z tego powodu Komancze mieli rzekomo krzywe nogi. To okazalo sie nieprawda.
    Wiele koni Komancze zdobyli w Meksyku. W 1853 na pytanie dziennikarza gazety Durango, Mexico, Registro co sie dzieje z tymi konmi, wodz Wrona odpowiedzial ze czesc z nich jest na uzytek wlasny, a czesc jest sprzedawana Amerykanom (doslownie: "wysokim bialym ludziom z duzymi stopami") w Teksasie za kule, proch, szable i noze. Np. w Lutym 1835 grupa Komanczow przybyla do San Antonio z konmi zabranymi z Chihuahua.
    Komancze takze zdobywali konie na Apaczach i Utahach. Np. w 1779 Komancze zabrali obozujacym w Kanionie San Saba (hiszp: Canon de San Saba) Lipan Apaczom ok. 400 koni. Mieszkajacy w gorach Utahowie z kolei nie mieli tak wiele koni jak plemiona prerii, ale za to slynely one z wysokiej jakosci.
    Z kolei Komancze tez padali ofiara kradziezy koni. Szczegolnie aktywne w tej dziedzinie byly plemiona mieszkajace na polnoc od Komanczow, czyli grozni Paunisi i waleczni Czejeni. Osedzowie najczesciej kradli konie Kiowom.
    Oprocz koni zdobycznych, Komancze lapali dzikie konie. Znajdowalo sie ich bardzo duzo w poludniowych Teksasie, miedzy rzekami Rio Grande i Nueces. (Byly to ziemie Lipan Apaczow.) Byly one tam nawet w 20 wieku. Kolejnym takim obszarem byly prerie i wyzyny Nowego Meksyku.
    Aby oznaczyc ze dany kon jest wlasnoscia Komanczow, robili oni male naciecie na uchu zwierzecia.
    Pulkownik Dodge napisal ze Komancze najbardziej lubią konie srokate (ang. nazwy: pinto, piebald, paint horse). Konie srokate cechuja sie czarnymi lub brazowymi latami. Ze wzgledu na fakt, iz masc srokata moze byc rezultatem dzialania 4 róznych genów, to i obszary bieli moga przybierac rozmaite kszatly i wystepowac na zróznicowanych fragmentach ciala. W zaleznosci sposobu dziedziczenia, warunkujacego okreslony wzór masci srokatej mozna wyroznic: Tobiano, Overo, Tovero, Sabino itd. 
    Inne osoby ktore odwiedzily Komanczow twierdzily ze oprocz srokaczy, Indianie lubili konie siwe i kare. Np. wodz Komanczow w ich ostatniej wojnie z bialymi, Quanah Parker, dosiadal karego konia (wg. oficera armii amerykanskiej "konia czarnego jak wegiel") Wodz Zelazna Kurtka dosiadal konia palomino. Dosc licznymi ale niezbyt popularnymi byly konie masci myszowatej.
    A propo, ulubionym koniem Jima Bridgera, jednego z najslynniejszych traperow w dziejach Ameryki, byl kon Grohean nabyty od Komanczow, ktorzy zdobyli go w Meksyku. Wierzchowiec ten byl znany z szybkosci i wytrzymalosci. Niestety podczas pobytu Bridgera w Gorach Skalistych, kon ten (i kilka innych), zostal skradziony przez 20 wojownikow Czarnych Stop. Wg. F.F.Victora John "Jim" Bridger z grupa traperow ruszyl w poscig, doszlo do strzelaniny, ale konia juz nie odzyskano. Traperzy zostali zmuszeni do kupna nowych wierzchowcow od Dziurawych Nosow. (zrodlo: F.F.Victor - "The river of the West") Ten wspanialy kon przebyl wiec niesamowita odleglosc, od Meksyku na poludniu, poprzez zachodnie USA, do Kanady na polnocy.
    "Wioska Komanczow stala niedaleko Fortu Chadbourne w Teksasie 
    i Indianie byli czestymi (i irytujacymi) goscmi zolnierzy i oficerow.
    Oficerowie mieli swietne konie, ktore czeto braly udzial w wyscigach
    w forcie. Zalozyli sie oni z wodzem Komanczow ze ich konie sa szybsze
    niz najlepszy koń Komanczow. Zaklady byly wartosci 60-70 dolarow od 
    oficera. Indianie obstawiali kocami, skorami, pieniedzmi i inne rzeczami
    o wartosci zblizonej do sumy obstawianej przez bialych. 
    Indianie i wojskowi zebrali sie wzdluz trasy wyscigu.
    Na starcie stanelo kilku oficerow i wodz wioski Komanczow. Podczas gdy
    oficerowie dosiadali swych roslych koni, Indianin siedzial na niepozornie
    wygladajacym koniku. Ku zdumieniu bialych wyscig wygral Komancz.
    Na drugim miejscu uplasowal sie oficer dosiadajacy wspanialej klaczy z 
    Kentucky. Jednak najbardziej zirytowalo wojskowych to ze ostatni odcinek
    wyscigu Indianin pokonal siedzac tylem na swym koniu i krzyczac w strone
    oficerow aby dolozyli wiekszych staran." (- Pulkownik Dodge)

    http://web2.airmail.net/napoleon/_INDIANIE_KOMANCZE.htm#_i_ich_konie
  • wtorek, 3 kwietnia 2012

    dyskryminacja Indian w amerykańskim prawie


    a przecież to ich ziemia i oni powinni ustalać prawa na niej 

    obowiązujące.
    W amerykańskim prawie do dziś znajdziemy przepisy, będące echem dawnych walk miedzy kolonizującymi ziemie Dzikiego Zachodu osadnikami, a rdzennymi mieszkańcami tamtych terenów. W wielu stanach w dalszym ciągu obowiązują przepisy umożliwiające strzelanie do grup Indian (w Dakocie Północnej tylko... z pociągu). W Karolinie Południowej mężczyźni są zobligowani do noszenia na niedzielne msze broni na wypadek nagłego ataku Indian w trakcie nabożeństwa. Anty-indiańskie przepisy dotarły nawet na Alaskę, gdzie w miejscowości Nome można aresztować każdego, kto przechadza się po ulicy z łukiem i kołczanem pełnym strzał.
    http://czywiesz.pl/inne/240440,Czy-wiesz-w-jaki-sposob-Indianie-sa-dyskryminowani-w-amerykanskim-prawie.html

    poniedziałek, 2 kwietnia 2012

    gdybym była

    Gdybym była,
    ptakiem 
    wam śpiewającym.
    Byłabym najszczęśliwszą istotą na świecie.

    Gdybym była,
    mustangiem
    wojownika niosącym.
    Byłabym najszczęśliwszą istotą na świecie.

    Gdybym była,
    orłem,
    którego pióro w pióropuszu barwnym.
    Byłabym najszczęśliwszą istotą na świecie.

    Gdybym była,
    pszczołą
    której miód słodyczą spłynie na wasze wargi.
    Byłabym najszczęśliwszą istotą na świecie.

    Gdybym była 
    płochą sarną, 
    której życie da życie wam.
    Byłabym najszczęśliwszą istotą na świecie.

    Gdybym była
    istotą wam potrzebną,
    gdybym mogła ofiarować coś wam.
    Byłabym najszczęśliwszą istotą na świecie.

    kolejny z moich wierszy