czwartek, 25 kwietnia 2013

Legendy Indian LENIWY KRÓLIK


Legenda Indian Algonquin

W Dawnych Czasach, królik Ableegumooch był leśnym przewodnikiem Glooscapa, który pomagał wędrowcom zagubionym w kniei. Jednakże, z biegiem czasu, ludzie i zwierzęta nauczyli się znajdować swoje własne ścieżki w lesie i nie potrzebowali więcej usług królika.
Ableegumooch stał się tłusty i leniwy. Gdy coś było łatwe i zabane do zrobienia, robił to. Jeśli natomiast było to trudne i męczące, nawet się za to nie zabierał. Ale tak postępując, nie da się zapełnić wigwamu jedzeniem.
Często, biedna stara Noogumee (słowo wyrażające szacunek wśród Indian dla jakiejś starszej kobiety), jego babcia, z którą żył, musiała polować by zdobyć jedzenie, inaczej by głodowali. Obojętnie jak często go beształa, Ableegumooch nie chciał zmienić swojego postępowania.
Glooscap, daleko, w swej chacie w Blomidon, widział, że królik stał się całkowicie bezużytecznym stworzeniem. Musi zostać ostrzeżony przeciw niebezpieczeństwu jakie niesie ze sobą lenistwo. Nie tracąc czasu, Glooscap wyszedł z chaty i poszedł na plażę, robiąc przy tym tylko trzy ogromne kroki. Tam spuścił na wodę swoje kanu i powiosłował przez Zatyokę Fundy ku brzegom blisko domu królika.
Był piękny i jasny ranek, powietrze było chłodne o posmaku soli, jak to zawsze w Nadmorskich Prowincjach. Niebawem przykicał królik, śpiewać jak lekkoduch:

"Oto śliczny dzień, by nic nie robić, kompletnie nic, przez cały dzień!"

Nie zwracał żadnej uwagi na smaczne korzonki i jagody, które mógłby zebrać na obiadu. O wiele bardziej wolał przyglądać się, jak pracują inni. Był tam Miko, wiewiórka, pędzący w górę dużego klonu, którego policzki wydęły się od zgromadzonych w nich orzechów, zatrzymując tylko na chwilę, by zbesztać Ableegumooch, że podchodzi zbyt blisko jego magazynu.
Był też Mechipchamooech, pszczoła, zajęta zbieraniem miodu dla swojego ula z nawłoci [rodzaj roślin z rodziny astrowatych – przyp. Tłum.]. I była też Teetees, niebieska sójka, łapiąc latające robaki dla swojej rodziny w gnieździe, w dużej sośnie. To wszystko było tak interesujące, że Ableegumooch zatrzymał się obok okazałego drzewa jodły, by nacieszyć się tą sceną. Nagle, tuż za sobą, usłyszał głos.
"Ableegumooch, ostrożnie!"
Królik podskoczył i odwrócił się, ale za plecami nikogo nie było. Głos znów się odezwał, tym razem tuż nad jego głową.
"Uważaj na siebie, Ableegumooch, albo twoje lenistwo przyniesie cią ból i smutek."
Królik spojrzał w górę i zobaczył, że jodła trzęsie się niczym liść podczas burzy, mimo, że ni było wiatru. Przestraszony dowcipem zaczął biec, i biegł póki nie dotarł bezpiecznie do domu, gdzie opowiedział babci co mu się przydarzyło.
"Glooscap dał ci ostrzeżenie," powiedziała babcia. "Lepiej go posłuchaj, wnuku, albo będzie ci przykro."
Nogi królika nadal drżały ze strachu i wysiłku, ale natychmiast obiecał, że będzie na siebie uważał, by w przyszłości nie być tak leniwym. I naprawdę, przez krótki czas był pracowity, gromadził jedzenie utrzymując wigwam dobrze zaopatrzonym. Ale, kiedy nadeszła jesień, znów się rozleniwił i wrócił do swego dawnego postępowania.

"Oto śliczny dzień, by nic nie robić, kompletnie nic, przez cały dzień!"

Tak zaśpiewał Ableegumooch, gdy przechadzał się pośród jesiennych drzew. Noogumee błagała go, beształa i apelowała do niego, ale on nadal spędzić więcej czasu na odwiedzaniu sąsiadów niż na gromadzeniu jedzenia. Pewnego dnia, gdy nadeszła już zima, przoszedł do wigwamu wydra Keoonika. Keoonik grzecznie poprosił go, by zjadł obiad, a królik natychmiast się zgodził. Keoonik zwrócił się do starszej swego domu w swej plemiennej gwarze:
"Noogumee, przygotuj posiłek."
Potem wziął kilka haczyków na ryby i odszedł, królik poskakał za nim, ciekawy, co takiego będzie on robił. Keoonik usiadł na zaśnieżonym brzegu rzeki i ześliznął się w dół po lodowej ślizgawce wprost do wody. Po chwili pojawił się ponownie ze sznurem węgorzy, które on zaniósł swojej babci, a ona natychmiast usmażyła je na obiad.
"Łaskawca!" pomyślał Ableegumooch. "Toż to takim łatwy sposób, by utrzymać się przy życiu. Ja także mogę zrobić tak jak Keoonik," i poprosił wydrę, by była jego obiadowym gościem nazajutrz. Potem pospieszył do domu.
"Chodź", powiedział do babci, "musimy wyjść z domu i pójść nad rzekę." I pomimo wszystkiego co by babcia nie powiedziała, nalegał by raz dwa poszli. Noogumee przypomniał mu, że w wigwam nie ma jedzenia i powinien pójść go poszukać, ale Ableegumooch nie zwracał na to żadnej uwagi. Był zajętym robieniem ślizgawki takiej, jaką miał Keoonik. Było zimno, więc wszystko, co on musiał zrobić to rozlać na brzegu rozpuszczony śnieg, który wkrótce zamarzł i tak powstała ślizgawka. Nazajutrz, bardzo wcześnie przybył gość. Gdy nadszedł czas obiadu, Ableegumooch powiedział do babci:
"Noogumee, przygotuj posiłek."
" Nie mam czego przygotowywać," powiedziała ze smutkiem babcia.
"Och, przecież widzę," powiedział królik z pewnym siebie uśmieszkiem i usiadł na szczycie ślizgawki, by zacząć łowienie. Kiedy spróbował się odepchnąć, zorientował się, że to nie było takie łatwe. Jego sierść była szorstka, opasła i suchy, nie taka gładka i śliska jak u wydry. Musiał się pokręcić i odpychać piętami, aż się ześliznął i zanurkował do wody. Zimno całkiem odebrało mu oddech i nagle przypomniał sobie, że nie umie pływać. Walcząc z żywiołem i piszcząc, miał już dosyć rybołówstwa, przez to, że był bliski utonięcia.
"Co u licha się nim dzieje?" Keoonik spytał babcię.
" Przypuszczam, że widział, jak ktoś inny to robił," westchnęła Noogumee "i pomyślał, że też tak może zrobić."
Keoonik pomógł wyjść z wody zmarzniętemu, na pół utopionemu królikowi i jako, że nie było co jeść, poszedł do domu głodny i , odkąd nie było niczego, by zjeść, poszło do domu głodny i oburzony.
Ale jeśli sądzicie, że ta zimna kąpiel wyleczyła Ableegumoocha z lenistwa, to się grubo mylicie. Nazajutrz, gdy bezczynnie biegał po lesie, wstąpił do domostwa samiczek dzięcioła. Był bardzo zachwycony gdy dzięcioły zaprosiły go na obiad.
Patrzył niecierpliwie, by zobaczyć skąd one biorą jedzenie.
Jeden z dzięciołów wziął talerz, podleciał ku koronie starego buka i szybko zebrał zapas jedzenia, które zostało ugotowane i umieszczone przed królikiem.
"Ojejej!" pomyślał Ableegumooch. "Z jaką łatwością inni potrafią przeżyć. Co ma mnie powstrzymać od zrobienia tego samego?" I powiedział dzięciołom, że oni muszą przyjść do niego na obiad.
Następnego dnia dzięcioły przyszły do chatki królika, a wtedy Ableegumooch powiedział do babci:
"Noogumee, przygotuj posiłek."
"Ty głupi króliku", powiedziała ona, "nie ma nic, co by można przygotować."
"Rozpal ogień", powiedział doniośle królik, "Ja dopilnuję reszty."
Wziął kamienny grot od włóczni na węgorze, który przymocował sobie do głowy jako imitację dzięciolego dzioba, potem wszedł na drzewo i zaczął uderzać swoją głową w pień. Wkrótce głowa była potłuczona i krwawiąca, a królik nie mogąc się dłużej utrzymać, spadł na ziemię z głuchym łoskotem. Dzięcioły nie mogłyby powstrzymać się od śmiechu.
"Litości, a cóż on robił tam na górze?"
"Przypuszczam, że widział, jak ktoś inny to robi," powiedziała Noogumee, potrząsając głową, "i pomyślał, że i on może tak samo." Poradziła im, by poszli do domu, gdyż w tym dniu żadnego jedzenia nie będzie.
Będąc tak potłuczonym, zapewne pomyślicie, że królik się czegoś nauczył? Niestety, nazajutrz, czy też po dwóch dniach, królik próżnował w lesie jak to bywało wcześniej, gdy spotkał niedźwiedzia Mooina, który zaprosił go na obiad. Już od samego wejścia królik był pod ogromnym wrażeniem tego, jak niedźwiedź zdobył swój posiłek. Mooin wziął ostry nóż i uciął małe kawałki mięsa tuż przy swoich stopach. Potem umieścił je w kociołku na ogniu i po krótkim czasie cieszyli się przepysznym posiłkiem.
"To musi być najłatwiejszy ze wszystkich sposób zdobywania pokarmu na obiad," zdumiał się Ableegumooch i poprosił Mooina by przyszedł nazajutrz do niego na obiad. Tylko, że królik nie wiedział, że niedźwiedzie przechowują jedzenie na swoich stopach. Depczą łapami dojrzałe jagody, a gdy ich miąższ zaschnie, odcinają to by następnie zjeść. Głupi królik myślał, że Mooin odciął kawałki mięsa ze swoich łap!
W wyznaczonym czasie, Ableegumooch nakazał babce przygotować posiłek, a gdy ona powiedziała, że nie ma niczego, co mogłaby przygotować, on nakazał jej przygotować kociołek a on zrobi resztę. Następnie wziął kamienny nóż i zaczął ciąć swoje stopy jak to widział, w wykonaniu Mooina. Ale och mój Boże, jakże to zabolało. Bolało straszliwie! Ze łzami płynącymi po policzkach, ciął dalej i ciął, najpierw jedną potem drugą stopę. Niedźwiedź Mooin strasznie się zdumiał.
"Co do licha on próbuje zrobić?" spytał.
Noogumee potrząsnęła z przerażeniem głową.
"Ciągle to samo. Zobaczył, jak ktoś coś robi, i próbuje zrobić to samo."
"Cóż!" powiedział rozdrażniony Mooin, "Nie ma nic bardziej obraźliwego, niż zostać zaproszonym na obiad, na którym nie ma niczego dso jedzenia. Problem jest tylko jeden – królik jest bardzo leniwy!" i naburmuszony poszedł do domu.
Wtedy w końcu, Ableegumooch, opatrujący swoje poranione łapy, przypomniał sobie słowa Glooscapa. Natychmiast do niego dotarło jakim był głupcem.
"Ojej!" on powiedział. "Moje sposoby zdobywania jedzenia są trudne, ale inni mają jeszcze gorzej. W przyszłości będę trzymał się własnych sposobów," i tak zrobił.
Od tamtego czasu, wigwam Ableegumoocha i jego babcia zawsze był dobrze zaopatrzony w jedzenie, zimą i latem i, chociaż nadal cicho zaśpiewał, to słowa jego piosenki uległy zmianie:

"Najmądrzejszą rzeczą jest mieć ciągle zajęcie, zajęcie!"

Daleko w Blomidon, Glooscap widząc, że głupi królik w końcu zmądrzał, przypalił sobie fajkę i pykał ją z zadowoleniem.