"Indianie amerykańscy i inne ludy tubylcze od dawna są przeświadczone, że mogą sporo nauczyć Europejczyków i północnych Amerykanów o świecie i pokrewieństwie człowieka z nim. Pokładają ufność w duchowe podstawy swego postrzegania; ufają, że podstawy te mogą się stać źródłem uzdrowienia i pojednania całego stworzonego świata (creation). Oto kilka prostych przykładów wynikających z indiańskiego postrzegania świata.
Moi indiańscy przodkowie utrzymywali silną i odpowiedzialną wież z Bogiem jako Stwórcą na długo przed Jego poznaniem, tzn. przed przyjęciem Ewangelii Jezusa Chrystusa. Wież ta zrodziła się z uznania Innego jako Stwórcy, jako twórczej mocy ponad wszystkim, co istnieje; poprzedziło to na długo przybycie misjonarzy.
Nasi indiańscy przodkowie potwierdzali dobroć Stwórcy i całego stworzonego świata we wszystkim, co robili. Dotyczyło to także ich samych. To była istota ich opowieści, najważniejsza część ich modlitw i cel obrzędów. Rozpoznawali równowagę i harmonię, jakie charakteryzowały cały stworzony wszechświat: w równowadze pozostawały ze sobą zima i lato, polowanie i rolnictwo, niebo i ziemia, gorąco i zimno, słońce i księżyc, pierwiastek żeński i męski oraz kobiety i mężczyźni.
Nasi przodkowie widzieli, że wszystko to było dobre, podobnie jak czyni to Bóg na koniec szóstego dnia (Rdz 1, 31).
Całe duchowe postrzeganie amerykańskich Indian, a stąd indiańska teologia, wynika z aktu Tworzenia, czego często nie dostrzega się w podstawowej formie odprawiania ceremonii religijnych przez Indian wielu plemion Ameryki Północnej. Nasze modlitwy odmawia się często we wspólnocie zebranej w kręgu. Krąg jest głównym symbolem samozrozumienia, reprezentującym całość wszechświata i nasz w nim udział.
Patrzymy na siebie jak na równorzędnych uczestników tego kręgu, nie stojących ani niżej, ani wyżej od innych tworów Boga. W naszej kulturze nie ma hierarchii, nawet gatunków, ponieważ krąg nie ma początku ani końca. Wszystkie stworzenia występują razem, każde na swój sposób, aby zachować całość kręgu.
Gdy grupa Indian formuje krąg do modlitwy, wszyscy wiedzą, że już sam krąg jest modlitwą. Nie padło jeszcze ani jedno słowo (są obrzędy, w których nie trzeba nic mówić), ale sam fizyczny przejaw naszej postawy już wyraził naszą modlitwę i głęboką troskę o cały stworzony świat.
Narody Lakotów i Dakotów mają zwrot używany we wszystkich modlitwach, który trafnie oddaje tubylcze poczucie bycia pośrodku stworzonego świata. Zwrot Mitakuye Oyasin [wym. mitakuje ojaszin] ma wiele warstw znaczeniowych. Człowiek modli się oczywiście za swych bliskich krewnych - ciotki, kuzynów, dzieci, czy dziadków. Jednak pokrewieństwo może dotyczyć także innych członków plemienia, a nawet wszystkich Indian.
Jednocześnie zwrot ten obejmuje wszystkie istoty ludzkie, czyli wszystkich dwunożnych jako krewnych, a powiększony krąg nie kończy się jeszcze w tym miejscu. Każdy Lakota odmawiający tę modlitwę wie, że nasi krewni to wszystkie stworzenia czworonożne, skrzydlate i inne żyjące na Matce Ziemi. Pewien nauczyciel Lakota zasugerował, że lepsze tłumaczenie Mitakuye Oyasin brzmiałoby: Za wszystkie rzeczy nade mną i pode mną, i wokół mnie; to jest, za wszystko, z czym jestem spokrewniony.
Pytanie, jakie indiańskie kultury stawiają ludom chrześcijańskim, szczególnie tym z Europy i Ameryki Północnej, brzmi: Jak można szanować drzewo, skałę, zwierzęta czy wreszcie istoty ludzkie w komercyjno-przemysłowym świecie, który wyłonił się ze współczesności i teraz grozi całemu Stworzeniu postmodernistyczną zagładą? W jaki rodzaj wzajemności jesteśmy zaangażowani, w jaki będziemy? Co zwrócimy Ziemi, gdy wytniemy las czy wyeksploatujemy kopalnię, zostawiając za sobą metr po metrze całkowicie gołą ziemię?
To samo pytanie, postawione w kategoriach ludzkiej sprawiedliwości, zabrzmi może jeszcze bardziej boleśnie: gdzie wzajemność, gdzie zachowanie kosmicznej równowagi z szacunkiem do tych, którzy cierpią różne rodzaje ucisku w naszym współczesnym świecie: Murzyni w południowej Afryce, Palestyńczycy, Tamilowie w Sri Lance czy ludy plemienne w Ameryce Łacińskiej?
Podobnie jak wiele innych ludów Trzeciego i Czwartego Świata, także i ja martwiłem się, że rosnąca troska i świadomość kryzysu ekologicznego, dotykającego cały stworzony świat, mogły (i często to robiły) odrywać ludzi o wrażliwym sumieniu od ich świadomości i zaangażowania w sprawy sprawiedliwości i wolności. Na przykład, troska o przeżycie ryb w górskich jeziorach, zanieczyszczonych kwaśnymi deszczami jest z pewnością szlachetna. Jednak, gdy odrywa to naszą uwagę od codziennych cierpień Czarnych w południowej Afryce, stajemy się uczestnikami ucisku dotykającego naszych braci i siostry poprzez terror apartheidu.
Ze swej strony, muszę nieustannie przypominać dobrym chrześcijanom w Ameryce Północnej o trwającym ucisku Indian amerykańskich: sześćdziesiąt procent bezrobocia, zdewastowane kultury, grabież ziem i największa ofiara: choroby i słabowitość owocujące przerażającą statystyką średniej długości życia zaledwie 46 lat. Potrzeba sprawiedliwości, potrzeba kościołów, które ogłoszą dobrą nowinę biednym i uciśnionym jest naprawdę wielka, nawet pośrodku północnoamerykańskiego dobrobytu.
Indiańskie rozumienie Tworzenia jako świętości, Matki Ziemi jako źródła całego życia, wykracza daleko poza świadomość takich instytucji jak Sierra Club czy Greenpeace. Znaczy więcej niż troska o foki czy parę uwięzionych w lodzie wielorybów. Obejmuje ono całe życie, od drzew i skał do stosunków międzynarodowych. Wiedza ta jest natchnieniem dla wszystkich działań społecznych, od polowań i tańców po pisanie wielkich petycji, czy kierowanie rządowymi agendami.
W szczególności dotyczy to sposobu, w jaki ze sobą żyjemy. Siłą rzeczy wiąże się to ze sprawami sprawiedliwości i uczciwości, a wreszcie pokoju.
Indianie doświadczyli i dalej doświadczają niekończącego się ucisku w rezultacie tego, co można nazwać barbarzyńską inwazją na Amerykę. Podejrzewamy, że ucisk, którego doświadczyliśmy, jest ściśle związany ze sposobem, w jaki imigranci modlą się i rozumieją Tworzenie oraz swój stosunek do stworzonego świata i Stwórcy.
Co więcej, sądzimy, że chciwość, która była powodem usunięcia wszystkich ludów tubylczych z ziem ich duchowych korzeni jest tą samą chciwością, która teraz zagraża przyszłości Ziemi oraz jest nieustannym źródłem ucisku tak wielu ludzi. Bez względu na to, czy są to opowieści, które opowiadają imigranci, czy teologie, które rozwijają, aby je zinterpretować, ludom indiańskim wydaje się to złe.
Indianie nie tylko wytrwale opowiadają opowieści, śpiewają pieśni, odmawiają modlitwy i odprawiają obrzędy, których korzenie sięgają głęboko w Matkę Ziemię, ale są na tyle zuchwali aby myśleć, że ich opowieści i sposoby wyrażania szacunku wobec stworzonego świata, któregoś dnia pokonają imigrantów i ich zmienią. Zdaje się, że tubylcze ludy Ameryki mają we krwi optymizm i cierpliwość bez granic.
Mitakuye Oyasin! Za wszystkich moich krewnych!"
http://www.indianie.eco.pl/litera/mitakuye.htm