poniedziałek, 16 grudnia 2013

Hymn do Ptaka Grzmotu


Hymn do Ptaka Grzmotu  (Nawahowie)

W Tsegihi, 
W domu postawionym ze świtu, 
w domu postawionym ze zmierzchu, 
w domu postawionym z posępnej chmury, 
w domu postawionym z deszczu i mgły, z pyłku kwiatów, z szarańczy 
gdzie czarna mgła przesłania wejście 
— do ścieżki prowadzi tam tęcza 
gdzie na szczycie, wysoko, zygzaki błyskawic, 
o, bóstwo w pełni męskich sił! 
Zejdź ku nam w mokasynach z czarnych chmur, 
zejdź ku nam w nagolennikach, w koszuli, z włosami z czarnych chmur, 
zejdź ku nam z myślą owitą w czarne chmury. 
Zleć ku nam z posępnym grzmotem ponad nami, 
zleć ku nam z chmurą, co powstała u twych stóp, 
zleć ku nam z ciemnością, co powstała z czarnej chmury na twej głowie, 
z zygzakami błyskawic, co tam w górze huczą na twej głowie, 
zleć ku nam z tęczą, co tam w górze rozwieszona na twej głowie, 
z ciemnością, co powstała z czarnych chmur na twych skrzydłach, 
zleć ku nam z odległą ciemnością, co powstała z deszczu i mgły na krańcach twych skrzydeł, 
zleć ku nam z zygzakami błyskawic, z tęczą rozwieszoną tam w górze na krańcach twych skrzydeł. 
Zejdź ku nam z bliską już ciemnością, co powstała z czarnych chmur, z deszczu i mgły. 
Zejdź ku nam z ciemnością na ziemi. 
Oto pragnę, żeby się woda spieniła nad korzonkami wysokiego zboża. 
Na twoją cześć złożyłem ofiarę, 
dla ciebie przygotowałem ogień, który płonie. 
O, pokrzep moje stopy, 
pokrzep moje członki, moje ciało, mojego ducha, mój głos, pokrzep je. 
Oddal dzisiaj ode mnie swój urok, 
oddal ode mnie swój urok. 
Wziąłeś go daleko ode mnie, 
już wyrwany jest ze mnie, 
zaniosłeś go daleko ode mnie. 
Na szczęście ozdrowiałem, 
na szczęście odzyskuję rześkość, 
moje oczy odzyskują siłę, 
do głowy napływa mi rześkość, 
nowa: siła zwraca mym członkom życie, 
słyszę nowymi uszami. 
Na szczęście urok oddalony ode mnie, 
na szczęście idę, idę wolny od udręk, idę 
z światłem w sercu, idę radosny. 
Chcę obfitości posępnych chmur, 
chcę obfitości traw, 
obfitości kwiatowych pyłków, obfitości rosy. 
Oby na szczęście biała pszenica 
szła z tobą aż po krańce ziemi, 
oby na szczęście piękna żółta pszenica, 
piękna niebieska pszenica wszelkich odmian, 
rośliny wszelkich rodzajów, dobra i drogocenności wszelkich rodzajów 
szły z tobą aż po krańce ziemi. 
Oby na szczęście ci towarzyszyły przed tobą, 
za tobą, pod tobą, nad tobą, wokół ciebie, oby ci towarzyszyły na szczęście. 
Obyś tak mógł wypełnić swoje dzieło. 
Wtedy szczęśliwy starzec obróci ku tobie wzrok, 
szczęśliwa stara kobieta będzie na ciebie patrzeć, 
młodzieńcy i dziewczęta będą na ciebie patrzeć, 
dzieci będą na ciebie patrzeć, 
wodzowie będą na ciebie patrzeć, 
szczęśliwi obrócą ku tobie wzrok rozchodząc się na wszystkie strony, 
szczęśliwi będą na ciebie patrzeć zbliżając się do nowych domów. 
Niech ścieżką pokoju wiodą drogi z ich domów, 
niech wszyscy wrócą szczęśliwie. 
Idę w błogości, 
z błogością przede mną, tak idę, 
z błogością za mną, idę, 
z błogością nade mną i dokoła mnie, idę. 
Skończyło się wszystko na błogości, skończyło 
się wszystko na błogości! 

Przedruk za: Stolarek Zbigniew [wybór i przekład]: „Czerwone oczy maski. Murzyńskie, eskimoskie, indiańskie, polinezyjskie teksty poetyckie”; Wydawnictwo „Iskry”, Warszawa 1962 r.