sobota, 8 czerwca 2013

WIERZENIA INDIAN - OBRZĘDOWE POLOWANIA NA BIZONY


Wiosną, gdy wszystko staje się zielone, wintca’cta wakan, prowadzący Taniec Słońca, nakazuje swym żonom przygotować ucztę i stawia swe największe domostwo. Następnie każe obwoływaczowi (e’yaba’ha lub cankpa’mini) zaprosić członków rady. Człowiek ten chodzi po obozie, zapraszając starych i poważanych mężczyzn, którzy zbierają się w domu narad i paląc czekają na spóźnionych. W międzyczasie opowiadają o swoich bohaterskich czynach. Gdy już wszyscy się zbiorą, gospodarz nabija swą czarna fajkę. Jest ona udekorowana czerwonym końskim włosiem mającym symbolizować rany, podczas gdy ludzki włos przedstawia skalpy zdobyte przez właściciela. Obwoływacz siedzi na prawo od wejścia, wódz podaje mu fajkę do podpalenia. Fajka jest podawana dalej i pali ją każdy, aż wraca do właściciela, który mówi: „Jest coś, co chciałbym wam powiedzieć, ale najpierw zjedzmy”. Herold usługuje gościom, wystawiając na zewnątrz półmiski i koszyki, gdy tylko się opróżnią. Rozpala ogień i używa zawieszonej w domu słodkiej trawy jako kadzidła. Gdy trawa się pali, wódz ogłasza, że zamierza zapakować trochę tytoniu a potem wybuduje medicine – lodge. Wzywa czterech mężczyzn do opowiedzenia jak skalpowali swych wrogów, uwalniali spętane konie itd. Po zakończeniu ostatniej historii, wódz pakuje trochę kanadyjskiego tytoniu i podaje go pierwszemu z czterech śmiałków, który bierze go ze słowami: „Gdybym nie dokonał odważnych czynów, nie mógłbym się odważyć dotknąć tytoniu”. Podobne deklaracje wygłaszają pozostali trzej, każdy odcinając trochę tytoniu. Cztery kawałki powracają do wodza i położone zostają na skórze jelenia.

Szaman następnie wybiera kolejnych czterech mężczyzn, nie tak bardzo poważnych jak poprzednicy i podaje im wiązki słodkiej trawy. Opisują swe czyny, odcinają trochę trawy i czynią deklaracje jak ich poprzednicy. Odcięte kawałki trawy kładzie się przed wodzem, który owija nimi kawałki tytoniu i kładzie do torby ze skóry jelenia zawiązanej przy pomocy ścięgna. Potem oznajmia: „W takim a takim kierunku żyją ludzie; chcę, aby ten tytoń został tam zaniesiony”. Przywiązuje torbę do żerdzi namiotu i prosi zebranych, aby ogłosili w obozie, że tytoń ma zostać dostarczony wskazanemu ludowi. Wszyscy palą a potem wychodzą. W obozie ludzie pytają się ich o czym była narada i któryś ze starców mówi, co powiedziano i co uczyniono. Wtedy, jakiś młody śmiałek może zgłosić się na ochotnika, że chce zostać dostarczycielem tytoniu (cane’ paxta ai’ sa). Krewni ochotnika wydają ucztę, podczas której gospodarz ogłasza: „Ten człowiek zamierza zanieść tytoń takiej a takiej grupie”. Goście powstają spoglądając na śmiałka i zagrzewają go do zaniesienia tytoniu do wskazanego obozu bez względu na niebezpieczeństwo grożące ze strony wrogów. W któryś wieczór młodzieniec powiadamia wodza, że jest gotów. Wódz zapewnia go, że cała ponadnaturalna moc jaką posiada zostanie użyta, aby mu pomóc; młody Indianin bierze torbę i wyrusza w drogę.
Kilka dni później dociera do obozu. Pyta pierwszego spotkanego człowieka o drogę do wodza. Idzie prosto do wskazanego namiotu, po wejściu kładzie przed ogniskiem tytoń. Wódz natychmiast pojmuje sens tego gestu i wydaje polecenie, by należycie przyjąć przybysza, nie wypowiadając osobiście do niego choćby jednego słowa. Gdy gość je, wódz pyta się go, jak to było z wysłaniem tytoniu; wtedy młodzieniec opowiada mu wszystko z detalami. Tej samej nocy, wódz nakazuje swoim żonom przygotować ucztę i zaprasza na nią swych ludzi. Wszyscy starcy przychodzą do jego namiotu, gdy tylko zauważają torbę z tytoniem rozumieją w czym rzecz. Zaczynają się zastanawiać jak daleko będą musieli podróżować. Gospodarz nabija i podaje im fajkę. Gdy wszyscy już palili, pomocnik podaje jedzenie. Po zakończonym posiłku wstaje wódz: „Ten człowiek przyniósł tytoń. Musicie zadeklarować, czy zapalicie go, czy też nie. Jeżeli chodzi o mnie, mam zamiar go zapalić”. Podnosi się starzec ze słowami: „Wódz powiedział, że zapali. Podlegamy mu i jeżeli on zapali, ja mu pomogę”. Wtedy wódz rozwiązuje torbę, wyciąga tytoń, miesza go z łykiem czerwonej wierzby, nabija fajkę i podpala. Oznacza to, że przyjęto zaproszenie. Gdy się zaciągnie, podaje fajkę dalej; ci, którzy odmawiają pójścia przekazują fajkę bez zaciągania się, ale zdarza się to rzadko. Gdy wypalą jeden kawałek tytoniu, wódz pozostałe trzy ponownie zawiązuje w torbie, zawiesza w namiocie na żerdzi i ogłasza, że życzy sobie aby ten tytoń został zaniesiony do takiego a takiego obozu tej nocy. Nowina rozchodzi się po obozie, herold wzywa młodych, odważnych mężczyzn do podjęcia się tego zadania. W dłoniach trzyma fajkę, którą podaje młodzieńcom – jeżeli palący zachowuje milczenie, to oznacza, że nie ma zamiaru pójść, jeżeli natomiast podejmuje się wykonania zadania, to najpierw mówi o tym, a dopiero potem pali. Ochotnikom okazywany jest duży szacunek. Taka sama ceremonia odbywa się w pozostałych obozach, do których także dostarczono kawałki tytoniu. Posłańcy powracają do swych wodzów tak szybko, jak to tylko jest możliwe, z kawałkiem zwykłego tytoniu na znak przyjęcia zaproszenia. Jeżeli któryś z kawałków nie został przyjęty, zachowuje się go na przyszły rok.
Gdy wszyscy ludzie z zaproszonych grup zbiorą się, szaman wyznacza dwóch „oficjeli” zwanych Żołnierzami (agi’tcita ko’nagitciye) do przeprowadzenia tańca. To oni zawiadamiają wszystkich, wyznaczają teren i zaczynają się tańce. Następnie wódz nakazuje postawić namiot zbudowany z dwóch zwykłych namiotów, w samym środku obozu. Namiot ten zwany jest wiyo’ti’bi; Żołnierze pozostają tam stale, wydając stamtąd polecenia dla obozu. Któregoś dnia obwoływacz ogłasza, że polowanie rozpocznie się następnego dnia i wyznacza mężczyznę do wyśledzenia stada. Tropiciel wyrusza od razu; po jakimś czasie wraca. Gdy tylko go widać, w odległości stu jardów od granicy obozu usypuje się stos ze skrawków mięsa bizona. Wszyscy ludzie obserwują z daleka tropiciela. Jeżeli jego rekonesans był owocny, wjeżdża prosto w ów stos, rozrzucając skrawki na lewo i prawo, a wszyscy się cieszą. Jeżeli objeżdża stos to jest znak, że nie był w stanie wytropić bizonów. W pierwszym przypadku opowiada dokładnie o swojej wyprawie. Stary człowiek (wódz?) ogłasza: „Ten człowiek zlokalizował bizony, nikt nie może wyruszyć na polowanie, zanim Żołnierze nie udzielą zezwolenia”. Wszyscy szykują się; w ten sam wieczór, być może inny starzec, mówi: „Musicie wyruszyć wszyscy jutro rano, będzie dwóch przywódców (wintca’basi), i nikt nie może ich wyprzedzić”. Następnego ranka wyjeżdżają. Dwaj przywódcy prowadzą swoich wojowników w dwóch oddziałach uformowanych w dwa uzupełniające się półkola. Nie jest dobrze, jeżeli która z części zacznie polować przed drugą z nich. Indianie polują na bizony; po polowaniu całe mięso zanosi się do wiyo’ti’bi. Żołnierze ucztują i tańczą.
De Smet dodaje pewien szczegół co do obrzędowych praktyk związanych z tropieniem bizonów. Czuwający nad całym plemieniem wbija w ziemię magiczną żerdź i w celu rzucenia uroku na stado przywiązuje do niej chorągiew ze szkarłatnego materiału, kawałek tytoniu i róg bizona. Przed odkryciem stada codziennie rano bije w bęben i śpiewa pieśni, w ten sposób konsultuje się ze swymi duchowymi pomocnikami. Tropiciele biorą ze sobą kule wakan z włosów bizona, którą, gdy tylko odkryją stado zanoszą do prowadzącego polowanie. Podczas nie obecności kuli, był on zobowiązany do poszczenia i okres ten uległ przedłużeniu do zakończenia polowania, z tym wyjątkiem, że mógł spożywać mięso zwierząt zabitych bez zranienia.

http://assiniboine.republika.pl/assiniboin/religia.htm