niedziela, 30 czerwca 2013
piątek, 28 czerwca 2013
czwartek, 27 czerwca 2013
Legendy Indian KOBIETA NIEDŹWIEDZIA SKÓRA
Legenda Indian Algonkinów
W pewnej rodzinie żyło kiedyś 9–cioro dzieci:
7-mioro chłopców i 2-wie dziewczynki. Gdy sześciu najstarszych chłopców przebywało na wojennej wyprawie, starsza siostra, która nazywała się Niedźwiedzia Skóra poślubiła niedźwiedzia grizzly. Ojciec dziewczyny gdy dowiedział się o tym rozgniewał się bardzo. Zebrał przyjaciół, udał się do pieczary i zabił niedźwiedzia. Dziewczyna na wieść o śmierci swojego małżonka odcięła kawałek jego skóry i sporządziła z niego amulet. Z pomocą jego czarodziejskiej mocy przemieniła się w niedźwiedzicę grizzly. Popędziła do obozu i pozabijała wszystkich ludzi, nawet swego ojca
i matkę. Oszczędziła tylko młodszego brata Okinaia i siostrę Sinopę. Potem przyjęła znów swą pierwotną postać i wróciła do szałasu gdzie siedziało przerażone rodzeństwo.
Po kilku dniach Sinopa spotkała nad rzeką
swoich 6-ciu braci. Opowiedziała im co wydarzyło się podczas ich nieobecności. Bracia uspokoili ją i poprosili by zebrała dużą ilość ostowych kolcy. Miała je w nocy rozrzucić wkoło szałasu, zostawiając tylko jej znaną wąską ścieżkę. W ciemnościach nocy Okinai i Sinopa wypełzneli z szałasu i ostrożnie przeszli wąską ścieżką tak aby nie nadepnąć na oset. Wkrótce spotkali się z resztą braci. Kobieta
usłyszała jednak jak rodzeństwo opuszczało
szałas i wyszła za nimi na zewnątrz. Gdy nadepnęła na oset zawyła z bólu i wściekłości. Przemieniając się w niedźwiedzia pogoniła za rodzeństwem. Okinai wystrzelił strzałę by powstrzymać kobietę ale ona już ich doganiała. Wtedy chłopiec machając magicznymi piórami spowodował, że na ścieżce wyrosły gęste krzaki. Kobieta-grizzly pokonała je jednak szybko i znów ich doganiała. Okinai wyczarował na drodze niedźwiedzia wielkie jezioro ale i ono zostało szybko pokonane. Teraz Okinai stworzył olbrzymie drzewo, na którym schronili się uciekinierzy. Kobieta-grizzly próbowała dosięgnąć 4-ch braci siedzących trochę niżej ale Okinai wystrzelił strzałę z Sinopą w niebo a następnie sześć strzał z braćmi. Sam poszybował jako ostatni.
I tak rodzeństwo znalazło się wśród gwiazd tworząc nową konstelację gwiazd znaną jako Wielka Niedźwiedzica. Dziś można ich oglądać w stałym układzie: trzech braci i Sinopa wyżej oraz czterej bracia niżej w pozycji w jakiej znajdowali się na drzewie gdy próbowała ich dosięgnąć kobieta- niedźwiedzica.
środa, 26 czerwca 2013
WIERZENIA INDIAN - BIAŁE BIZONY
Inaczej niż Teton Dakota i Wrony, Assiniboini jak się wydaje, nie posiadali ostatnio żadnego opracowanego szczegółowo obrzędu związanego z zabiciem bizona albinosa. Myśliwy, który upolował takie zwierzę, zaledwie powstrzymywał się od jedzenia jego mięsa, a skórę ofiarowywał wodzowi, który rekompensował mu to jakimś drogocennym prezentem, jak chociażby koniem. Obdarowany skórą robił z niej okrycie i nosił jako szatę. Nazywano go Pte – ska’ – ha – in’ (Szata Z Białego Bizona). Brak obrzędu mógł jednakowoż być spowodowany brakiem świętej fajki u Assiniboinów przez kilka ostatnich dziesięcioleci. Jeden z rozmówców przypomniał sobie wreszcie, że kiedyś Assiniboini starannie oskórowali upolowanego białego bizona, a skórę ofiarowali wodzowi Gros Ventre, jako temu, który posiadał świętą fajkę. Ofiarodawca otrzymał od niego najlepszego konia jako wynagrodzenie. Żony wodza, po udekorowaniu jej, pomalowały ja na żółto i skóra została ofiarowana Słońcu.
http://assiniboine.republika.pl/assiniboin/religia.htm
wtorek, 25 czerwca 2013
Bitwa nad Little Bighorn oczami Indian
Bitwa nad Little Bighorn oczami jednego z wodzów Lakotów Czerwonego Konia (naocznego świadka i uczestnika wydarzeń)
Pięć wiosen temu, wraz z wieloma Siouxami spakowaliśmy nasze tipi i przenieśliśmy się z nad rzeki Cheyenne w pobliże rzeki Rosebud, gdzie rozbiliśmy obóz na kilka dni, a następnie ponownie spakowaliśmy namioty i ruszyliśmy nad rzekę Little Bighorn aby połączyć się z dużym obozem Indian Sioux.
Siouxowie obozowali nad rzeką Little Bighorn w następujący sposób: namioty Siouxów Hunkpapa rozbito na najwyższej górze nad urwiskiem rzeki. Tipi Siouxów Santee rozbito jako następne. Tipi Siouxów Oglala zostały rozłożone obok. Namioty Siouxów Brule stały jako kolejne. Tipi Siouxów Minneconjou rozbito za Brule. Namioty Sans Arcs rozbili się obok. Indianie Blackfeet rozlokowani byli jako kolejni. Tipi Czejenów rozbito za Blackfeet. Było też trochę Indian z plemienia Arikara wśród Sioux (ale bez własnych tipi).
Byłem głównym Siouxem w radzie obozu. Mój namiot stał w centrum wioski. W dniu ataku wraz z czterema kobietami znajdowaliśmy się w niewielkiej odległości od obozu i kopaliśmy dziką rzepę. Nagle jedna z kobiet zwróciła mi uwagę na tuman kurzu, który wznosił się w niewielkiej odległości od obozu. Wkrótce zobaczyłem, że żołnierze atakowali obóz. Pobiegłem wraz z kobietami do wioski. Kiedy przybyłem ktoś powiedział mi abym udał się pospiesznie do rady obozu. Żołnierze zaatakowali tak szybko, że nie mogliśmy rozmawiać (Rada). Wyszliśmy z namiotu rady i ustaliliśmy wszystkie zalecenia. Siouxowie dosiądą koni, wezmą broń i rozpoczną walkę z żołnierzami. Kobiety i dzieci dosiądą koni i wydostaną się z wioski.
Wśród żołnierzy był pewien oficer, który jechał na koniu z czterema białymi stopami. [Ten oficer był ewidentnie kapitanem siódmego Półku Kawalerii.] Wielu odważnych ludzi Siouxów długo walczyło, jednak trzeba powiedzieć, że ten oficer był najdzielniejszym człowiekiem z jakim kiedykolwiek walczyli Siouxowie. Nie wiem, czy był to generał Custer, czy nie. Słyszałem jak wielu mężczyzn Siouxów mówiło "to był on". Wiele razy widziałem tego oficera w walce ale nie widziałem jego ciała. Mówiono, że został on zabity przez Indian Santee, którzy wzięli jego konia. Oficer ten miał na sobie duży kapelusz i skórzany płaszcz. Oficer ten uratował życie wielu żołnierzy, manewrując koniem i osłaniając odwrót. Siouxowie mówili, że oficer ten był najdzielniejszym człowiekiem, z którym kiedykolwiek walczyli. Widziałem dwóch podobnie wyglądających oficerów, obaj mieli długie żółtawe włosy.
Przed atakiem Siouxowie obozowali nad rzeką Rosebud. Następnie przesunęli się w dół rzeki płynącej do rzeki Little Bighorn, przekroczyli rzekę Little Bighorn, i rozbili obóz na zachodnim jej brzegu.
poniedziałek, 24 czerwca 2013
słowa Indian - indiańskie cytaty
Jak mawiają nauczyciele, istnieje tylko jedno,
co łączy wszystkich ludzi.
To ich samotność.
Żadne dwie osoby na powierzchni ziemi
nie są bardziej sobie równe, jak w ich samotności.
To jest podstawa naszego rozwoju,
ale również powodem naszych wojen.
Miłość, nienawiść, zawiść i wielkoduszność
są wymieszane w naszej samotności,
z życzeniem potrzeby i bycia kochanymi.
Jedyną drogą do pokonania samotności,
jest działanie.
Jedynie na tej drodze możemy się nauczyć,
być całością.
Bóg jest teraźniejszością tej całości.
niedziela, 23 czerwca 2013
sobota, 22 czerwca 2013
TANIEC INDIAN, NIEKTÓRE Z TAŃCY NA POW - WOW
1. TANIEC TYKWY (GOURD DANCE)
Taniec Tykwy jest jednym z najstarszych tańców, tańczonych podczas Pow-Wow. Swój rodowód wywodzi z tradycji takich narodów jak Kiowa i Komancze. Taniec ten jest tańczony na Pow-Wow odbywających się na południu USA (Oklahoma, Teksas, Arizona) oraz na wielkich, ogólnoplemiennych Pow-Wow, takich jak np. Gathering Of Nations. W tańcu tym mogą brać udział jedynie tancerze należący do Stowarzyszenia Tańca Tykwy (w stowarzyszeniu tym mogą być zarówno mężczyźni jak i kobiety). Regalia wykorzystywane do tego tańca to: koszula z długimi rękawami, szarfa lub kamizelka[1], grzechotka. W samym tańcu regalia nie są obowiązkowe, często zdarza się tak, że tańcząca go osoba nie ma żadnych regalii, ale fakt, że jest członkiem tego stowarzyszenia, pozwala jej na taniec.
Taniec Tykwy tańczony jest przed Grand Entry. W samym centrum Areny ustawia się bęben, wokół którego siadają pieśniarze, natomiast tancerze ustawiają się w wielkim kręgu na zewnętrznym obwodzie Areny. Taniec jest bardzo prosty. Gdy kapela rozpoczyna uderzać w bęben, tancerze w ten sam rytm grzechoczą swoimi grzechotkami. W tym też czasie tancerze rozpoczynają tańczyć. Ruchy są bardzo proste i polegają na równomiernym uginaniu kolan, stopy cały czas dotykają ziemi. W pewnym momencie tancerze zaczynają w takt muzyki poruszać się do przodu, następnie zatrzymują się i znów się kołysają, by po pewnym czasie wrócić na swoje miejsce tańcząc do tyłu. Podczas całego tańca cały czas grzechocze się grzechotkami. Taki taniec składa się z trzech lub czterech pieśni.
2. TANIEC DYMU (SMOKE DANCE)
Taniec Dymu, wywodzi się z rejonu Wielkich Jezior i w dawnych czasach tańczony był tylko i wyłącznie przez mężczyzn, ponieważ był to taniec wojenny. Swą nazwę zawdzięcza dość szybkiemu tempu i temu, że tańczący ten taniec wzniecali bardzo dużo pyłu i wyglądało to tak jakby tańczyli w dymie.
Na obecny Taniec Dymu składa się kilka tańców:
a) wspólne wejście tancerzy i tancerek w rzędzie na arenę,
b) taniec kobiet,
c) taniec mężczyzn,
d) taniec kobiet i mężczyzn
Nie ma określonych kroków tanecznych do tego tańca, a jedynie od tancerzy wymaga się by tańczyli z arogancją i dumą a od tancerek by tańczyły z gracją. Nie są również wymagane określone regalia, chociaż w kilku miejscach spotkałem się by stroje używane do tego tańca były wykonane wg standardów sztuki irokezkiej.
Od niedawna i w tym tańcu przeprowadzane są zawody.
3. ROUND DANCE
Taniec Round Dance, jak sama nazwa wskazuje, jest tańcem tańczonym w okręgu. Polega on na tym, że wszyscy trzymając się za ręce, tańczą razem. Często w tym tańcu tworzone są tzw. „wężyki”. Taniec ten zazwyczaj prowadzony jest przez Głównego Tancerza, jednak nie jest to obligatoryjne.
Round Dance pochodzi z tradycji Północnych Wielkich Równin, w związku z czym muzyka do nich wykonywana jest właśnie w tym stylu[2].
4. TANIEC TWO STEP
Taniec Two Step, jest południowym odpowiednikiem tańca Round Dance. Różnica pomiędzy tym tańcem, a poprzednim polega na tym, że ten taniec tańczony jest w parach, inny jest też rytm do tego tańca. Obecnie w tym tańcu przeprowadzane są również konkurencje.
5. TANIEC DRUŻYNOWY (TEAM DANCE)
Taniec drużynowy, polega na tym, że kilku tancerzy jednego stylu, np. tradycyjni w grupie prezentują pewien układ taneczny.
6. TANIEC WETERANÓW WOJEN
Jest to bardzo ważny taniec, dla całej społeczności Rdzennych Amerykanów. W tańcu tym mogą brać udział jedynie weterani wojen (np. wojny koreańskiej, wietnamskiej, uczestników „Pustynnej Burzy”, wojny w Afganistanie czy też ostatnio również interwencji w Iraku). Jak wspominał Ben Black Bear : „Zabierali młodych mężczyzn na wojnę , więc wzięli młodzieńca , który nadawał się do wszystkiego . Jego serce było dobre, jego myśli były dobre. Oto jakich ludzi wysyłali do walki. I ci młodzieńcy byli kochani. Byli lubiani i wysoko poważani. I to dla nich śpiewa się te pieśni. To pieśni honorujące (...). Śpiewane głównie na żądanie krewnych weteranów lub grupy weteranów (...), traktują o odwadze i wytrwałości w stawianiu czoła wrogowi. (...). Osoba, której dedykowana jest pieśń wraz z krewnymi, zwykle rozdaje rzeczy pod koniec wykonania. Mężczyźni zawsze zdejmują podczas tych pieśni kapelusze”.
7. CEREMONIA GIVE AWAY
Jest to obok Tańców Weteranów, następna ceremonia mająca swoje korzenie w bogatej tradycji Rdzennych Amerykanów. Ceremonia ta jest przeważnie organizowana przez grupę osób, np. rodzinę chorej osoby, a celem tego tańca jest zebranie jakichś funduszy na określony cel. Do tej ceremonii śpiewane są określone pieśni. Zazwyczaj wygląda ona w ten sposób, że pewne osoby wychodzą na środek Areny i informują o celu zorganizowania Give Away. Wtedy ludzie oglądający ten taniec mogą poprzez jakiś datek dołączyć do grupy tańczącej. Jest to jeden ze sposobów tańczenia tego tańca.
Jest jeszcze inna forma tańczenia Give Away. Często kilku dobrych tancerzy wychodzi na Arenę i oznajmia, że pragną zatańczyć w jakiejś intencji, np. szybkiego wyzdrowienia. Tancerze wtedy tańczą, a publiczność podchodząc do tancerza kładą na ziemi jakiś datek, najczęściej pieniądze.
8. TANIEC INTERTRIBLE.
Ostatnią grupą tańców wykonywanych podczas Pow-Wow, są tak zwane tańce Intertrible, w których wziąć udział mogą wszyscy, zarówno tancerze jak i widzowie. Warto jednak tutaj zaznaczyć, że podczas tego tańca każdy powinien tańczyć z godnością i sensownym umiarem i nie jest mile widzianym, kiedy widz w tańcu Intertrible wykonuje np. figury z tańca fantazyjnego.
piątek, 21 czerwca 2013
czwartek, 20 czerwca 2013
LlEGENDY INDIAN: NOSICIEL CHMUR I NARÓD GWIAZD
Legenda Indian Algonkinów
Nad brzegami jeziora Huron żył ze swoimi
rodzicami piękny młodzieniec. Starzy rodzice byli bardzo dumni z syna i chcieli aby został dzielnym wojownikiem. Gdy był starszy nadszedł czas by zebrał zioła do swojego leczniczego zawiniątka. Poszedł więc do lasu poszukać potrzebnych roślin. Podczas poszukiwań zmęczył się, położył się więc
i zasnął. Usłyszał wtedy jak ktoś pięknym głosem szeptał do niego:
- Nosicielu Chmur, przybywam do ciebie aby
cię zabrać. Chodź ze mną –
Młodzieniec poderwał się.
- Śniło mi się. To było urojenie – mruknął, ale
ujrzał przed sobą istotę, która do niego mówiła. Była to młoda dziewczyna o tak olśniewającej urodzie, że całkowicie zaślepiła Nosiciela Chmur.
- Chodź ze mną – rzekła znów i uniosła się do góry tak lekko jak puszek ostu. Zdumiony młodzieniec również uniósł się lekko do góry. Wznosili się coraz wyżej i wyżej, ponad wierzchołkami drzew aż do nieba. Wreszcie przez szeroki otwór wlecieli na sklepienie niebieskie. Wtedy Nosiciel Chmur zauważył, że znalazł się na ziemi Gwiezdnego Ludu, i że jego towarzyszka nie jest śmiertelnikiem.
Był tak oczarowany jej wdziękiem i urodą, że
poszedł za nią do jej wielkiej chaty. Dziewczyna poprosiła by wszedł. Nosiciel Chmur znalazł w środku broń i niezwykłe ozdoby ze srebra. Przechadzał się chwilę po chacie, podziwiał i chwalił wszystko co widział. Jego krew wojownika burzyła się na widok nadzwyczajnej broni. Nagle dziewczyna zawołała:
- Cicho! Mój brat nadchodzi! Ukryj się, szybko -
Młodzieniec przykucnął w kącie a dziewczyna
zakryła go kolorowym pledem. Ledwo to zrobiła, wkroczył dumnie, wyglądający srogo wojownik.
- Nemissa, moja kochana siostro – rzekł po chwili – czyż nie zabroniłem ci rozmawiać z ziemskimi ludźmi? Myślisz, że dobrze schowałaś tego młodzieńca? –
Odwrócił się od zarumienionej Nemissy i rzekł
wesoło do Nosiciela Chmur:
- Jak tam dłużej zostaniesz to zgłodniejesz.
Wychodź, porozmawiamy. –
Młodzieniec zrobił jak mu kazano. Brat Nemissy podarował mu fajkę i łuk ze strzałami. Dał mu również Nemissę za żonę i żyli razem długo i szczęśliwie.
środa, 19 czerwca 2013
WIERZENIA INDIAN - ŚWIĘTA FAJKA
Aby zilustrować szacunek, jakim obdarzali świętą fajkę (tcanun – ‘ba wakan) Indianie Równin, Assiniboin opowiedział mi następującą historię. Pewnego razu toczyła się bitwa pomiędzy Bloods a Assiniboin. Walczyli już przez dłuższy czas, gdy pewien Blood, mając przy sobie świętą fajkę podjechał do przodu. Któryś Assiniboin strzelił i zabił go oraz zabrał mu fajkę. Koń ofiary pokłusował z powrotem. Dookoła ciała było tak wielu Bloods, że Assiniboini nie mogli zaliczyć żadnego coup. Bloods usiedli w rzędzie koło ciała zabitego współplemieńca a do Assiniboinów, którzy ze względu na wyczerpanie się zapasów amunicji byli w tragicznej sytuacji, wysłali kobietę Assiniboin, swego czasu porwaną i wychowaną przez Bloods. „Blood deklarują” – powiedziała – „że jeżeli zwrócicie im fajkę, zakończą walkę i będziecie uratowani”. Assiniboini przedyskutowali to i postanowili ją oddać. Mężczyzna, który zdobył fajkę, wziął karabin i pojechał w kierunku wrogów. Gdy ci ujrzeli go, odłożyli broń i unieśli ręce na znak wdzięczności. Rozłożyli swe najlepsze koce i położyli na nich fajkę, krzycząc: „Ai!”, aby wyrazić swą wdzięczność i poprosili go, aby usiadł na kocach. Najbliżsi krewni zabitego nabili fajkę i podali Assiniboinowi, aby zapalił. Obeszła cały krąg a potem wyjęto cybuch i umieszczono w innej lulce. Wyłożyli swoje najlepsze koce, mokasyny, opaski i inne przedmioty; zapytali gościa czy Assiniboini mają amunicję i ofiarowali im spory zapas. Dali mu najlepszy karabin i poprosili, aby rozdzielił podarki między swych współplemieńców. Assiniboini mogli odjechać nienapastowani przez Bloods. „Gdy już będziecie dostatecznie daleko, zabierzemy swoich poległych i odjedziemy”. Assiniboin pojechał do swoich, przekazał wiadomość i rozdzielił prezenty. Kobieta – posłaniec miała podążać za nimi, aby poinformować Bloods, że znaleźli się już poza zasięgiem wzroku, tak, aby ci mogli zabrać ciała swoich zabitych. Assiniboini, dodał rozmówca, mieli swoją świętą fajkę w takim samym, wysokim poważaniu.
http://assiniboine.republika.pl/assiniboin/religia.htm
http://assiniboine.republika.pl/assiniboin/religia.htm
poniedziałek, 17 czerwca 2013
niedziela, 16 czerwca 2013
sobota, 15 czerwca 2013
WIERZENIA ASSINIBOINÓW
Zanikanie księżyca powodują małe szczury, pożerając go. Gdy zjedzą go całkowicie, po czterech latach rodzi się nowy księżyc.
Assiniboini, według De Smeta, obawiają się błędnych ogników i nietoperzy jako zwiastunów zła.
„Usługując nam kobiety przychodziły wcześnie, przynosząc wodę i opał. Mycie wydawało mi się wśród Osinipoilles religijną ceremonią i nigdy nie widziałem czegoś podobnego u innych Indian”.
Tęcza nazwana jest potrzaskiem deszczu.
Henry pisze, że na przyjęciach zanim poproszono do jedzenia, miano zwyczaj lamentować na część zmarłych.
Jeden z moich rozmówców był świadkiem zaćmienia słońca. Niektórzy Indianie krzyczeli: ”Strzelajmy w słońce, przestaje świecić!” – i strzelali. Zaćmienie uważane jest za znak zbliżającej się śmierci lub choroby. Wierzenie to odnotowuje także De Smet, który twierdzi, że strzelanie ma na celu zmuszenie do ucieczki wroga ”Pana Życia”.
Gdy kicha młody mężczyzna, jest to znak, że jego ukochana mówi o nim; odpowiednie wierzenie odnosi się do sytuacji gdy kicha młoda kobieta.
Utrzymują, że antylopy mogą zamieniać się w kobiety i wabić mężczyzn. Młodzi Indianie ostrzegani są przed zabawami z kobietami spotkanymi w lesie, na prerii nie jest to już tak niebezpieczne. Gdy młodzi mężczyźni polują na antylopy, lubią trzymać się razem.
De Smet twierdzi, że Assiniboini ofiarowali niedźwiedziowi ofiary i modły oraz urządzali uczty na jego część. Łeb niedźwiedzia często przechowywano w obozie przez kilka dni, umieszczony w odpowiedniej pozycji i udekorowany szkarłatnymi szmatkami oraz innymi ozdobami. „Potem ofiarowali mu kalumet i prosili, aby mogli zabijać każdego napotkanego niedźwiedzia, by mogli namaścić się jego wspaniałym tłuszczem i zjeść jego kruche mięso”.
Ten sam autor utrzymuje, że podobny szacunek okazywano wilkom i kojotom. „Większość kobiet nie włożyłaby stroju ze skóry wilka za żadną cenę”. Wycie kojota interpretowali szamani jako przepowiednię odwiedzin, napadu lub pojawienia się bizonów i Indianie często dostosowywali swoje działania do tych prognoz.
Przed piciem, wielu Assiniboinów zamaczało palec wskazujący prawej ręki w wodzie i spryskiwało ciecz w powietrze. Niektórzy mówią, że czyniono tak na rzecz zmarłych krewnych.
http://assiniboine.republika.pl/assiniboin/religia.htm
piątek, 14 czerwca 2013
czwartek, 13 czerwca 2013
Legendy Indian PAN MROŹNEJ POGODY
Legenda Indian Algonkinów
Lodowaty wiatr ostrzega gęsi przed nadchodzącą zimną porą roku. Jest znakiem by rozpoczęły przygotowania do podróży. Myśliwi Czarnych Stóp, plemienia z rodziny Algonkin by przetrwać ponure zimowe miesiące musieli mieć wystarczającą ilość żywności i ciepłą odzież.
Święta Wydra miał szczęście. Upolował kilka bizonów. Razem ze swym synem szybko i zwinnie zdejmował z nich skóry. Zajęci pracą nie zauważyli zbierających się nad nimi chmur, które zapowiadały nadciągającą burzę. Nagle chmury spadły w dół jak stado czarnych orłów i z groźnym rykiem zaatakował blizzard. Mężczyźni szukając schronienia przycupnęli za resztkami bizona ale Święta Wydra wiedział, że jeśli nie znajdą lepszego schronienia przed lodowatym wiatrem – zginą. Dlatego ze skóry bizona zrobił malutki szałas, do którego obaj
wpęłzneli. Pozwoliło im to przetrzymać gwałtowną zamieć a przyjemne ciepło panujące w środku spowodowało, że zapadli w drzemkę. Podczas snu Święta Wydra ujrzał w oddali wielkie tipi błyszczące jak złote promienie słoneczne. Na tipi namalowana była grupa gwiazd symbolizująca północ. Z drugiej,
przeciwnej strony czerwona tarcza słońca z
przymocowanym ogonem świętego bizona.
Brzegi namiotu przedstawiały lód a po bokach
namalowanych było wiele żółtych nóg z zielonymi pazurami symbolizującymi Ptaka Grzmotu. Jaskrawo czerwony bizon spoglądał w dół na wejście, przy którym przymocowany był pęk wronich piór z malutkim dzwoneczkiem. Dzwoneczek i pióra poruszały się na wietrze. Święta Wydra stał zdumiony przed tipi przyglądając się rysunkom, gdy nagle wystraszył go głos mówiący do niego:
- Kto tam chodzi koło mego tipi? Niech wejdzie! –
Święta Wydra zbliżył się i ujrzał siedzącego w tipi wielkiego białowłosego mężczyznę ubranego na biało. Indianin usiadł ale właściciel tipi nie patrzył na niego lecz obojętnie palił swą fajkę. Przed nim stał
gliniany ołtarz a na nim leżał jałowiec, taki jak zazwyczaj przy Ceremonii Słońca. Twarz mężczyzny pomalowana była na żółto a wokół ust i od oczu do uszów namalowaną miał czerwoną linię. Na piersi miał skórkę z norki, przepasany był wąskim paskiem ze skóry wydry. Przy każdej skórce miał dzwoneczek. Długą chwilę trwało milczenie ale w końcu mężczyzna odłożył swą czarną, kamienną fajkę i zwrócił się do Świętej Wydry z następującymi słowami:
- Jestem Es-tonea-pesta, Pan Mroźnej Pogody a to jest moje Śnieżne Tipi lub Żółty Szałas. Kontroluję i wysyłam zamiecie śnieżne oraz lodowate wiatry z północy. Jesteś tu, bo zlitowałem się nad tobą i twoim synem widząc jak radzicie sobie z blizzardem. Podaruję ci to Śnieżne Tipi z moimi symbolami, moim lekiem-woreczkiem tytoniu ze skórki norki, moją czarną kamienną fajkę i moją nadnaturalną moc. Po swoim powrocie do obozu zbuduj tipi podobne do tego. –
Później Pan Mroźnej Pogody dokładnie objaśnił
Świętej Wydrze symbole jakie ma namalować na tipi a także przynależne mu pieśni i ceremonie. W tym momencie Święta Wydra obudził się. Stwierdził, że wichura trochę przycichła i zrobiło się dość widno. Wypęłzneli ze swej kryjówki i brnąc w śniegu po pas udali się do obozu. Podczas długich, zimnych nocy
Święta Wydra robił swoje Śnieżne Tipi by gdy nadejdzie wiosna postawić je i pomalować tak
jak widział w swym śnie. Przygotował również zioła potrzebne do ceremonii. Jego moc znacznie wzrosła gdyż był posiadaczem tipi, które dał mu Pan Mroźnej Pogody. Jeszcze tej zimy udowodnił swa siłę i mądrość. Pewnego razu gdy Indianie polowali daleko od obozu znów znaleźli się w blizzardzie. Myśliwi prosili Świętą Wydrę by użył swego leku, który dostał od Pana Mroźnej Pogody. Święta Wydra poradził będącym z nimi kobietom i dzieciom by usiadły na travios a mężczyznom by torowali końmi drogę przez śnieg. Następnie wyjął woreczek z tytoniem i czarną kamienną fajkę. Zapalił ją i
dmuchnął dymem w kierunku nadchodzącej burzy, prosząc Pana Mroźnej Pogody o litość dla ludzi. Chmury burzowe rozstąpiły się i pokazało się niebieskie niebo. Ludzie śpieszyli się wiedząc, że blizzard wkrótce może powrócić. Ale ponieważ znajdowali się już niedaleko od obozu udało im
się tam bezpiecznie dotrzeć.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
niedziela, 9 czerwca 2013
sobota, 8 czerwca 2013
WIERZENIA INDIAN - OBRZĘDOWE POLOWANIA NA BIZONY
Wiosną, gdy wszystko staje się zielone, wintca’cta wakan, prowadzący Taniec Słońca, nakazuje swym żonom przygotować ucztę i stawia swe największe domostwo. Następnie każe obwoływaczowi (e’yaba’ha lub cankpa’mini) zaprosić członków rady. Człowiek ten chodzi po obozie, zapraszając starych i poważanych mężczyzn, którzy zbierają się w domu narad i paląc czekają na spóźnionych. W międzyczasie opowiadają o swoich bohaterskich czynach. Gdy już wszyscy się zbiorą, gospodarz nabija swą czarna fajkę. Jest ona udekorowana czerwonym końskim włosiem mającym symbolizować rany, podczas gdy ludzki włos przedstawia skalpy zdobyte przez właściciela. Obwoływacz siedzi na prawo od wejścia, wódz podaje mu fajkę do podpalenia. Fajka jest podawana dalej i pali ją każdy, aż wraca do właściciela, który mówi: „Jest coś, co chciałbym wam powiedzieć, ale najpierw zjedzmy”. Herold usługuje gościom, wystawiając na zewnątrz półmiski i koszyki, gdy tylko się opróżnią. Rozpala ogień i używa zawieszonej w domu słodkiej trawy jako kadzidła. Gdy trawa się pali, wódz ogłasza, że zamierza zapakować trochę tytoniu a potem wybuduje medicine – lodge. Wzywa czterech mężczyzn do opowiedzenia jak skalpowali swych wrogów, uwalniali spętane konie itd. Po zakończeniu ostatniej historii, wódz pakuje trochę kanadyjskiego tytoniu i podaje go pierwszemu z czterech śmiałków, który bierze go ze słowami: „Gdybym nie dokonał odważnych czynów, nie mógłbym się odważyć dotknąć tytoniu”. Podobne deklaracje wygłaszają pozostali trzej, każdy odcinając trochę tytoniu. Cztery kawałki powracają do wodza i położone zostają na skórze jelenia.
Szaman następnie wybiera kolejnych czterech mężczyzn, nie tak bardzo poważnych jak poprzednicy i podaje im wiązki słodkiej trawy. Opisują swe czyny, odcinają trochę trawy i czynią deklaracje jak ich poprzednicy. Odcięte kawałki trawy kładzie się przed wodzem, który owija nimi kawałki tytoniu i kładzie do torby ze skóry jelenia zawiązanej przy pomocy ścięgna. Potem oznajmia: „W takim a takim kierunku żyją ludzie; chcę, aby ten tytoń został tam zaniesiony”. Przywiązuje torbę do żerdzi namiotu i prosi zebranych, aby ogłosili w obozie, że tytoń ma zostać dostarczony wskazanemu ludowi. Wszyscy palą a potem wychodzą. W obozie ludzie pytają się ich o czym była narada i któryś ze starców mówi, co powiedziano i co uczyniono. Wtedy, jakiś młody śmiałek może zgłosić się na ochotnika, że chce zostać dostarczycielem tytoniu (cane’ paxta ai’ sa). Krewni ochotnika wydają ucztę, podczas której gospodarz ogłasza: „Ten człowiek zamierza zanieść tytoń takiej a takiej grupie”. Goście powstają spoglądając na śmiałka i zagrzewają go do zaniesienia tytoniu do wskazanego obozu bez względu na niebezpieczeństwo grożące ze strony wrogów. W któryś wieczór młodzieniec powiadamia wodza, że jest gotów. Wódz zapewnia go, że cała ponadnaturalna moc jaką posiada zostanie użyta, aby mu pomóc; młody Indianin bierze torbę i wyrusza w drogę.
Kilka dni później dociera do obozu. Pyta pierwszego spotkanego człowieka o drogę do wodza. Idzie prosto do wskazanego namiotu, po wejściu kładzie przed ogniskiem tytoń. Wódz natychmiast pojmuje sens tego gestu i wydaje polecenie, by należycie przyjąć przybysza, nie wypowiadając osobiście do niego choćby jednego słowa. Gdy gość je, wódz pyta się go, jak to było z wysłaniem tytoniu; wtedy młodzieniec opowiada mu wszystko z detalami. Tej samej nocy, wódz nakazuje swoim żonom przygotować ucztę i zaprasza na nią swych ludzi. Wszyscy starcy przychodzą do jego namiotu, gdy tylko zauważają torbę z tytoniem rozumieją w czym rzecz. Zaczynają się zastanawiać jak daleko będą musieli podróżować. Gospodarz nabija i podaje im fajkę. Gdy wszyscy już palili, pomocnik podaje jedzenie. Po zakończonym posiłku wstaje wódz: „Ten człowiek przyniósł tytoń. Musicie zadeklarować, czy zapalicie go, czy też nie. Jeżeli chodzi o mnie, mam zamiar go zapalić”. Podnosi się starzec ze słowami: „Wódz powiedział, że zapali. Podlegamy mu i jeżeli on zapali, ja mu pomogę”. Wtedy wódz rozwiązuje torbę, wyciąga tytoń, miesza go z łykiem czerwonej wierzby, nabija fajkę i podpala. Oznacza to, że przyjęto zaproszenie. Gdy się zaciągnie, podaje fajkę dalej; ci, którzy odmawiają pójścia przekazują fajkę bez zaciągania się, ale zdarza się to rzadko. Gdy wypalą jeden kawałek tytoniu, wódz pozostałe trzy ponownie zawiązuje w torbie, zawiesza w namiocie na żerdzi i ogłasza, że życzy sobie aby ten tytoń został zaniesiony do takiego a takiego obozu tej nocy. Nowina rozchodzi się po obozie, herold wzywa młodych, odważnych mężczyzn do podjęcia się tego zadania. W dłoniach trzyma fajkę, którą podaje młodzieńcom – jeżeli palący zachowuje milczenie, to oznacza, że nie ma zamiaru pójść, jeżeli natomiast podejmuje się wykonania zadania, to najpierw mówi o tym, a dopiero potem pali. Ochotnikom okazywany jest duży szacunek. Taka sama ceremonia odbywa się w pozostałych obozach, do których także dostarczono kawałki tytoniu. Posłańcy powracają do swych wodzów tak szybko, jak to tylko jest możliwe, z kawałkiem zwykłego tytoniu na znak przyjęcia zaproszenia. Jeżeli któryś z kawałków nie został przyjęty, zachowuje się go na przyszły rok.
Gdy wszyscy ludzie z zaproszonych grup zbiorą się, szaman wyznacza dwóch „oficjeli” zwanych Żołnierzami (agi’tcita ko’nagitciye) do przeprowadzenia tańca. To oni zawiadamiają wszystkich, wyznaczają teren i zaczynają się tańce. Następnie wódz nakazuje postawić namiot zbudowany z dwóch zwykłych namiotów, w samym środku obozu. Namiot ten zwany jest wiyo’ti’bi; Żołnierze pozostają tam stale, wydając stamtąd polecenia dla obozu. Któregoś dnia obwoływacz ogłasza, że polowanie rozpocznie się następnego dnia i wyznacza mężczyznę do wyśledzenia stada. Tropiciel wyrusza od razu; po jakimś czasie wraca. Gdy tylko go widać, w odległości stu jardów od granicy obozu usypuje się stos ze skrawków mięsa bizona. Wszyscy ludzie obserwują z daleka tropiciela. Jeżeli jego rekonesans był owocny, wjeżdża prosto w ów stos, rozrzucając skrawki na lewo i prawo, a wszyscy się cieszą. Jeżeli objeżdża stos to jest znak, że nie był w stanie wytropić bizonów. W pierwszym przypadku opowiada dokładnie o swojej wyprawie. Stary człowiek (wódz?) ogłasza: „Ten człowiek zlokalizował bizony, nikt nie może wyruszyć na polowanie, zanim Żołnierze nie udzielą zezwolenia”. Wszyscy szykują się; w ten sam wieczór, być może inny starzec, mówi: „Musicie wyruszyć wszyscy jutro rano, będzie dwóch przywódców (wintca’basi), i nikt nie może ich wyprzedzić”. Następnego ranka wyjeżdżają. Dwaj przywódcy prowadzą swoich wojowników w dwóch oddziałach uformowanych w dwa uzupełniające się półkola. Nie jest dobrze, jeżeli która z części zacznie polować przed drugą z nich. Indianie polują na bizony; po polowaniu całe mięso zanosi się do wiyo’ti’bi. Żołnierze ucztują i tańczą.
De Smet dodaje pewien szczegół co do obrzędowych praktyk związanych z tropieniem bizonów. Czuwający nad całym plemieniem wbija w ziemię magiczną żerdź i w celu rzucenia uroku na stado przywiązuje do niej chorągiew ze szkarłatnego materiału, kawałek tytoniu i róg bizona. Przed odkryciem stada codziennie rano bije w bęben i śpiewa pieśni, w ten sposób konsultuje się ze swymi duchowymi pomocnikami. Tropiciele biorą ze sobą kule wakan z włosów bizona, którą, gdy tylko odkryją stado zanoszą do prowadzącego polowanie. Podczas nie obecności kuli, był on zobowiązany do poszczenia i okres ten uległ przedłużeniu do zakończenia polowania, z tym wyjątkiem, że mógł spożywać mięso zwierząt zabitych bez zranienia.
http://assiniboine.republika.pl/assiniboin/religia.htm
piątek, 7 czerwca 2013
czwartek, 6 czerwca 2013
Legendy Indian: Dziecko które przemieniło się w sowe
Legenda Indian HOPI
Alíksai! Żyli Oni w Shupaúlavi, pewnego razu dziecko mocniej zaczęło płakać. Jego matce nie było go w ogóle żal, biła go.
- "Ty płaczesz", powiedziała
- "Zamierzam wyrzucić Cię przez drzwi. Zamierzam wyrzucić Cię do sów". Zaczęła wywlekać dziecko z domu. Duża Sowa była w pobliżu i usłyszał zawodzenie dziecka. Podeszła do dziecka i gdy zobaczyła że ono wciąż płacze ,położyła je na plecy i zabrała. Mieszkała w małej jaskini po stronie urwiska, w pobliżu którego wieś Bayúpki została położona. Do tej właśnie jaskini, zabrała dziecko. Mieszkała ona w niej spokojnie waz ze swoimi dziećmi .
Matka dziecka nie słysząc dłuższy czas jego płaczu , wyszła z domu i zaczęła szukać swojego dziecka , ale go już nigdzie nie było
- "Gdzie ono znów przepadło?" powiedziała.
-'' Wydaje się że ktoś przyszedł i je zabrał ",po czym poszła go szukać, chodząc od domu do domu pytała wszystkich ludzi ,ale nikt go nie widział. Rano znów poszła do domu „Tropicieli” którzy szukali jej dziecka, ale nic nie znaleźli
-" Gdzie to dziecko może być? "powiedziała. Więc została bez dzieci.
Czasami gdy ,jacyś mężczyźni chodzili po drzewo ,na północ od wioski, niektórzy z nich przechodzili w pobliżu jaskini gdzie żyła Sowa.Słyszeli jak ktoś jękliwym głosem śpiewa następującą pieśń;
Chavayo chavayo,
Chavayo piva, chavayo piva,
A Hmhm, A hmhm.
Patrząc do góry zobaczyli dziecko w jaskini, które miało już pióra ,białe plamy Sowy zaczęły pojawiać się na całym jego ciele. Oczy dziecka ,zmieniały kolor na żółty.
-"Och!" ,mężczyzna powiedziała:- "Czyje to może być dziecko?" .Jeden z mężczyzn, zasugerował, że może to być dziecko, które zniknęło, więc kiedy powrócili do wioski, powiedzieli: "Tam w Sowiej jaskini , na Bayúpki , jest dziecko. Ma już pióra i plamy na całym ciele , a jego oczy są już żółte. Przemienia się w sowę.
–„Czyje to może być dziecko? "-
- "To musi być dziecko tej kobiety," mówili ludzie od razu…
Więc powiedzieli im o tym;
–„Teraz, musicie ruszyć się z miejsca , ruszyć się, bo to dziecko zamienia się w sowę". Więc pośpiesznie podbiegła i matka i ojciec, jak też mężczyźni, którzy znaleźli dziecię.Udali się wraz z nimi by wskazać im to miejsce.
Kiedy dotarli na miejsce , mężczyzna który znalazł dziecię ,wspiął się do jaskini. Z tyłu jaskini znajdowała się Sowa i jej dzieci. Małe sowie dziecko siedziało samotnie. Mężczyzna wziął je, zniósł na dół i podał ojcu. Również matka je chwyciła. Sowa nie wyszła, ale powiedziała:- "Zabierzcie ze sobą dziecko ,ale gdy tylko dotrzecie do swojej wioski, zamknijcie dziecko w pokoju i trzymajcie je tam przez cztery dni. Czwartego dnia gdy wzejdzie słońce ,otwórzcie drzwi i niech dziecko wyjdzie.I wtedy znów będzie Hopi. Jeśli tego tak nie zrobicie i otworzycie przedtem drzwi, dziecko pozostanie Sową i znów powróci”
Więc zabrali dziecko do wioski ,umieścili w pokoju ,położyli mu trochę jedzenia ,po czym zamknęli drzwi. Ojciec strzegł frontowych drzwi ,trzymał straż przez cztery dni.. Słyszał jak jego dziecko porusza się w pokoju. Po pierwszym dniu matka była niespokojna pragnęła, aby otworzyć drzwi, ale ojciec zabraniał jej, mówiąc, że nie są one do tego, bo Sowa tego zakazała. Więc czekała i na trzeci dzień była bardzo niespokojna o swoje dziecko i ledwo mogła przeczekać ten trzeci dzień. W nocy też, wydawało jej się, że ranek nadchodzi bardzo powoli. Wreszcie, kiedy pojawiło się światło podeszła do drzwi, które, podobnie jak każde stare drzwi Hopi, nie zostały wykonane zbyt dobrze, miały pęknięcia.
-"Już prawie jest jasno," powiedziała, "Otwórzmy drzwi."
Zbliżyła się do drzwi ,jej oczy znalazły się w ich cieniu ,i spojrzała przez jedno z pęknięć .Zobaczyła swoje dziecko ,chodzące w górę i w dół ,ale zauważyła także ,że zaczęło ponownie zmieniać się w sowę.
-„Pozwól nam otworzyć drzwi „nalegała-”jest już jasno”.Jej mąż zaprotestował ,mówiąc ,że słońce jeszcze nie powstało,ale Ona otworzyła drzwi ,przyśpieszając przemianę w sowę, która natychmiast poderwała się do lotu i poleciała poprzez Bayúpki do miejsca, z którego pochodziła.
-"No,co teraz," powiedział mężczyzna, "Zajrzałaś tam wcześniej , zanim wzeszło słońce, pomimo że Sowa powiedział nam by tego nie robić”. Ty to zrobiłaś , zobacz co narobiłaś teraz , nie mamy dzieci. Mieliśmy odzyskać nasze dziecko z powrotem , ale ty zajrzałaś do środka i to zmieniło go w Sowę ,i teraz pozostanie sową.”
http://zapiskijohnacastanedy.blogspot.com/2012/09/legendy-indian-czesc-1-hopi-dziecko.html
środa, 5 czerwca 2013
WIERZENIA INDIAN 2
Wskazywano już na to, że często religijne doświadczenia szamanów i zwykłych członków plemienia są w istocie podobne, jedyna różnica polega na rozmiarze i charakterze świadczonej pomocy. Wniosek ten znakomicie pasuje do Assiniboinów. Mężczyźni opuszczali obóz, aby pościć i modlić się w poszukiwaniu tajemnej mocy, albo otrzymywali instrukcje bez specjalnych błagań, a wyłącznie od treści wiadomości zależało, czy zostali założycielami stowarzyszeń tańca, praktykami wakan, właścicielami malowanych chat, wytwórcami wojennych koszul lub prorokami. W każdym przypadku niezbędne było posłuszeństwo bezwzględne wobec otrzymanych wskazówek. Zlekceważenie ich, jak utrzymują, było w przeszłości powodem śmierci wielu Indian.
Jeżeli komuś śniło się zwierzę, nie mógł go zabijać ani jeść jego mięsa. Pewnej kobiecie śnił się niedźwiedź. Od tej pory wyznawała zasadę nie jadania mięsa tego gatunku zwierząt. Raz jednak spróbowała trochę i w konsekwencji prawie zamieniła się w niedźwiedzia. Innej kobiecie zwykł śnić się bizon. Zawsze mogła przewidzieć, gdzie jest jakieś stado bizonów. Wreszcie rozdrażniło to zwierzęta i bizony przestały odwiedzać ją w snach. Matka kobiety, której śnił się niedźwiedź, także miała sny z tym zwierzęciem. Poprosiła męża, aby przyniósł jej małego niedźwiadka i karmiła go ze swoim dzieckiem, po jednym u każdej piersi. Gdy niedźwiedź podrósł, został w obozie i gdy mówiła do niego jego mleczna matka kiwał głową, nie zwracał natomiast uwagi na innych ludzi. Ludzie, którym się śniły bizony, potrafili czasami określić ich wiek, wówczas nie mogli zabijać bizonów w takim właśnie wieku. W czasie bitwy, taki mężczyzna mógł się zmienić w bizona i gdy wrogowie wycofywali się, on mógł podążać za nimi, bodąc ich i zabijając rogami. Pewien leciwy rozmówca opowiadał mi o Indianinie, który w taki sposób zabił trzydziestu nieprzyjaciół. Mój tłumacz nie lubił śnić o czymś co jadł. Lubił śnić o koniach, kiedyś śnił mu się srokacz, a potem złapał takiego. Niektórzy Assiniboini śnią o małej istocie mieszkającej w górach. Mogliby ją odwiedzić przez dziurę w zboczu góry, przez którą doszliby do osady ludzików. Te małe istoty czasami szczekają w nocy; w okolicach Saskatchewan można usłyszeć ich szczekania nocą i wczesnym rankiem. Jim Crack za młodu śnił o małym człowieczku, który nauczył go przygotowywać lekarstwa i polować na wszelką zwierzynę, w rezultacie stał się wielkim myśliwym. Regułą jest, że ludzie śnią, gdy są bardzo młodzi. Ich przyjaciele mogą ich instruować przez kilka lat, a potem już na zawsze odchodzą.
Jadąc kiedyś do Snake Butte w rezerwacie Fort Belknap mój tłumacz opowiedział mi typową historię naturalnego przeżycia: „Dawno temu, ludzie udawali się pomodlić o magiczną moc na stożkowate wzniesienie Snake Butte. Często modlący się atakowani byli przez węże i krewni wyruszający na ich poszukiwanie znajdowali jedynie szkielety. Pomimo to, pewien młodzieniec lekceważąc rady przyjaciół, postanowił pojechać tam. Zabrał ze sobą nóż o dwóch ostrzach (mi’na ta’nga), rozebrał się i położył. Nagle, w nocy usłyszał jakieś odgłosy i zobaczył mnóstwo grzechotników zmierzających w jego kierunku. Nie wiedział co zrobić, w szale zaczął odcinać sobie kawałki ciała i rzucać je wężom. Wtedy, jeden szczególnie duży wypełzł ze swej dziury i powiedział – „Jestem ci bardzo wdzięczny, że nakarmiłeś moje dzieci. Nikt dotąd nie zrobił tego i dlatego pożarliśmy ich. Chodź ze mną, jest ktoś, kto chciałby z tobą porozmawiać”. Młodzieniec wszedł do dziury i został wprowadzony do dużego, niebieskiego namiotu, w środku którego leżały dookoła ścian dwa duże węże. Powitali go dwaj czarni ludzie o kręconych włosach, mówiący w języku Assiniboin, i od nich oraz od węży otrzymał religijne instrukcje”.
Otrzymanie nadnaturalnej mocy jest także ilustrowane przez następującą opowieść Isto’ – egan’. „Gdy byłem małym chłopcem, śniło mi się raz coś w kształcie piły, która wirowała dookoła. Innym razem obudziłem się w chacie mego brata, nie wiedząc jak się tam dostałem. Za trzecim razem miałem wizję i wyszedłem z chaty, by się rozejrzeć. Za czwartym razem przyszedł do mnie ktoś, nie budząc mnie”. „Na zewnątrz jest ktoś, kto chciałby ciebie zobaczyć – powiedziała zjawa – czekają na ciebie tam, gdzie pali się światło”. Zastosowałem się do tych wskazówek i trafiłem do wielkiego mężczyzny zwanego Big – White – Man (Wielki – Biały – Człowiek), który rzekł: „Martwię się o ciebie od dawna i chcę ci pomóc. Idź do tamtego namiotu, oni powiedzą ci co masz robić”. Wszedłem do chaty, wewnątrz siedziała stara kobieta. „Wnuku martwimy się o ciebie – powiedziała – i dlatego wezwaliśmy cię. Spójrz jak pomalowany jest ten namiot”. Z tyłu tipi namalowane było żółte wyobrażenie słońca. „Jeżeli się ożenisz i postawisz swój dom – kontynuowała – narysuj z tyłu taki sam rysunek. Przedstawia słońce. Słońce jest ponad nami i dzięki swej mocy włada ziemią i niebiosami, twoja rodzina rzadko będzie chorować, a jeżeli już ktoś zachoruje, to z całą pewnością wyzdrowiej. Tak długo, jak ten rysunek będzie na twoim tipi, będziesz się cieszył życiem ze swoją rodziną”.
Podstawowe psychologiczne podobieństwo wszystkich tych objawień (nie zwracając oczywiście uwagi na specyficzną zawartość poszczególnych wizji), jest uwypuklone przez następujące objawienie, opisane przez tą samą, co wyżej osobę. „W późniejszym czasie, śniło mi się kilku mężczyzn, którzy powiedzieli, że jestem oczekiwany w pewnym namiocie. Poszedłem tam, całe tipi pomalowane było na czerwono. Tuż nad wejściem znajdowało się wyobrażenie mężczyzny z rozpostartymi ramionami. Gdy wszedłem, uderzyłem w coś, był to dzwon. W środku siedział stary człowiek, który rzekł: „Mój synu, to ja ciebie wezwałem. Ofiaruje ci tę pomalowaną chatę (wio’ha) i nauczę, jak jej używać”. Na prawo od wejścia widniał rysunek kobiety. Kazał mi go przerysować w swoim namiocie. Potem powiedział, abym wyjrzał na zewnątrz. Mniej więcej cztery stopy nad ziemią namalowany był wąż, zwrócony łbem na wschód; podobny wąż narysowany był także z drugiej strony. Przestrzeń pomiędzy gadami zamalowano na czerwono. Ich ogony otaczały całe pokrycie namiotu. Nad ich łabami widniała figura mężczyzny, a na samej górze wił się mały wąż. Ponownie wszedłem do tipi. Wierzchołek wewnątrz pokrycia symbolizować miał otwarte niebo, a dzwon – serce mężczyzny, który do mnie przemawiał. Mieszkaniec namiotu wskazał swoje serce i zobaczyłem, że wygląda jak dzwon. Wtedy powiedział, że otrzymam moc wakan, aby leczyć choroby. „W ten sposób, będziesz posiadał mnóstwo koni i będziesz miał pod dostatkiem pożywienia, a twoja rodzina zawsze będzie zdrowa. Gdy będziesz kogoś leczył, masz postępować tak: niedaleko paleniska wetknij w ziemię koniec drzewa z listowiem, a drugi koniec oprzyj o pokrywę otworu dymnego. Z trzech lub czterech bizonich skór zbuduj kabinę. Każ sobie związać ręce i nogi rzemieniami ze skóry jelenia, a potem niech cię owiną płaszczem z wygarbowanej skóry i zwiążą od zewnątrz. Koło paleniska połóż na kawałku czystego perkalu kamień pomalowany na czerwono. Ugotuj małego psa jeszcze ssącego mleko matki i połóż go także koło ognia. Dwóch lub trzech ludzi grających na bębnach ma siedzieć po prawej stronie od wejścia, nikt inny nie może wejść. Na pniu zawieś dzwon”. Potem nauczył mnie pieśni. Pouczył mnie także, że jeden bęben powinien leżeć koło pomalowanego kamienia. Grający na bębnach mieli zacząć śpiewać, potem ja miałem dołączyć. Przy drugiej pieśni, inny mężczyzna miał wyciągnąć mięso szczeniaka z rondla i położyć po prawej stronie kamienia. W przerwie pomiędzy trzecią a czwartą pieśnią powinien nadejść duch, zadzwonić w dzwon i zacząć mówić wyraźnie, tak by mogli go wszyscy zrozumieć. Z nieba dochodzić miał hałas. Gość miał być niewidzialny, za to słyszalny. Zapyta mnie w czym rzecz. Wtedy musisz poprosić go o pomoc. Najpierw zje mięso szczeniaka, potem powie ci, czy pacjent może być leczony, a jeżeli tak to kiedy. Jeżeli leczenie będzie niemożliwe, powie to. Zniknie, ale wcześniej uwolni cię z więzów w mgnieniu oka i zawiesi twoje pęta na szczytach żerdzi namiotu. Oto sposób leczenia w malowanym namiocie”.
W podobny sposób Isto – egan’ zabezpieczył rytuał ”fool - dance”. Ceremoniał domu pary został mu udzielony gdy stał na szczycie góry, modląc się o nadnaturalna moc. Wielki Duch ostatecznie wyjaśnił mu sekrety domu pary, nakazując aby nie zaniedbywał obrzędu. Jeżeli będzie posłuszny, dożyje późnej starości. Ten sam duch informował go także o przyszłych wydarzeniach.
Stoney czasami pozwalali wiązać się w skóry amerykańskiego łosia na noc. Nadnaturalna istota miała po nich przyjść i unieść do nieba.
http://assiniboine.republika.pl/assiniboin/religia.htm
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)